Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
W ŚWIAT · Pierwsi emigranci

Pierwsi Emigranci

z terenów polskich ziem – Kaszubi przybyli do Kanady w 1858 roku. Od 1859 roku osiedlali się na terenach wzdłuż drogi Opeongo Road. Zaczęli chodzić na angielskojęzyczne msze św. w Brudenell i jednocześnie pisać petycje do Ottawy, do biskupa ówczesnej diecezji obejmującej ten region, o pozwolenie na posiadanie własnego, polskojęzycznego księdza. W 1875 w małej kaplicy, po której niestety nie zachowały się żadne fotografie, powstała polska parafia św. Stanisława Kostki.
Drewniana kaplica poświęcona św. Stanisławowi Kostce – wybudowana w 1875 r., służąca pierwszym polskim osadnikom. Była pierwszą polską parafią w Kanadzie. Większy drewniany kościół pod tym samym wezwaniem św. Stanisława Kostki – zbudowany w latach 1880 – 1892 przy dzisiejszej ulicy Kościelnej (Church Street), który zastąpił zbyt małą już drewnianą kaplicę.

W latach 1880 – 1892 wiernym służył ojciec Władysław Dembski. Rozpoczął on budowę większego, drewnianego kościoła, którą dokończył jego następca ojciec Bronisław Jankowski. W uznaniu zasług ojca Dembskiego, pierwszemu urzędowi pocztowemu na terenach zasiedlanych przez polskich osadników nadano nazwę Wilno. W 1896 roku w okolicy zwanej Syberią (w pobliżu jeziora Kamaniskeg oraz Barry’s Bay) został zbudowany kościół misyjny pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

W połowie lat 20. XX w., na brzegu jeziora Round (Round Lake) powstał kolejny misyjny kościół pod wezwaniem św. Bronisławy. Żaden z tych pierwszych polskich kościołów nie przetrwał do dnia dzisiejszego. Kościół Wniebowstąpienia NMP został w latach 1914-1915 zastąpiony przez kościół św. Jadwigi (St. Hedwig’s), kościół św. Bronisławy w 1930 roku przez kościół św. Kazimierza (St. Casimir’s). Pierwszy kościół św. Stanisława Kostki, który spalił się w 1936 roku, został zastąpiony przez kościół Matki Boskiej Królowej Polski (St. Mary) w miejsce spalonego kościoła św. Stanisława Kostki.

W miejscowości Brudenell, pierwsza katolicka kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Królowej Polski  (St. Mary’s) powstała w 1858 roku przy drodze Opeongo Colonization Road i była obsługiwana przez księży z Mount St. Patrick oraz Eganville. Do 1875 roku była ona parafią dla pierwszych polskich osiedleńców Kaszubów przybywających w te strony od roku 1858. Mały drewniany kościółek zbudowany po południowej stronie drogi został zastąpiony stojącym do dzisiaj kamiennym kościołem zbudowanym po północnej stronie w 1870 roku, który obecnie jest pod wezwaniem Matki Bożej Anielskiej (Our Lady of Angels). Obok starego kościółka w 1863 roku został założony pierwszy cmentarz parafialny. Po stronie północnej powstał następnie nowy cmentarz.
Te wszystkie kościoły są świadectwem wielkiej i głębokiej wiary pierwszych Polskich Emigrantów.

Na tereny zachodnie Kanady coraz liczniej napływali ludzie o innym profilu, emigranci z różnych krajów. Opuściwszy swoje kraje rodzinne szukali lepszych warunków do życia, ale także nieśli ze sobą swoje potrzeby duchowe. W latach osiemdziesiątych XIX w., wśród kanadyjskich emigrantów zaczęła się zaznaczać obecność ludności z ziem polskich. Statystycznie jest to sprawa dość trudna w związku z sytuacją Polski, która jako państwo nie istniała. W spisach rządowych i sprawozdaniach misjonarzy nieznających języków słowiańskich, mówi się zazwyczaj o „Galicjanach”. Określenie to z kolei przeniknęło do opracowań i książek. Niektórzy dość pochopnie utożsamiają owych Galicjan — lub bodaj znaczny ich procent — z Rusinami i unitami, co nie jest ścisłe. Inni znowu Galicjan biorą za Polaków i posługują się tymi określeniami zamiennie, co także nie oddaje rzeczywistości. U schyłku wieku, nosząc się z konkretnym zamiarem założenia polskiej parafii w Winnipegu, arcybiskup Adelard Langevin OMI w liście do generała zakonu stwierdza, że jest tam „175 rodzin mówiących po polsku”, a nieco dalej pisze o „pięciu lub sześciu setkach Polaków, Galicjan, tutaj przybyłych”.

