Dlaczego nasi wyjeżdżali...
Różne są tego przyczyny. Kiedyś po upadku Powstania Listopadowego z 1830 r. przymusowo kraj musiało opuścić ponad 10.000 tys. ludzi. Były wśród nich wybitne postacie świata kulturalnego, elity intelektualne oraz przywódcy i uczestnicy powstania. Był to tzw. okres - Wielkiej Emigracji. Większość z nich zadomowiła sie w Europie, ale byli i tacy, którzy rozjechali sie po całym świecie, do obydwu Ameryk. Ignacy Domeyko, który położył podwaliny pod rozwój geologii i metalurgii w Chile. Ernest Malinowski wraz z 2 innymi inżynierami wyruszył w podróż do Peru, gdzie zaprojektował i nadzorował wiele ważnych trakcji kolejowych łączących rozległe tereny. O pracach i projekcie przy budowie kolei w górzystym, trudnym terenie, ponad 5000 m n.p.m. gdzie trzeba było wybudować ponad 50 mostów, ponad rwącymi Gorskimi rzekami, urwiskami, bądź przepaściami, jeden z nich o wysokości 77 m x 175 m. długości był największym najtrudniejszym wówczas dziełem na świecie. Rozpisywała sie o tym cała światowa prasa. Zatrudniony na umowę rządowa, projektował siec pionierskich dróg i mostów. Za zasługi dla tego kraju otrzymał honorowe obywatelstwo Peru.
Emigrowali również; Adam Czartoryski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Fryderyk Chopin, Joachim Lelewel, oraz inni znani i wybitni działacze niepodległościowi, dowódcy, żołnierze powstańcy.
Pierwsza znacząca grupa imigrantów z Polski przybyła do Ameryki w związku z rozbiorem Polski przez Prusy, Rosję i Austrię. W 1830 roku wybuchło w Polsce powstanie przeciwko carowi Mikołajowi I, które wkrótce zostało stłumione. Wtedy to ponoć około tysiącu osobom udało się zbiec do Stanów Zjednoczonych. Ci i inni emigranci polityczni próbowali utworzyć tutaj wspólnoty, ale jak zawsze bezskutecznie.
W Ameryce wiedziano o trwającym w Polsce - Powstaniu Listopadowym w 1830 r., chociaż informacje takie docierały z dużym opóźnieniem ze względu na panujące odległość, nie było przecież telefonów ani internetu. Społeczeństwo amerykańskie pamiętając udział Kościuszki, Puławskiego, oraz setki innych polskich żołnierzy w walkach o niepodległość, postanowiło organizować pomoc humanitarną w Nowym Jorku i Bostonie, zaczęto zbierać fundusze na pomoc wałczącym i potrzebującym. Inicjatorem ufundowania 2 sztandarów dla powstańców był dr Samuel Gridley Howe, któremu powierzono również misje dostarczenia sztandarów i zasiłku równego wartości 20 tysięcy franków na pomoc dla powstańców.
Howe, będąc w Paryżu dowiedział się, ze Powstanie upadło, mnóstwo żołnierzy i dowódców przebywa w więzieniach i na zsyłce, a tym, co udało sie uciec do Francji, pomaga społeczeństwo francuskie... ale w więzieniach dalej jest jeszcze dużo więźniów. Najwięcej ich było w zaborze pruskim i rosyjskim. Gen. Lafayette oraz gen. Kniaziewicz, zasugerowali, iż najlepiej dary od amerykańskiego narodu Bedzie przekazać na pomoc powstańcom znajdującym sie w więzieniach pruskich, oraz ich rodzinom.
Misji dostarczenia pieniędzy znów podjął się dr Howe, który dotarł do Prus, ale tam zaraz napotkał na podejrzliwość władz pruskich i osadzony został w więzieniu, gdzie spędził kilkanaście dni w okropnych warunkach, ale powstańcy byli Jeszce w gorszych przetrzymywani. W listach do swojego przyjaciela, podkreślił szlachetność polskich oficerów, którzy mimo, ze sami znajdowali się w nędzy, prosili, aby w pierwszej kolejności pomóc żołnierzom.
