Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
HISTORIA OSADNICTWA · część VIII

Przyczyny natury ekonomicznej

Niesprzyjające warunki naturalne regionów górskich (klimat, gleby itp.) ograniczały gospodarkę i dochody otrzymywane z niej. Teren ten często nawiedzały klęski głodu, chorób, a niedostatek zmuszał mieszkańców wsi do szukania innych źródeł utrzymania, jak np. kłusownictwo i przemyt, co często stanowiło pierwszy krok do podjęcia zbójnickiego rzemiosła. Mniej więcej od początku XVIII wieku wzmógł się też na tych terenach ucisk feudalny, a to odbieranie gruntów, podnoszenie świadczeń, ograniczanie terenów wypasu i możliwości wędrówek pasterskich. Sytuacja taka stała się powodem masowych ucieczek poddanych, ciągłego popadania chłopów w konflikt z prawem i ich zubożenia - do utraty całego mienia włącznie. Ludzie ci emigrowali bądź zasilali zbójnickie kompanie szukając w nich schronienia, środków do życia, często też zemsty.
Główną rolę odegrały tu tradycje wolnych wołoskich pasterzy, którzy stanowili poważną falę osadniczą w Karpatach (od XIV wieku począwszy). U podstaw tych tradycji leżało umiłowanie swobody - „ślebody” i niezależności także wypływającej z trudnych warunków bytowania, wędrownego trybu życia, kult siły i sprawności fizycznej oraz dużą tolerancja w dziedzinie obyczajów, tak typowa dla ludów pasterskich.

Galicja końca XIX w. to nędza, głód i beznadzieja. Proceder zabijania zwierząt, kiedy chłopi nie mieli im co włożyć do żłobu. Z powodu nędzy wielu biednych mieszkańców Galicji chciało wyjechać, śniąc o lepszym życiu. W większości przypadków ten sen się spełnił, nawet ciężki żywot za oceanem był lepszy niż wegetacja w ojczyźnie. W Ameryce, nawet jeśli warunki życia często nie różniły się na początku wiele od tych w rodzinnej wsi, można było zarobić gotówkę.

W Galicji było to trudne - tu w końcu XIX w. rządził handel wymienny. Decyzja o wyjeździe z Galicji okazała się ostatecznie słuszna, zwłaszcza jeśli spojrzeć na nią z perspektywy drugiej albo trzeciej generacji. Choć zwykle te rodziny - nawet po kilku pokoleniach - pracują w przemyśle ciężkim, nie wyszły poza status klasy robotniczej.
Inaczej było z Żydami, którzy od drobnego handlarza na początku tak samo przymierającego głodem w Nowym Jorku, Chicago, nie raz już w drugim pokoleniu przeskakiwali kilka szczebli społecznej hierarchii.

Stacja przesiadkowa Oświęcim.

W Galicji zawsze była tradycja emigracji zarobkowej - choćby do Węgier, czy do Prus. Mit Ameryki, jako kraju nieograniczonych możliwości, który w pewnym momencie dotarł i tu, działał na wyobraźnię. Został też silnie pobudzony przez agentów linii oceanicznych, którzy zwietrzyli niezwykle intratny interes. Za każdego zwerbowanego nieszczęśnika dostawali prowizję. Dlatego zależało im na tym, by do wyjazdu namówić całe rodziny, a nawet wsie. Istotną rolę odgrywali też sami emigranci, którzy często po jakimś czasie wracali i swoimi opowieściami zachęcali innych. Ludzie byli wypychani z Galicji przez biedę i przyciągani do Ameryki przez swoich ziomków. Wielu kursowało w jedną i drugą stronę, sami werbując.
Droga do tego lepszego świata wiodła pod koniec XIX w. przez Oświęcim. Pełnił on rolę stacji przesiadkowej dla tych wszystkich, którzy statkami z Hamburga lub Bremy chcieli dostać się do Pensylwanii albo Nowego Jorku. To już wtedy był ważny węzeł komunikacyjny, położony blisko granicy z Niemcami. Właśnie w Oświęcimiu lokowały się agencje werbunkowe, to tam agenci dosłownie walczyli o klientów dla swoich linii przewozowych.
Do kupna biletów na rejs do Ameryki zdezorientowanych chłopów dosłownie zmuszano, żądając horrendalnych sum. To był świetny interes dla wielkich firm przewozowych, które z Ameryki transportowały najpierw surowce i bawełnę do Europy. Żeby na pusto nie wracać przez Atlantyk, w skandalicznych warunkach przewoziły tysiące biedaków. By kupić bilet, musieli oni często sprzedać pół gospodarstwa, albo sie u Żyda zadłużyć. Organy państwa austriackiego patrzyły często na ten proceder przez palce. Emigracja nie była zabroniona. W niektórych wypadkach był to wentyl, dzięki któremu można było się pozbyć nadwyżkowej ludności.
Z Ameryki płynął też dzięki emigracji strumień pieniędzy do kraju, zaś ci, którzy wracali, mieli wyższe życiowe kwalifikacje i światopogląd.