Około 1892 roku rozpoczął się wzmożony ruch imigracyjny do Kanady z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, a zwłaszcza z Polski. Większość osadników trafiała tam ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowali często w kopalniach węgla lub przy budowie linii kolejowych Wschód-Zachód. Potem przenosili się na tereny Kanady Zachodniej, do późniejszych prowincji Manitoba, Saskatchewan i Alberta. Ruch ten szczególnie wzmógł się po roku 1896, wskutek licznych ułatwień i zachęt ze strony rządu. W roku 1899 w Zachodniej Kanadzie znajdowało się już ok. 20 tysięcy Polaków, Galicjan różnych obrządków; oprócz katolików byli bowiem grekokatolicy i liczni prawosławni. Największe grupy ludności polskiej znajdowały się w Manitobie – do odległej Alberty trafiły także nieliczne rodziny.

Zagadnienie jest zatem dość złożone i trudne. Jednak prawdą pozostanie, że ludności polskiej przybywało. Świadczą o tym archiwa parafii polonijnych, które z biegiem czasu kolejno zakładano (i wiele z nich przetrwało do dzisiaj), a zwłaszcza notatki sporządzane przez misjonarzy polskiego pochodzenia lub przynajmniej znających język polski; świadczą także listy biskupów na nich oparte i kierowane do zakonnych i kościelnych władz centralnych. Pisma te dowodzą jednocześnie dobrego rozeznania w terenie i wielkiej duszpasterskiej troski. Wszędzie przybywało białych.

Nas interesują Polacy. Zazwyczaj przyjeżdżali zwerbowani przez agentów, którzy przedstawiali Kanadę w jasnych kolorach. Na miejscu przekonywali się nieraz bardzo drastycznie, że ta nowa ziemia obietnic nie jest aż tak gościnna i nie hołubi nikogo, kto zwyczajnie szuka chleba, a zwłaszcza jeszcze nie zna języka pierwszych przybyszów. Rozrzuceni wśród prerii, aby zagospodarować przydzieloną sobie ziemię, czuli się samotni i zagubieni. Tworzyli pewne skupiska. Jednak to nie zdejmowało z nich poczucia obcości w nowym kraju i nie broniło przed przykrościami, na które byli narażeni. Zazwyczaj też dopiero w tej sytuacji zdali sobie sprawę, jakim dobrodziejstwem jest wiara i uczestnictwo w praktykach religijnych. A tego właśnie tutaj nie mieli i to była najbardziej przykra strona życia pośród obcych. Jeśli nawet zjawiał się ksiądz, język stanowił barierę nie do przekroczenia.

Abp. Adelard Langevin

Początkowe miesiące były dla osadników bardzo trudne, wielu włożyło w podróż za ocean całe swoje oszczędności. Odczuwali także wielki brak opieki duszpasterskiej; szanse na spotkanie kapłana który mówiłby lub chociażby rozumiał po polsku były bardzo nikłe. W tej sytuacji bp Grandin z Alberty i o. dr Adelard Langevin, arcybiskup St. Boniface (fot.), obaj należący do Zgromadzenia Ojców Oblatów, usilnie starali się o pozyskanie odpowiednich duszpasterzy dla swych różnojęzycznych diecezjan. Wobec minimalnej liczby kapłanów przybywających z Europy, abp Langevin zwrócił się do swego macierzystego zgromadzenia o pomoc w rozwiązaniu tego trudnego i palącego problemu.
Akurat w tym czasie kończyli studia w Ottawie bracia Wojciech i Jan Wilhelm Kulawi.