Sprawy powstańcze, jak i po powstańcze uczestników biorących udział w walkach... którym udało sie ocalić i dostać na kontynent amerykański, bardzo ciekawie opisuje w swoim opracowaniu Mieczysław Heiman.
31 marca, 1834 roku do portu nowojorskiego, przybyły dwa austriacko-niemieckie okręty wojenne, a na ich pokładach 235 osobowa grupa polskich powstańców. Na ich powitanie w porcie zgromadził się tłum skłonny udzielić im schronienia oraz wyrazić poparcie za ich niepodległościowe czyny, na jakie sie odważyli.
Urządzano festyny, kwestowano po ulicach, prowadzono zbiórki pieniężne w porcie i kościołach.
Początki jak zawsze bywały bardzo trudne i czasy również ciężkie, wśród tutejszego społeczeństwa panoszyła się bieda, ale serca mieli otwarte i szczere zamiary do udzielenia pierwszego wsparcia. Zorganizowano specjalny Komitet, za pośrednictwem, którego zwrócono się do Kongresu USA z prośba o przyznanie im ziemi, która będzie mogła ich utrzymać i wyżywić.
Wśród grupy przybyłych była tylko jedna kobieta, siedmiu było oficerów a reszta to żołnierze. Wiek przybyszów był różny, niektórzy mieli ponad 60 lat, ale takowych było kilku, reszta to ludzie w sile wieku 17- 40 lat. Większość nie miała porządnego fachu, kilkoro było ze wsi, ci znali prace na gospodarstwie, kilku było krawców, kowali, czyli ludzi z konkretnym zawodem. Wszyscy prawie bez znajomości języka.
Komitet w imieniu kilku wybranych z przybyłej grupy... dnia 4 kwietnia 1834 r. Zwrócili się z apelem do Kongresu USA. Ułożono petycje o treści;
„ My podpisani na liście Polacy, wybrani z grupy przez 235 rodaków, co sie dostali na gościnne wybrzeże Stanów Zjednoczonych, za rozkazem cesarza Austrii, ośmielamy się prosić Wasze dostojne Zgromadzenie o pomoc, do jakiej powinniśmy mieć prawo, jako ludzie w najkrytyczniejszym położeniu i potrzebie. Ponieważ nie znając języka ani obyczajów tego kraju, jesteśmy pozbawieni wszelkich środków do życia, oprócz kupki pieniędzy, co starczy na kilka dni.
Chociaż jesteśmy wygnańcami i cały nasz majątek stanowią wspomnienia i rany nabyte w przeszłości, pragniemy jednak pracując wieść życie użyteczne dla nowego Kraju, który od chwili przybycia za swój wybraliśmy.
Przeto prosimy Wasze dostojne Zgromadzenie o przychylność, o przydzielenie nam ziemi pod takimi warunkami, które pozwolą nam żyć z własnej pracy, zgromadzeni zaś w grupie, żyjąc po sąsiedzku łatwiej jest sobie pomagać. Pragniemy w ten sposób założyć tu - nową Polskę, aby mogły przyjeżdżać tu nasze rodziny i przyjaciele, abyśmy mogli się zbierać i żyć bez prześladowań i być użytecznym dla narodu Stanów Zjednoczonych.”
Prośbę podpisali; Leon Baczkiewicz, Marcin Rosienkiewicz, dr Karol Krajcer, Jan Ruchlicki, Feliks Gwinkiewicz, Józef Kossowski, Jan Hiz, Leon Jerzykowski, Wojciech Konarzewski.
Reakcja Kongresu na list powstańców była dość szybka. 27 kwietnia 1834 r. Kongresmen CC. Camberland z Nowego Jorku, przedłożył wniosek w Izbie Reprezentantów. Natomiast do Senatu, sprawę wniósł senator Poindexter z Missisipi, o dwa dni później, tj. 29, Kwietnia 1834. Kilka dni później - Senat, 12 Maja 1834, uchwalił głosami (25 za, – 14 przeciw) aby nadać Polakom ziemię bezpłatnie. Natomiast Izba, zażądała $ 1, 25 za akr, które ma być zapłacone po upływie 10 lat. Ostatecznie zatwierdzona została propozycja Izby i stała się prawomocna. Już - 30 Czerwca 1834, podpisał ją i uprawomocnił prezydent – Jackson.
