Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
TĘSKNICOM CHCE SIE PODZIELIĆ ... · Sami swoi

sami swoi ...
I.
... bo - Polak, to brzmi dumnie!

Proste. Słowiańskie to dusze całym sercem ludzie odważni
Jednakoż z orężem i pługiem w ręku posuwali się na przód
Zamieniając lasy ciężkie dzikie obszary w urodzajne pola.

Sporo zalet. Nade wszystko miłowali wolność - braterstwo
Sami swobody miłując nie wydzierali jej innym w głąb
Nie byłoż im obce solidne garncarstwo i płótna ścibanie

Więcej. Śpiew lubili i gędźbę w radowaniu do rana białego
Obok zalet chlubnych, wady też mieli niemałe
Niezgoda w jedności lgnięcie do obczyzny rośnie.

Gdyby jeszcze nie było wśród zafrasowanych niemej głuszy
Rozdrabniania się rozgałęzień (takowe) od zarania dziejów
Tyleśmy. Naszych wodzów wielkie niweczyli cele.

Odkąd. Prawdą smutną (naszymi) przywarami się dzielę
Mimo woli ludu ci u nas bywał zawsze dostatek - wszędzie
Tłoczno, tym bardziej na dnie półmiska życie zaciskało pętlę

Na dystans. Dni narastały wychodźstwem szturmowano morze
Szli więc na przekór porom w dziurawych butach i boso
Ciemna nocka historii bez wieńca pociechy i glorii odmyka

Okropność jaką cierpimy (to Nasze) żaden lud na obczyźnie
W znoju i trudzie nie jest w stanie z potęgą (Naszą) się zmierzyć
Od wieków (Nasi) błądzili i błądzą niechlubnie za chlebem

Błądzimy wciąż, świat nas goni spuszczonych z uwięzi
Nie ma więc sensu mataczyć. Nie ma wyboru.
Trzeba stanąć twardo powiedzieć i trwać
Emigracja czyni nasz wybór nadłamanym dramatem.
Jest prawdą - kto był tułaczem, wie o czym mówię ...
Próbując cofnąć pokruszony czas (ten wciąż podąża w naszą stronę)
Moc smutku przepływa obok przelewającą się falą
W niepamięć poszły nasze zamazane lata
Ubogich kątów łza po obu stronach przyśpieszone tętno
Do fabryk szli boso o świcie aby gospodarkę ożywiać
Odmierzane godziny wypełniają dzień coraz wolniej
Porywa do tańca, noce zziębnięte, tęsknotą porzucony dom

Miłość do kraju poza granicą perswazji
Wielka to radość przywraca nadzieję wyobraźni
Wśród mglistych poranków i zgubnych wieczorów
Nowe znaczenie. Prawie że każdy ma rozbitą rodzinę ...

II.
(...) nie dajmy sobie dmuchać w kasze ... (jakież to polskie, jakież nasze)

W kolejnej odsłonie, wciąż nie uświadczysz ludu
Aby zacniejszy był godnością w duchu obyczajem
Zaszczytem nie lada wciąż myślą o sobie pochwalnie

Od dawien dawna żyją w ludowładztwie
Sztandar na czele klejnotem najwyraźniej im wieje
Po ciężkiej burzy znowu widzą serc spokój.

Sporne sprawy zbudzone na ostrzach konflikty
Załatwiają szukając skutecznego leku. W tumulcie
Rozsądek zawsze ostatnią im daje nadzieję.

Życie wiodą skupione w krąg otwarte na bezmiar
Nie są niegodziwi ani łacni cudzego bogactwa
Z natury ckliwi skłonni do zła nie czynienia

Są cichą wieczną wdzięcznością Wszechojca
Bóg jest Panem ich świata ich przeznaczenia
Tak od zawsze ... od zawsze ... od zawsze!

Lecz kiedy śmierć staraniem zaziera im w oczy
Czy to w chorobie smutną groźbą zgonu
Czy to na wojnie w szczęku oręża na przemian.

Ślubują na ciało; o ile cudem cięć miażdżących unikną
Na ołtarzu ofiarnym (kwiaty w wazonach) przykładnie
W świetle modlitw nabrzmiałe sowitą ofiarą w zamian

Są czcicielami ognia przyćmionego światła w radości
Więc palenisko budują najzwyklej z kamienia
Otwór do ujścia dymu umieszczają w rogu powały.

A kiedy się ogień zdrowo rozgrzeje wielkim obrazem
Na przemian obdzieli błogosławieństwem
Także i starca co drzemie gdzie wszyscy są razem.

Tudzież radość objawia pomnożona dzieciarnia
Gwar leci nawałą swawoli rozdziawione usta
Przez rzekę nikt nie próbował przejść suchą nogą
Na mocy ziarna gleba chleb dwugłosem przynosi
Niechaj się rodzi wszystko co dobre (dla brzuchów)
Za co ta kara; kobiety w bólu się modlą o lekki połóg.

Nie pozwól umrzeć w nie porę krzyczymy jedną
Aby się opamiętać rządze wszystkie niech bledną
Ulgę daj na wargach aby wyjednać koniec końców.

III.
Wdeptani w nieudeptaną ziemie ...

Zabawy w lasach gdzie brzeg wartki za nurtem rzeki
Wzgórek wspomnień (za nami) trawą zieleni się mile
W wąwozie kwiaty paproci na obu biegunach mostu

Protestem swobód wyniośli więc boso pobiegną przez osty
Głód znoszą spiekotę w niedostatku ich wszystkie znoje
We wszystko wierząc głęboko się chylą w ciemnościach.
 
Skryci. Do cudzoziemców odnoszą się nader przyjaźnie
Pokazując drogę ochraniają od nieprzyjemności
Od dawien dawna bramy do grodów ostawiali otworem

Owce hodują w zimnych górach uprawiają ziemię
Wina ich są z miodu więc przeto modły o pszczoły
O urodzaj o ładną pogodę o niewiast stałość - ofiara (najczęściej z trzech szklanic)

IV.
siedem wód spływa od serca ...

Gdzieś daleko głos się niesie rozkołysany dzwon
W osadzie świątynia góruje zdobiona ludzką ręką
Najwyższej formy sztuka. Oczy wzniesione ku górze!

O Panie upadku po trzykroć coś dał nam chleb wiary
Prowadź do końca wytrwale w imię Ojca i Syna i Ducha
W pobożności przykazań weseli szukają boskiego serca.

Cieszą się najwyraźniej gdy Bóg wypuszcza na świat słońce
I każdej nocy (co jest nie bez znaczenia) chowa je w sobie
Pomiędzy codzienność serca wzruszone życiowe pomyłki.

Pomyśl. Olszynowe krzyże patrzą dziś na nas nieśmiertelni ...
Z ziemi włoskiej do Polski - karmili krwią wszystkich przegranych
W boju niemi i głusi z wieńcami honoru - krwawią im rany.