W Suchej Górze porąbali cesarskiego orła.

Austriacy woleli, by chłopi wyjechali za wielką wodę, zamiast buntować się przeciwko władzy. Nie chcieli powtórki z lutego 1846 roku. Wtedy doszło do poruseństwa, czyli powstania górali z kilku podhalańskich wiosek - Chochołowa, Cichego, Dzianisza i Witowa, przeciwko zaborcy. Na czele tej podtatrzańskiej insurekcji stanęli: nauczyciel i organista - Jan Kanty Andrusikiewicz, poeta Julian Goslar oraz dwóch duchownych: chochołowski wikary - Józef Kmietowicz i wikary z Poronina Michał Głowacki.
Rebelia szykowana przez władze Towarzystwa Demokratycznego miała wybuchnąć także w innych regionach polskich ziem. W ostatniej chwili wystąpienie odwołano obawiając się jego łatwego stłumienia. Tyle, że wiadomość o tym nie dotarła na czas do Chochołowa.
Górale ruszyli na Austriaków. Nie trzeba było ich długo do tego przekonywać. Czuli się ukrzywdzeni zajęciem gruntów przez miejscowego ziemianina, który dobrze żył z władzą.
A wiadomo, że spór o miedzę na Podhalu to nie przelewki.
Wieczorem 21 lutego 1846 r. Ponad 30 górali z księdzem Kmietowiczem na czele zdobyło posterunek celny w Chochołowie. Uzbrojeni w znalezione tam strzelby ruszyli na sąsiednią Suchą Górę (dzisiaj to słowacka miejscowość Sucha Hora) gdzie zajęli komorę celną. Zniszczyli słupy graniczne pomiędzy Galicją a Górnymi Węgrami, jak wtedy nazywano Słowację. Jan Zych z Chochołowa porąbał cesarskiego orła. Potem zdobyto kolejny posterunek graniczny w Witowie i rozbrojono cesarsko-królewskie leśniczówki w Witowie i Kościelisku.
Na wieść o poruseństwie władze austriackie wysłały do stłumienia rebelii straż z Nowego Targu. Dołączyli do niej górale z sąsiedniego Czarnego Dunajca, którzy mieli na pieńku z chochołowianami.
Od tego czasu figura św. Jana Nepomucena stoi w Chochołowie tyłem do Czarnego Dunajca.

Poruseństwo chochołowskie.

