Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
TĘSKNICOM CHCE SIE PODZIELIĆ ... · Jesienne liści opadanie

Jesienne liści opadanie

Najtrudniejsze pierwsze dni,

Siedzę w domu nic nie robię, wszyscy beze mnie poszli do roboty.
Patrzę w okno kamienicy z bejsmentem z widokiem na yardę
Nie widać nieba, moje niebo o tej porze życia wcale nie jest niebieskie
Ponuro bezrobotny ... pracy nie mam już piąty tydzień - świruje!
Chwilowo brak jej na rynku, zawsze tak bywa przed Krysmusem (Christmas Holiday)
Powtarzam co słyszę. W radiu rozgłośnia Nowa Polonia,
nierzetelne reklamy wymienia ... słowa - jak plewy - wiatr po Chicago roznosi.
Nieciekawie ... ciągle pada deszcz, o tej porze - siąpom zacina zamiast śniegiem
Z uporem i wytrwale. Wobec przepływu czasu i wilgoci staram się poznać
kilka zasad i drogę do ostatecznej wersji prawdy.
Z portfela dutków moc mi ubyło, wciąż jestem na cudzym chlebie.
Jak tu więc żyć - pełnią szczęśliwości we wszystkich wymiarach rzeczywistości,
Nauczyć się iść przez czas z gracją i jeszcze do tego, w obcej Ameryce?
Żeby być i żyć - konieczne jest zadawaniem ciosów po zadzie.
Dzięki temu staram sie zrozumieć pogmatwaną wolność,
Umiem nawet głośno śmiać się w oczy, a to normalnie piękniejsze od życia!
Siedzę i patrzę w telewizor, gdzie same „gwiazdy” występują
Czy ich rozumie, raczej słucham, skąd wiatr szumi - gdy go tu nie ma
Chmury biegną zasłonić słońce zagrożeniem wiatr - tornado - domy wyrywa
Ślady na psychice zostawia. Gwiazdy, wabią gwiazdki, pierwszy stopień najwyższy
Potem coraz lżej, ranki, wstańki, noc zawsze ciemna, niebo randkuje bez gwiazd.
Każdy z nas toczy ze sobą boje. Akurat skaczą po estradzie - są szczęśliwi
Chwilą sławy, albo chodzą ze spuszczoną głową i dziury w chodniku liczą.
Za kulisami ... dobrobyt czasami jak ość w gardle ... może stanąć.
Tylko muchy to nie dotyczy - tańcuje frywolna po przyciemnionej szybie.
Ona, nigdy nie będzie bezrobotna - ma wielkie szczęście, nie urodziła się człowiekiem!
Tu, staro-nowa ideologia (według własnej koncepcji) obiecuje walczyć z bezrobociem i biedą.
Siedzę po turecku, nie udając żalu jeśli to nawet nie do końca prawda.
Czekam na telefony - dałem ogłoszenie, że podejmę każdą pracę!
Czekam na boskie wyroki. Znów przechadzam sie po krawędzi rozpaczy...
Powtarzam modlitwy, słowa litanii powtarzam, zaklęcia, powtarzam siebie.
Zmieniam kanały TV;  odbiornik ma mnóstwo kanałów, sieć przycisków
Których i tak w większości nie rozumiem. Nagle - na ekranie - mapa Polski.
Anonser mówi po angielsku ... czuć wyraźne skupienie, a nawet trwogę!
Na cały ekran – Polska flaga, w strzępach zdjęcia rozpaczy - robione kamerą z ukrycia.
Oddechem bez oddechu, na ulicach chaos, beznadziejnie - ktoś wspomniał o honorze ;
że - Solidarność, Gdańsk i Szczecin, złe oblicze, więc za to - martial law - (stan wojenny)?
Nie jestem pewien w 100 % - większość wyczuwam niż rozumie - że, są górnicy z Wujka - ranni brak empatii i egoizm, wszędzie graffiti ... i Jaruzelski ... i elita ... są komisarze - nowe rządy
Kukły, parodie, zbiorową karą, internowania, kontrolne rewizje ... znów coś o „wronie ” ... nadmieniają? Cisza w powietrzu drga - aż kracze ... nie widać końca rozwiązania.
Nie wszystko perfekt zrozumiałem – spojrzałem okiem na kalendarz …

Dziś - mamy grudnia - 13 tego ? Po prawdzie dzień ten nie jest – piątkiem?
Zgorzkniała bardzo moja kawa i coś sie stało z moim kubkiem,
Któremu - dno sie odwróciło - na wieść - mu ucho wykręciłem.
Dlaczego - akuratnie ich to spotkało? Stąd - myśl w galopie - tam pognała.
Mój wzrok - wśród bliskich sie zaszył, co na przyłóżkowym zdjęciu stoją.
Jak innych tłumy o tym czasie - chciałbym się z nimi porozumieć.
Bezskutecznie o stół podparty - zastanawiam się, z której strony Bóg na to patrzy?
Próbowałem dzwonić kilkadziesiąt krotnie z nadzieją, że może w końcu ... że - się uda?
Wreszcie ... w to wszystko uwierzyłem. Biegam w około nie dla kondycji
Czy ta historia zaczęła się teraz? Może trwa to od dawna - a może to nieprawda?
Nie powinienem zaczynać od wątpliwości - skoro na „niusie” tak podawali.

Przemoczony dzień pryska, czekając na przełknięcie.
Patrzę w lustro, w gruncie rzeczy wciąż jestem bezpieczny - daleko w Chicago,
Taki sam - tylko twarz mam nie do poznania ... choć - są i tacy co nie widzą swojej twarzy –
bo ją stracili na zawsze. Krew się w żyłach gotuje ...
zło miesza z dobrem - prawda z fałszem - rzeczywistość trudno odróżnić.

Pierdole takie na ramie broń – tutaj zostaje – stąd – nigdzie nie jadę!
Tu jest emigracja - też żyją ludzie - mieli skąd wyjechać, na razie - nie mają dokąd wrócić!

Pisane w grudniu 1981 roku, na wieść o wprowadzenia stanu wojennego.