Ojciec arcybiskup dowiedziawszy się o tym, dnia 20 kwietnia 1898 roku osobiście przybył do stolicy i poruczył ojcu Wojciechowi sprawowanie posługi duszpasterskiej wśród imigrantów obcojęzycznych, zwłaszcza Polaków, Rusinów (Ukraińców) i Niemców.
Wielkie terytoria Północno-Zachodniej Kanady uległy już wówczas podziałom na mniejsze jednostki administracji kościelnej — mniejsze w stosunku do całości, ale znacznie większe, np. od Polski — na tzw. wikariaty misyjne. Sam biskup Grandin rezydował w St. Albert; w Prince Albert (Saskatchewan) – nowy biskup oblat, Albert Pascal; w St. Boniface (po śmierci arcybiskupa Aleksandra Taché) arcybiskupem został ...jak już wiemy z powyższego opisu – Adelard Langevin OMI.

Arcybiskup Adelard był wśród nich znany z bogatego doświadczenia i świętości życia. Cieszył się osobistym autorytetem, tak że powierzali mu pewne sprawy, aby występował w imieniu ich wszystkich. Otóż właśnie ci trzej biskupi — a dodać trzeba i czwartego, biskupa Emila Légala OMI, koadiutora i późniejszego następcę biskupa Grandina — rozwinęli podziwu godną akcję, aby ludności polskiej i innym Słowianom w Kanadzie zapewnić kapłanów mówiących ich językami. Czuli się za nich odpowiedzialni jako biskupi i zwyczajni misjonarze, ponieważ „ci biedni ludzie, nie znając języka ani zwyczajów kraju, do którego przychodzą, są narażeni na demoralizację i są wyzyskiwani”

Rozwiązania szukali na wszystkich możliwych drogach. Doraźnie wysyłano kanadyjskich księży do Polski, aby się nauczyli języka i równocześnie prowadzono starania w Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, a także czyniono zabiegi u władz państwowych na dworze wiedeńskim. W Kongregacji układ wydawał się zachęcający, bo jej prefektem był kard. Mieczysław Ledóchowski, ale nadzieje z tym wiązane okazały się płonne. Cesarz odsyłał do władz kościelnych. Wtedy powstał śmiały plan założenia na ziemiach polskich seminarium, które by kształciło kapłanów dla Polaków w Kanadzie.
W tę historię Kościoła w Kanadzie, tworzona w dużej mierze przez Misjonarzy Oblatów Marii Niepokalanej, szybko wpisali sie Polacy. Jeszcze pod koniec XIX w. Arcybiskup Adelard Langevin OMI, z St. Boniface szukał w Europie księży mówiących językami licznie przybywających imigrantów ze środkowej i wschodniej Europy.

Oblaci w Kanadzie dostrzegli potrzebę duszpasterstwa prowadzonego w rodzimym języku nowo przybyłych osiedleńców. Pierwszy polski oblat, brat Antoni Kowalczyk, przyjechał do Alberty w 1896 roku. Rok później przełożony generalny Misjonarzy Oblatów obiecał arcybiskupowi Adelard Langevin OMI jeszcze dwóch polskich oblatów, którzy kończyli teologię w Ottawie. W seminariach zgromadzenia wśród kleryków znajdowali się także alumni z rodzin polskich.

Biskupi wiedząc o tym, usiłowali przekonać generała zakonu, żeby ich przydzielił do tego duszpasterstwa, gdy skończą studia. Nie było więc dziełem przypadku, że Albertowi (Wojciechowi) Kulawiemu w Ottawie dnia 17 kwietnia 1898 roku udzielił święceń arcybiskup Langevin. Parę dni później neoprezbiter napisał list z zapewnieniem o „skorym, całkowitym i radosnym posłuszeństwie”, ponieważ miał już pewne informacje, że wkrótce otrzyma skierowanie do pracy w jego archidiecezji.

W czasie zdumiewających możliwości technicznych i niewspółmiernego tempa naszego życia, może nas wprawić w podziw, jak szybko kursowała korespondencja i toczyły się wypadki w tamtych czasach. Dnia 6 maja 1889 r. Albert Kulawi znajdował się już w Winnipeg — naprzeciw St. Boniface, po drugiej stronie Rzeki Czerwonej — jako pierwszy kapłan polski, który miał zostać na stałe w Manitobie. Fakt, że w listach biskupów nieustannie wraca jego osoba, stanowi inny wyraz ich troski o duszpasterstwo Polaków. „Ci dzielni ludzie — pisał arcybiskup Langevin — płaczą słuchając kapłana mówiącego ich językiem. Skarżą się, że są opuszczeni. Trzeba by im zbudować kościół w Winnipegu”.
Wiemy jednak, że szybko zdołał odwiedzić wszystkich rodaków w okolicach Winnipeg i już w sierpniu tegoż roku spełniał posługę w prowincji Alberta, w Strathcona koło Edmonton, czyli w odległości 1300 km od miejsca swego pobytu. We wspomnianym wyżej liście arcybiskup Adelard Langevin robi nadzieję, że ojciec Kulawi po Bożym Narodzeniu znowu powróci do Edmonton.