Postanowienie to wyglądało następująco: nadaje się 235 wygnańcom z Polski, tu przybyłym.36 sekcji gruntu (township) na obszarze 6 mil kwadratowych, które mają sobie wybrać pod zasiedzenie. Musi sie to odbyć pod nadzorem Sekretarza Skarbu, ziemia ta położona jest w granicach stanu Illinois, albo Wisconsin, które wtedy leżało jeszcze w obrębie terytorium Michigan. Sekretarz Stanu ma obowiązek podzielić 36 sekcji na równe części pomiędzy 235 Polaków (1 sekcja = 640 akrów) Po upływie 10 latach obdarowani uzyskają prawo własności o ile Beda tam zamieszkiwali bez przerwy ten teren i posiadłość uprawiali, oraz zapłacą wyznaczoną im cenę wg zaleceń i zobowiązania wobec rządu.
Uradowani Powstańcy natychmiast przystąpili do akcji. Wybrali dwóch przedstawicieli spomiędzy siebie; majora Ludwika barona Chłopickiego z Chłopic herbu Nieczuja, ur.1789. bratanka gen. Chopickiego, oraz Jana Perchałę, którzy mieli udać się do Illinois i wybrać odpowiednią ziemie. Chłopicki przybył w te strony w październiku i natychmiast udał się do St.Louis, aby skontaktować się z Urzędem Stanowym i przedstawić prezydencki akt nadania ziemi na tutejszym terenie władzom stanowym.
Wybrano ziemię położoną nad rzeką Rock w Illinois przy drodze z Chicago do Galeny. Grunta były w jednym kawałku, 18 mil długie na 2 mile szerokie i rzeka przepływała przez nieruchomość, co również podwyższało wartość. Wybrany teren nie był jednak wymierzony ani zarejestrowany w katastrze.
Zbliżała się zima, pomiary postanowiono przełożyć na wiosnę przyszłego roku. Rzeczywiście z wiosną zaczęto robić obmiary, ale szło to tak ślamazarnie a w dodatku okazało się, że nieruchomość nie ma dokładnie 36 sekcji w jednym kawałku, tylko znacznie mniej... a doczynić nie było możliwości, gdyż na około na tym terenie osiedlili się przypadkowi przybysze, którzy za nic nie chcieli ustąpić. Pomiarów, chwilowo więc zaprzestano. W dodatku osiedleńcy zaczęli się skarżyć na L.Chłopickiego, ze ich prześladuje. Ponadto, w grupie współziomków ludzie zaczęli podnosić głos i utyskiwać na ślamazarność i posądzać Chłopickiego o kumoterstwo, ze niby on tą ziemie odsprzedał dla swojego zysku. Zaczęto szukać innej ziemi w innym regionie. Teraz do wszystkiego każdy się wtrącał, przemądrzał. W międzyczasie ta ziemie koło Galeny, władze stanowe w 1838 r. przekazały Indianom.
Nie wchodząc w szczegóły i w konflikty pomiędzy naszymi, już nigdy do żadnej transakcji więcej nie doszło, w skutek braku jedności, niezgody, wypominków i skarg. Ktoś kiedyś z nich wspomniał, że chyba obawiano się, co będzie, gdy powstanie – Nowa Polska w Ameryce?
Ludzie, zdani na własny los, rozproszyli sie sami sobie po okolicy szukając zarobku. Większość pozostała w Nowym Jorku, byli wśród nich lekarze; Ludwik Szpunek, R.Thomian, dr Henryk Kłossowski – to jeden z najbardziej aktywnych przedstawicieli tej grupy. Był założycielem Towarzystwa Polaków w Ameryce w 1842 roku. oraz działaczem Związku Narodowego Polskiego. Marcin Rosienkiewicz ( podpisany na liście do Kongresu) zaczął organizować kursy języka angielskiego dla swoich współtowarzyszy, gdyż największym problemem grupy była nieznajomość języka, a z tym się równało wiele problemów w codziennym obyciu, znalezieniu pracy i konwersacji.