Ks. Kmietowicz odmawia z góralami modlitwę, bierze krucyfiks i - nie zdejmując komży ani stuły - rusza w stronę posterunku celnego w Chochołowie. Organista, wsadza za pas dwa pistolety i maszeruje za wikarym. Dołącza do nich konspirujący już od dawna strażnik finansowy Wojciech Lebiocki.
Rankiem chochołowski wikary ks. Leopold Kmietowicz i organista Jan Kanty Andrusikiewicz ruszają z Chochołowa do Poronina. Tam zachodzą do wikarego ks. Michała Głowackiego. Ksiądz Głowacki przekazuje im rozkaz: powstanie ma wybuchnąć dziś w nocy. Obaj księża i organista należą do rozległego, obejmującego wszystkie trzy zabory spisku kierowanego przez Centralizację, władzę najwyższą emigracyjnego Towarzystwa Demokratycznego.
Górali z Chochołowa nie było trudno nakłonić do buntu. Od lat toczyli spór o grunty z Kajetanem Borowskim, właścicielem dóbr chochołowskich. Borowski wysyłał przeciw nim słynących z brutalności oficjalistów, nie raz wzywał austriackich urzędników...

Powstanie Chochołowskie zwane poruseństwem jest mało znanym wydarzeniem w historii polskich zrywów narodowościowych. Było zbrojnym wystąpieniem górali z Chochołowa, Cichego, Dzianisza oraz Witowa przeciw władzom austriackim. Organizatorem powstania byli Jan Kanty Andrusiewicz ( od 1834 nauczyciel i organista w Chochołowie), Julian Goslara ( nauczyciel), ks. Józef Kmietowicz ( wikary Chochołowa), ks. Michał Głowacki ( wikary Poronina). Powstanie przygotowały władze Towarzystwa Demokratycznego. Miało być ono zrywem ogólnonarodowym, które jednak w ostatniej chwili zostało odwołane. Nie poinformowano o tym jednak Chochołowian.
Powstanie rozpoczęło się w sobotę, 21 lutego 1846 roku, zdobyciem posterunku celnego z Chochołowie, skąd zabrano broń. W tej pierwszej akcji zbrojnej wzięło udział ok. 30 osób pod wodzą ks. Kmietowicza i strażnika finansowego Wojciecha Lebiockiego z Ciężkowic. Następnie górale opanowali komorę celną w Suchej Górze oraz rozbroili tamtejszą straż finansową. Na drodze swego marszu powstańcy niszczyli słupy graniczne z wizerunkiem habsburskiego orła. Kolejnym celem poruseństwa stał się posterunek graniczny w Witowie oraz nadleśnictwa w Witowie i Kościelisku. Tam górale dozbroili się ponownie w broń myśliwską.

W nocy z soboty na niedzielę z Chochołowa nadciągał już jeden, a z Nowego Targu drugi oddział straży finansowej. Rankiem, 22 lutego, ks. Kmietowicz odprawił mszę i wygłosił kazanie, w którym nawoływał do powstania przeciw zaborcom austriackim i rosyjskim. Jednocześnie przybyli inni powstańcy z Szaflar, Poronina, Cichego, Dzianisza, Witowa i Zakopanego podnosząc liczbę oddziału do ok. 500 osób. Dalszym planem działania powstańców był marsz do Wadowic i tam połączenie się z miejscowymi powstańcami. Wcześniej jednak doszło do bitwy z pierwszym oddziałem austriackim, który został pobity. Wtedy też podczas potyczki zostają ciężko ranni ks. Kmietowicz oraz Andrusiewicz. Tymczasem nadciąga drugi oddział austriacki pod dowództwem nadkomisarza Molitora, wzmocniony dodatkowo odziałem chłopów z Czarnego Dunajca ( 150 ludzi) i Podczerwonego ( 20 ludzi), pod wodzą komisarza Fiutowskiego.
Chłopi z tych dwóch miejscowości zostają celowo wprowadzeni w błąd podczas mszy świętej. Myśląc, że idą na nich Chochołowianie palić i rabować ich rodzinne wioski. Wsparli zatem Austriaków w działaniu. Dochodzi do drugiej konfrontacji sił. Powstańcy pozbawieni swych dwóch głównych przywódców składają broń. 127 z nich zostało aresztowanych. Wielu uczestników poruseństwa skazano na karę więzienia, a ich chałupy zrabowano.