Ojciec Arystydes Philippot opowiadał przygodę, jaka się przydarzyła rodzinie Banachów w związku z arcybiskupem, zanim jeszcze ojciec Wojciech zaczął swoją służbę. W rodzinie były trzy pokolenia: dziadkowie, żonaty syn Stanisław i wnuki. Pracowali, jak mogli, aby wyżyć, ale najbardziej cierpieli z tego powodu, że w pobliżu nie było misjonarza z językiem polskim. Nie mogli więc się wyspowiadać ani przystąpić do komunii. Gdy kobieta skarżyła się na to w miejscu pracy, ktoś ją skierował do St. Boniface.
Tam jest biskup, który mówi wszystkimi językami i chętnie przyjmuje. Nie zwłócząc zaprzężono do wozu, wszyscy wsiedli i ruszyli w drogę. Najpierw spotkało ich wielkie rozczarowanie: biskup ich nie zrozumiał, gdy mówili po polsku. Jednak Stanisław i jego żona umieli już trochę po angielsku, zaczęli się jakoś tam porozumiewać. Wtedy biskup pouczył ich, jak mogą sobie sami dopomóc nawzajem, aby wszyscy mogli się wyspowiadać. Po przyjęciu od niego komunii byli szczęśliwi jak dzieci i zabierali się do odjazdu, ale ku ich wielkiemu zdziwieniu brat furtian ich zatrzymał: arcybiskup prosi do stołu na wspólny obiad. Gościom dano honorowe miejsca, a biskup osobiście im usługiwał. Ośmieleni jego wielką dobrocią zaczęli prosić o księdza mówiącego ich językiem.

Tak więc już 8 maja 1899 roku znalazł się w Winnipeg, w prowincji Manitoba, drugi polski oblat: ojciec Jan Wilhelm Kulawi. W 1901 będzie trzeci: ojciec Karol Greczel, a potem liczba ich będzie nadal wzrastała. Prowadzili duszpasterstwo wędrowne, odwiedzając wszystkie skupiska ludzkie, jakie tylko mogli napotkać. Jesienią 1898 roku o. Wojciech Kulawi dotarł do nowo powstających kolonii leżących przy linii kolejowej z Calgary do Gór Skalistych, które dotychczas były obsługiwane przez sędziwego i schorowanego o. Fouqueta, a mianowicie: Cochrane– liczące tylko 80 katolików, Canmore – 90 katolików, Anthracite – 20 wiernych i Banff – 15. Wśród tej garstki Polacy stanowili tylko niewielki odsetek ... Wobec braku świątyń, nabożeństwa odprawiał w zabudowaniach prowizorycznych, często pod gołym niebem. W mieście Winnipeg, z którego wyruszał na swe misyjne szlaki, głosił polskie kazania w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP, udostępnianym Polakom przez gościnnego ks. prałata Cherriera.

W liście do o. Generała tak opisywał swą pracę: „Korzystne i poruszające dla nas, oblatów, jest to, że na bezmiernych terytoriach Północnego Zachodu możemy od czasu do czasu znaleźć miejsce odpoczynku, jakiś dom naszych ojców, gdzie zawsze zostajemy przyjęci jako bracia, gdzie możemy się cieszyć życiem klasztornym ... 4 czerwca 1899 roku, abp Langevin, widząc Słowian bardzo licznie zgromadzonych na procesji w uroczystość Bożego Ciała, powziął decyzję o utworzeniu dla nich specjalnej parafii na terenie miasta Winnipeg.