Wincenty Stefan Dziewanowski (także z tej grupy) w latach 1835, z kilkoma innymi wyruszył na zachód. Po drodze imał się różnych zajęć. Miedzy innymi pracował przy budowie powozów i bryczek, ponoć właśnie takim transportem w trzeciej klasie usług miał sie zabrać w dalszą drogę, gdzie po równym terenie mógł siedzieć, albo stać na bryczce, ale kiedy droga była trudniejsza i bardziej uciążliwa dla koni, należało iść na nogach oraz pomagać pchać furę pod gore.
W ten sposób trafił do Galeny, tu znalazł prace przy wytapianiu ołowiu, gdyż Galena była liczącym sie ośrodkiem produkcyjnym w tych czasach. Stąd został oddelegowany do drugiego oddziału w Muscoda, Wisconsin - gdzie ponownie zatrudnił sie w firmie W.S.Hamilton, która również miała tam swoją filię, oraz wypalała cegle. Zatrudniony był na stanowisku operatora pieca. Tutaj, w 1836 r. kupił ziemię w pięknej, pofałdowanej okolicy, Muscoda - w pobliżu rzeki Wisconsin River, sześć mil na wschód, ( dziś jest to wioska Avoca).Pobudował tam dom z drewnianych belek i zamieszkał, jako pierwszy w tej okolicy. Osadę nazwał Pulaski, na część gen, Kazimierza Pułaskiego, poległego pod Savanach, w walkach o niepodległość Ameryki.
Dziewianowski, uznawany jest za pioniera oraz pierwszego Polaka, osiadłego na stałe w stanie Wisconsin. Nigdzie sie stąd nie ruszał. Zmarł w 1883, jego grób znajduje sie na cmentarzu w Avoca.
Tereny te jednak dużo wcześniej przemierzone były przez francuskiego podróżnika Jean Nicolet w latach 1634. Pierwsi osadnicy w te okolice - Muscoda, przybyli w 1820, kiedy odkryto tu w paśmie dość bogate złoża ołowiu.
W całym stanie Wisconsin, w 1840r. - zamieszkiwało 30 945 ludzi, aby za 10 lat, czyli 1850r. liczba ta urosłe do 305 191 osób, czyli dziesięciokrotnie. Mamy więc pogląd, w jakim ogromnym tempie tereny „mid-west” zostawały zasiedlane. W 1847 roku, terytorium dzisiejszego stanu Wisconsin, stało się formalnym stanem, przyjętym w poczet – admitted into the Union. Wcześniej cały ten teren przynależał do stanu Michigan.
Najprawdopodobniej, ktoś z tej grupy 235 powstańców, osiedlił się również w Chicago, które w 1837 roku nabyło prawa miejskie. W głosowaniu brało udział dwóch ludzi o polsko brzmiącym nazwisku – A.Panakaski z 2 wardy, oraz J. Zoliski z 6 wardy ( podejrzewam, że, bez spellingu w angielskim nazwiska mogły brzmieć nieco inaczej - np. Panakowski, Zalewski lub Zaliński), ale to tylko moja sugestia. Obydwoje oddali swe głosy na Williama Ogdena, który wygrał i został pierwszym burmistrzem Chicago.
Dopiero w latach 1850, do Ameryki zaczęło przybywać coraz to więcej ludzi z terenów Polski podzielonej pomiędzy zaborców. Przybywali w poszukiwaniu lepszego życia. Była to najczęściej ludność z przeludnionych wiejskich terenów, małych miasteczek bez przemysłu, ludzie ci byli głodni ziemi i pracy oraz lepszego bytu.
Przyjeżdżali do większych miast, albo ośrodków przemysłowych, kopalń w Pensylwanii, szukając pracy gdzie popadło... aby zarobić trochę pieniążków, spłacić zaciągnięty na podróż dług, pomóc rodzinie w starym kraju. Ale ich marzeniem największym było kupić kawałek ziemi, stanąć na swoim, zacząć gospodarzyć.
Większość ludzi ze wsi najlepiej sie czuła na gospodarstwie, w dodatku gdy mogli pracować na swoim. Często po przepracowaniu kilku lat, odłożeniu garści pieniążków, próbowali kupić skrawek własnej ziemi. Czasami większy areał w - Ohio, Illinois, Wisconsin, Michigan, Iowa, Minnesota. Ziemia w tamtym okresie nie była stosunkowo droga, można ją było wydzierżawić i spłacać dług u agenta.