W powstaniu wzięło też udział ośmiu żołnierzy urlopowiczów, którzy potem byli osądzeni w sądzie wojskowym we Lwowie. Skazani zostali na karę więzienia: na 10 i 15 lat. Czterech z nich uniewinniono, jeden zmarł w więzieniu w 1847 roku. Amnestia, jaka przyszła w 1848 roku uwolniła wszystkich uczestników powstania.
Na pamiątkę tych wydarzeń w 1978 roku w Chochołowie zostało założone Muzeum Powstania Chochołowskiego. Znajduje się ono w starej chałupie z 1798 roku, należącej niegdyś do zamożnego gospodarza Jana Bafii. Natomiast przy gościńcu, na granicy Chochołowa z Czarnym Dunajcem, stoi figurka św. Jana Nepomucena ustawiona zadkiem do tych, co pomagali Austriakom w 1846 roku

PS. Siedziba Muzeum Powstania Chochołowskiego została urządzona w zabytkowym podhalańskim domu góralskim należącym niegdyś do bogatego gospodarza Jana Bafii. Chałupa wzniesiona została w 1798 roku, zaś w 1898 ją przebudowano. W muzeum, wyposażonym w typowe góralskie meble i sprzęty gospodarcze, znajdują się dokumenty związane z powstaniem chochołowskim, które miało miejsce w 1846 roku.
Po drugiej stronie drogi, pomiędzy kościołem a muzeum mieści się Pomnik Powstania Chochołowskiego, który został ufundowany przez Polonię amerykańską

W 1846 r. bito się też z Austriakami w samym Krakowie. Na przełomie lutego i marca przez nieco ponad tydzień miasto było wolne od zaborców. Powstańcy krakowscy nie mieli jednak wsparcia wśród mieszkańców okolicznych miejscowości. Władze rozpuściły plotkę, że polska szlachta chce wystąpić przeciwko chłopom. Rozpoczęła się rzeź galicyjska. Chłopskie odziały mordowały ziemian, urzędników dworskich i rządowych, a także księży. Splądrowano około pół tysiąca dworów, mordując - według różnych szacunków - do 1,2 do 3 tys. osób. Galicja miała też taką twarz. 

Rzeź galicyjska (rzeź tarnowska,  rabacja galicyjska)

Było to powstanie chłopskie na terenach zachodniej Galicji w drugiej połowie lutego i marca 1846 roku. Przybrało charakter pogromów ludności ziemiańskiej, urzędników dworskich i rządowych. Najbardziej znanym przywódcą chłopskich oddziałów był Jakub Szela.
Austriacy, chcąc doprowadzić do rozdźwięku w polskim społeczeństwie i tym samym zapobiec wybuchowi ewentualnego powstania, wykorzystali niezadowolenie chłopów i rozpuszczając plotkę o tym, że szlachta planuje przeciwko chłopom akcję zbrojną, której celem ma być ich wybicie, pchnęli ich do mordów i plądrowania szlacheckich dworów. Za głównego inspiratora uważany był starosta tarnowski Joseph Breinl von Wallestern.
Rzeź galicyjska rozpoczęła się 19 lutego, choć do pierwszych napadów na dwory doszło już 18 lutego.Zbrojne gromady chłopów zrabowały i zniszczyły w ciągu kilku dni w drugiej połowie lutego 1846 roku ponad 500 dworów (w cyrkułach: tarnowskim... tu zagładzie uległo ponad 90% dworów, w bocheńskim, sądeckim, wielickim, jasielskim). Chłopi oblegali również miasta np. Limanową i Grybów.
Zamordowano, często w bardzo okrutny sposób (stąd określanie tych wydarzeń terminem - rzeź) ponad 1200 do 3000 osób, niemal wyłącznie ziemian, urzędników dworskich i rządowych, oraz kilkudziesięciu księży kolaborantów. Jak ustalił i podkreślał prof. Stefan Kieniewicz, mimo skali wydarzeń,  ani jeden Żyd nie padł [ich] ofiarą. Nie atakowano również Niemców. Bandy atakowały także mniejsze oddziały powstańcze zmierzające w kierunku do Krakowa. Chłopi z wyjątkowym bestialstwem mordowali swoich dziedziców, m.in. odpiłowywali im głowy. Austriacy wypłacali również nagrody pieniężne za głowy zamordowanych ziemian. Ponieważ kwota wypłacana za martwych była dwukrotnie wyższa od płaconej za rannego, wiele osób przywiezionych jako ranne do siedziby starostwa w Tarnowie zamordowano na progu tego budynku stojącego w centrum miasta. Było to tak masowe, że ulicami płynęła krew.
Część z tych ofiar rzezi została pochowana w masowych grobach poza miastem, w miejscu gdzie powstał później Stary Cmentarz w Tarnowie.