W porozumieniu z arcypasterzem, ojcowie Wojciech i Jan Wilhelm urządzili zebranie w sali szkolnej parafii Niepokalanego Poczęcia, na które przybył także ks. prałat Cherrier, proboszcz tegoż kościoła. Jednogłośnie stwierdzono pilną konieczność rozpoczęcia prac przy budowie nowej świątyni parafialnej.
Teren pod budowę przekazał abp Langevin na rogu ulic Selkirk i Aikins w północnej części miasta. Nadzór nad budową powierzono C. Caronowi, architektowi z St. Boniface. Prace postępowały bardzo szybko, tak, że już 20 sierpnia krypta była całkowicie wymurowana i położono kamień węgielny pod kościół. W uroczystość Wszystkich Świętych 1899 roku abp Langevin odprawił w nowopowstającej świątyni pierwszą mszę świętą. Od listopada tegoż roku obaj bracia Kulawi zamieszkali w podziemiach pod kościołem, ponieważ wobec zaciągnięcia znacznych długów na sfinansowanie inwestycji, nie stać było nowopowstającej parafii na wynajęcie im mieszkania.

30 czerwca 1900 roku erygowana została uroczyście parafia p.w. Świętego Ducha w Winnipeg ku wielkiej radości całej tamtejszej Polonii. W roku następnym swoją cerkiew wystawili Ukraińcy, a w roku 1903 Niemcy założyli samodzielną parafię p.w. Świętego Józefa. Niemieccy ojcowie Cordes i Hilland, którzy dotychczas mieszkali z ojcami polskimi, przenieśli się do własnej plebanii. Proboszczem Polaków został ustanowiony o. Jan Wilhelm Kulawi, który w roku następnym otrzymał także mianowanie na superiora oblackiego domu zakonnego przy tejże parafii. Warunki pracy nadal były bardzo trudne i nieustabilizowane. Roboty wykończeniowe przy kościele trwały nadal.

O. Jan Wilhelm w relacji przesłanej na ręce o. generała Zgromadzenia Oblatów raportował: „ Jesteśmy skazani na osobiste prowadzenie kuchni, do zamiatania kościoła i domu, oraz do wykonywania wszelkich prac brata zakonnego. Te kłopoty materialne były powodem– muszę to wyznać– wielu zaniedbań w duszpasterstwie i w zachowaniu przepisów naszej Reguły, a poza tym znacznie ucierpiało nasze zdrowie i siły fizyczne. Przez kilka tygodni żyłem o chlebie i kawie ponieważ brak czasu i chęci do przygotowania jedzenia, a nieraz i brak pieniędzy”.

Wobec pilnej konieczności roztoczenia opieki nad polskimi dziećmi, ojcowie Kulawi rozpoczęli starania o zorganizowanie szkoły parafialnej. Dzieci polskich emigrantów albo nie chodziły wcale do żadnej szkoły albo uczęszczały do bezwyznaniowych szkół rządowych, a tylko nieliczne do szkoły katolickiej przy parafii Niepokalanego Poczęcia. W szkołach publicznych dzieci szybko wynaradawiały się i odwykały od praktyk religijnych. Naukę rozpoczął o. Jan-Wilhelm w krypcie kościoła Świętego Ducha. Po pewnym czasie zakupiono niewielki domek w sąsiedztwie, do którego obaj ojcowie przenieśli się, poprawiając nieco swoje warunki mieszkaniowe. Dołączył także do nich brat zakonny Józef Holzappel, który zajął się prowadzeniem kuchni i spełniał niezbędne posługi w kościele, domu, szkole i w zakrystii.

Wobec dynamicznego rozwoju szkoły parafialnej, dalsza nauka w krypcie kościelnej stawała się niemożliwa. Należało pomyśleć o budowie obszernego i wygodnego budynku szkolnego a także o zatrudnieniu nauczycieli. W szkole, liczącej już ok. 150 uczniów podjęli pracę nauczyciele: Karolina Czernigniewiczówna, Cecylia Krausówna oraz Czesław Kamieński.
Budową nowego budynku szkoły zajął się architekt i budowniczy z St. Boniface, p. Caron– ten sam, który kierował budową kościoła Świętego Ducha. Prace zakończono w roku 1902. W nowej szkole oprócz sal przeznaczonych do celów dydaktycznych, miejsce swe znalazło Bractwo Świętego Ducha. W obszernej sali parafialnej organizowano różne uroczystości, przedstawienia teatralne i zabawy. W roku 1903 o. Jan Wilhelm „uprosił” do pracy w szkole pięć sióstr benedyktynek z Duluth.