Najczęściej zaraz po osiedleniu się, myślano o swoich bliskich, którzy pozostali w rodzinnym domu, gdzie przeważnie było po kilkoro, albo i kilkanaścioro rodzeństwa, aby podać im rękę, sprowadzić, pomóc stanąć na nogi. Sprowadzali też całe rodziny, znajomych, przyjaciół.
W tym okresie nie było problemów z wizami, wystarczyła tzw. sif-karta, aby bez kłopotu wyjechać.
Marianna i Anna z domu Pitoń (fot. po lewej)
Anna Pitoń (fot. po prawej)
Historyk Robert Caroon, podaje, ze niejaki Antoni Stupiński, który przybył do Milwaukee, (nie należało do Wisconsin, do Michigan) w 1842 r. w ciągu 3 lat pobytu sprowadził 16 rodzin.
Okres ten, masowego pospolitego ruszenia, historycy nazywają – wychodźstwo ludowe albo osadnicze.
Około 80% emigrantów z tamtego okresu pochodziło z zaboru pruskiego, tj. Wielkopolski, Pomorza, Kaszub, Śląska. Im łatwiej było wyjechać i porozumieć się po niemiecku z liczną grupą wcześniejszych osiedleńców niemieckich, którzy już od 1800 lat, osiedlali sie w Ameryce, opuszczając rychło przeludnione Niemcy. Ale i u nich były restrykcje, szczególnie dla młodych przedpoborowych w rekruckim okresie. Ciężko było wyjechać bez przeszkód, gdyż najczęściej urzędnicy Króla Wilhelma I, w porcie Brema, szczegółowo i dokładnie sprawdzali metryki.
Tak samo było z młodocianymi z zaborów - pruskiego, austriackiego, gdyż obie nacje były w bliskiej politycznej komitywie.
Pierwsi emigranci znajdowali zatrudnienie najczęściej w rolnictwie oraz w kopalniach, młynach, rzeźniach, hutach, portach we Wschodniej i Środkowo-Zachodniej części Ameryki.
Wspólnoty polonijne powstałe przed końcem ubiegłego stulecia w wielu miastach amerykańskich, stawały się coraz to bardziej samodzielne. Polacy przeważnie osiedlali się w centralnych częściach wielkich miast, przynosząc tam różne umiejętności w zakresie wielu pożytecznych zawodów, jak na przykład krawiectwa czy piekarnictwa, co w rezultacie dawało im sposobność do służenia Polonii i pogłębiania jej wspólnoty. W wyniku tego tworzyła się "mała Polska", etniczna enklawa podobna do tych, jakie już wcześniej utworzyły inne grupy.
W tym samym okresie w prasie europejskiej ukazują się liczne informacje o gorączce złota w Kalifornii. Wieści roznoszą się w błyskawicznym tempie, ludzie powtarzają zasłyszane nowiny jeden drugiemu. Wszędzie znajduje się wielu śmiałków, gotowych spróbować szczęścia.
Znów, jeden z omawianych wcześniej powstańców przybyły w grupie – 235, Paweł Wierzbicki, po ukończeniu w Ameryce praktyk lekarskich, wędrując w poprzek - ze wschodu na zachód, podróżując różnymi metodami, pieszo, konno, rzekami, w 1846 roku dotarł do Kalifornii. Tu, wydał - 60 stronicową broszurkę, w której opisuje swoje spostrzeżenia, oraz przepowiada wielką przyszłość dla tych terenów Ameryki
W 1854 roku, ksiądz Leopold Moczygemba sprowadził grupę ponad 800 Polaków ze Śląska do miasteczka Panna Maria w Teksasie, które stało się pierwszym miejscem zorganizowanego osadnictwa Polaków w Stanach Zjednoczonych. Przyjechali oni w trzech różnych okresach: 159 osób w 1854, około 700 osób w 1855, około 500 osób w 1856roku. Z tą środkową, z 1855r., grupą przybył Piotr Kiełbasa, zasłużona i znana postać, organizator szkolnictwa dla nowo - przybyłych Polaków w języku angielskim, zaś w latach 1900, wybrany na urząd Skarbnika miasta Chicago
Historia ta najbardziej dotyczy pierwszej i drugiej najliczniejszej grupy.