Gdy powstanie krakowskie zostało stłumione i chłopi przestali być potrzebni Austriakom, wojsko przywróciło spokój. Jakub Szela został internowany, a następnie przesiedlony na Bukowine.
Bardzo szybko w Galicji zapanował spokój, jednak długo jeszcze pamiętano o rzezi galicyjskiej, która swoim zasięgiem objęła przede wszystkim Tarnowskie, Sanockie, Nowosądeckie i część Jasielskiego. Krwawe wystąpienia chłopskie miały miejsce tylko na tym obszarze, gdzie rozwinął się masowy ruch trzeźwości propagowany przez Kościół katolicki, który w ciągu roku przyniósł spadek spożycia alkoholu do kilku procent wielkości wcześniejszej, co podcięło podstawy egzystencji społeczności arendarzy.

Monarchia Austro-Węgierska.

Austro-Węgry, dualistyczna monarchia stworzona 1867 przez cesarza Franciszka Józefa I (1848-1916), w wyniku przekształcenia centralistycznego cesarstwa austriackiego w związek dwóch równouprawnionych państw: Austrii (noszącej oficjalnie nazwę Królestwa i Kraje reprezentowane w Radzie Państwa, zw. potocznie Przedlitawią) i Węgier (Kraje Korony Św. Stefana, potocznie Zalitawia).
Obydwa państwa połączone były unią realną, miały wspólnego monarchę z dynastii Habsburgów (tytułującego się cesarzem Austrii i królem Węgier), politykę zagraniczną, armię, finanse, walutę oraz obszar celny, natomiast odrębne: konstytucje, rządy i parlamenty. Austro-Węgry były państwem wielonarodowym (11 gł. narodowości), w którym występowały liczne konflikty na tle etnicznym.

W skład monarchii wchodziły:
1) kraje cesarstwa austriackiego - Dolna Austria, Górna Austria, Salzburg, Styria, Karyntia, Kraina, Tyrol, Vorarlberg, Gorycja, Gradiska, Triest, Istria, Dalmacja, Czechy, Morawy, Śląsk, Galicja i Lodomeria oraz Bukowina;
2) kraje królestwa węgierskiego - Węgry (wraz ze stanowiącą ich integralną część Słowacją), Siedmiogród, Chorwacja, Slawonia oraz Fiume (Rijeka);
3) kraje okupowane od 1878, a anektowane 1908 - Bośnia i Hercegowina, odebrane Turcji.

W przeciwieństwie do dwu pozostałych, znacznie silniejszych państw zaborczych – Rosji i Prus – Austria była tym państwem, które uległo znacznemu osłabieniu w wyniku dwu przegranych wojen – w roku 1859 z Francją i Piemontem oraz w roku 1866 z Prusami, co wzmogło prądy odśrodkowe, separatystyczne licznych narodów monarchii naddunajskiej.
W tej sytuacji wiedeńskie koła rządzące musiały zainicjować kurs reform politycznych i częściowych choćby ustępstw wobec niektórych postulatów narodowościowych, chcąc zapobiec rozpadowi państwa.
Realizatorem polityki Wiednia w kierunku federalistycznym został konserwatywny ziemianin i były namiestnik Galicji Polak hr. Agenor Gołuchowski, który mianowany przez Franciszka Józefa ministrem stanu wydał w tym celu „dyplom październikowy” (1860), zapowiadający podział ustawodawstwa między Radą Państwa a Sejmy Krajowe, w których przewagę posiadać miała miejscowa klasa ziemiańska.

