w prawdziwej postaci ...
codzienny trud kluczem świętym iskrzy na urodzaj pól
grzmią wylewne chmury marszczą brwi kopy na ścierni
schodzą na ukos miedzom kruszą się owsy w mendlu
snopki powiązane na obłap lgnące pod cepy jesienią
polną drogą maki ucztują w ogródkach wystrojone malwy
w szafranowych sukniach studnia pochylona z żurawiem
wiszącym nasze ślady na pniu granitu postawili kościół
sumiennie. tutejsi zewsząd dusznie szczęśliwi w ławkach
odpoczynek niedzielny i trud codzienny przykładem dziecku
dzwon na anioł pański wiąże ludne obszary cały długi tydzień
chodził będzie za nami echem, aż boli sumienie. w tajemnicy
pokory Chrystus wiszący na rękach z losem się mocuje
na klęczkach pacierza z krzyża zdjęty z szeptem w źrenicach
łza woskowa spod powiek po trzykroć zew koguci w uchu
wzdłuż skroni znak popiołu na pamięć naszą - być razem
gazdowie z wrodzonym rozsądkiem błagajmy chleba i wina
w słodkich litaniach radość pól, idziemy bardziej uroczyście
z naręczem tajemnic ufając na włóczni kres życia wsparty
za progiem pies się mota i nogi sukniane trwożniej na kolana
z ponad klęcznika gwóźdź obolały pochylon cieknie ze źrenic