Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
ECHO GŁOSU ... · Illinois River

Illinois River

1
w ubiegły weekend ryb nam się zachciało ...
z brzegu widać most i barki płynące po rzece
na bosaka idę śladami ścieżek bezdomnych tułaczy
ciągłością rzeki (w natłoku) pławią się smutki
mój cień czasami z przodu czasami za mną się wlecze
zamyślona rzeka ciągnie w swoją stronę
przęsła mostu w jej głębi obłąkane wiry
woda jest lustrem twarzy spogląda w oczy
wiatr mruczy gdzieś w zagajniku znajome ... S t o l a t!!!

śmiech słychać z naprzeciwka żałosny szloch losu
w zakamarkach cienia bezdomni winem się raczą
zwyczajowo zwyczajni pić prosto z gwinta
wulgaryzmy się tłoczą w rodzimym języku

(k - rwa) z ust nie schodzi ... spod dyskretnej zasłony
- - - nawyki o których nie sposób nie powiedzieć!

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
 
( ...) - - - raz (k - rwa) zasadziliśmy się ze szwagrem na leszcze,
- - - spiningi (k - rwa) poszły w ruch
- - - za trzecim, czwartym - - - (k ...wa) - - - podejściem
- - - szwagier (k ...wa) - - - (sześcio-pak) - żywca - puszkowego - wydobył
- - - tylko, że (k ... wa) - - - chamisko - - - (5) - to sam - - - tak - - - (od ręki) wytrąbił!
- - - mlaskając drwiąco (k ...wa) z pobłażliwym uśmiechem, aby – mi na nosie zagrać!
- - - tak mi - - - chamsko - - - odszczeknął!.
- - - tobie - - - szwagierku - jakoś nic - dziś nie bierze?
- - - i brać (k ...wa) nie będzie ...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

z ciemnej chmury życia obnażone myśli - homeless?
tabliczka na szyi z prośbą o datek przesłanie przenosi
w duszy zamyślenie powiększonych źrenic zapisuję słowa

ptak śpiewa w locie tłumaczy ślepcowi jaki piękny dzień
ów gra na organkach poza zasięgiem pijane w buszu elfy
stary rower oparty o skarpę swoje miejsce wciąż zmienia.

coś w tym jest i nie zna litości coś chce powiedzieć
twarze, które są portretami choć nie wyglądają malowniczo
przyjaciele sami się oślepili - zgubili drogę na prostej.

2
żyją w gromadzie, ale każdy z nich cierpi samotnie
po drodze rozdał to co posiada zatacza koło
nie ucieka przed tym co go spotyka z reguły
można skończyć prosto z mostu (jak wielu przed nimi)

pod mostami wryte w ziemię fioletowe osty z przydługimi rękawami
stoją jak posągi naszych czasów wypatrzone źrenice
wyciągnięte po datek ręce prawdą ludzkiej słabości
żałosny los wije się łąkowy bluszcz z koniczyną na szczęście

mając nieprzejrzystą przyszłość nieciekawe miejsca po obu stronach rzeki
tory urywają się nagle tylko życie toczy się tym samym szlakiem
nikomu niczego nie zazdroszczę co los mu skrzyżuje po drodze
w walce rozpaczy z nadzieją - są za daleko - ten bój bije po oczach

na nieszczęsne jutro we wszystkim zewsząd przemawia człowiek