Po wybuchu powstania styczniowego w Wiedniu wziął jednak górę ponownie kurs antypolski. Sejm galicyjski odroczono, a następnie zamknięto, aby nie mógł wyrażać swej solidarności z powstaniem. W lutym 1864 r. ogłoszono w Galicji stan oblężenia, dokonując licznych aresztowań, przy czym powstańców, poddanych rosyjskich deportowano do granicy i wydawano władzom carskim. Dopiero w maju 1865 r. zdecydowały się władze austriackie na zniesienie stanu oblężenia, ale kraj zaczął powracać do normalnych warunków wraz z ogłoszeniem amnestii w listopadzie tegoż roku. 

Wyrazem tego zwrotu było powołanie rządu hr. Belcrediego, pozostającego zresztą w bliskich stosunkach z A. Gołuchowskim i innymi magnatami polskimi. Sejm galicyjski nabierał teraz znaczenia i uchwalał cały szereg ustaw, rozbudowujących ustrój autonomiczny Galicji, jako instrument panowania w kraju klasy ziemiańskiej. M.in. powoływały one do życia samorząd gminny i powiatowy oraz jako wszechstronnie uprzywilejowane, wydzielone z gmin jednostki administracyjne – tzw. obszary dworskie.

Wojna prusko-austriacka (1866) przyśpieszyła ów zaawansowany już proces tworzenia się autonomii galicyjskiej. Węgrzy, Czesi, Polacy i inne narody uciskane znajdowały się w opozycji, Austrii groził już nie zwykły kryzys polityczny, ale powstanie wszystkich niezadowolonych ludów. Po klęsce 1866 r. państwo to utraciło ostatecznie charakter niemieckiego mocarstwa, walczącego o hegemonię w Europie Środkowej, a stawało się zlepkiem kilkunastu królestw i krajów, które coraz trudniej było utrzymać w ryzach jedynie siłami brutalnego, fizycznego przymusu o charakterze policyjno-wojskowym.

Węgrzy byli tym czynnikiem, który najwięcej ważył na szali opozycyjnej. Toteż przebudowa polityczno-ustrojowa monarchii poszła w kierunku centralizmu podwójnego – dualizmu; Austria przekształciła się w Austro-Węgry, a więc państwo, w którym żywiołem uprzywilejowanym miały być dwa narody: Austriacy (Niemcy austriaccy) i Węgrzy. 
Okazało się jednak, że bezwarunkowy prymat jednego narodu nad pozostałymi da się w całości urzeczywistnić jedynie w węgierskiej części państwa (Zalitawii), gdy natomiast w części austriackiej (Przedlitawii) – w wyniku znacznie silniejszego zróżnicowania narodowościowego tego terytorium – realizacja tego celu natrafiała na bez porównania poważniejsze trudności.

Jako szczególnie kłopotliwą dla rządu należy tu wymienić opozycję czeską, zmierzającą do rozbicia Rady Państwa poprzez jej bojkot, gdy natomiast w przypadku Galicji obawy Wiednia budziła procarska działalność klerykalnego ukraińskiego stronnictwa tzw. świętojurców, głoszącego „jedność Rusinów” z narodem rosyjskim i koncepcję przyłączenia Galicji Wschodniej do Rosji. W tej sytuacji rząd wiedeński upatrywał w polskich żywiołach posiadających instrument izolowania i paraliżowania radykalnej propagandy polskiej oraz czeskiej opozycji, a także przeciwwagę dla separatystów świętojurskich.

Wkrótce po klęsce pod Sadową, we wrześniu 1866 r. mianowano A. Gołuchowskiego ponownie namiestnikiem galicyjskim i zezwolono mu na spolszczenie administracji w kraju, co zaczął niezwłocznie przeprowadzać.