W latach 1910 – 1915 r, miał miejsce masowy napływ imigrantów z Europy i innych części Ameryki Północnej, przez co szybko zmieniło się oblicze tego terytorium. Było tu znacznie ponad 160 tysięcy katolików, z których mniej więcej jedna trzecia – francuskojęzycznych, jedną trzecią stanowili osiedleńcy ukraińscy, a reszta w kolejności to skupiska; Niemców, Polaków, Włochów. Pięć lat wcześniej, część terytorium przynależnego do „św. Bonifacego” zostało okrojone, tworząc nową diecezję Regina, sufragan należał do „Bonifacego”. W tym samym roku archidiecezja straciła także część swojej północnej granicy do nowo utworzonego wikariatu Keewatin.

Zmiany takie dokonane u Bonifacego, to około 97.800 katolików. Mniej niż jedna trzecia stanowiły osoby pochodzenia francuskiego, wielu było Polaków, były również silne skupiska anglojęzycznych Irlanczyków. W 1912 r. było około 30.000 ukraińskich katolików w tutejszej archidiecezji, ale po czasie zostali oni odłączeni od hierarchii łacińskiej i umieszczeni pod zwierzchnictwem własnego biskupa obrządku wschodniego.

Starzejący się, schorowany arcybiskup mógł patrzeć w przyszłość ze spokojem. Widział jak polscy oblaci niestrudzenie przebiegają jego teren, pierwsza polska parafia w Kanadzie zachodniej pod wezwaniem Ducha Świętego w Winnipeg stwarzała dodatkowe gwarancje. Wyrośnie przy niej pierwszy klasztor polskich oblatów, duszpasterzy polonijnych.To mógł przewidzieć. Swoim wewnętrznym wzrokiem człowieka kontemplacji mógł widzieć wiele.

Ale chyba i on nie przewidział, że ojciec Jan Kulawi w 1919 roku będzie pierwszym oblatem, który stanie na polskiej ziemi, aby tam podjąć dzieło nowego tworzenia; że znajdzie się w grupie ojców, którym będzie dane stać się założycielami polskiej prowincji zgromadzenia. Tego zapewne nie przewidział świątobliwy biskup, lecz można sobie wyobrazić, jak spoglądając z nieba uśmiechał się z aprobatą, że realizuje się zamysł zrodzony za jego czasów w Kanadzie: oblaci  zakładają w Polsce seminarium, szkołę przyszłych misjonarzy, których mu brakowało, na których ciągle czeka tylu ludzi. Jest faktem dobrze poświadczonym dokumentami, że los naszych emigrantów żywo obchodził misjonarzy i biskupów. Od początku mieli w nich swoich orędowników i przyjaciół.

Nie będzie przesady w twierdzeniu, jeśli się powie, że zapewnienie im opieki duszpasterskiej należało do największych trosk arcybiskupa Langevina w ostatnich latach jego rządów. Arcybiskup, który wszystko w życiu poświęcił Bogu, a wyniszczając się w Jego służbie, był sędziwy bardziej trudem życia i cierpieniami niż wiekiem, dobrze wiedział, że wypisuje trudną radę. Ale ze swego doświadczenia wiedział również i to, że spośród wszystkich rad i zaleceń, jakich w życiu udzielał, ta najgłębiej przeniknie do serca. Jak ewangeliczne ziarno trafi na dobry grunt i będzie owocować.
U Arcybiskupa A. Langevina można podziwiać jego hart i determinację w stosunku do ogromnych zadań, powierzonych mu przez Kościół, ale może jeszcze bardziej godne podziwu jest jego ludzkie oblicze w kontakcie z bliźnimi. Prawdziwa mądrość serca uczyła go, jak godzić wielką odpowiedzialność z wymogami praktycznej miłości bliźniego, a hasło: „Praca dla chwały Bożej i zbawienia dusz” przekładać na język zwyczajnej, prostej życzliwości, oddania drugim, gościnności, troski, przyjaźni – indywidualnego traktowania każdego człowieka. Tysiące ludzi, za których czuł się odpowiedzialny, nigdy nie stały się anonimową masą. Chciał żyć według Bożego planu i uświęcać , wykonując sumiennie swoje obowiązki.

Zmarł w wieki 59 lat ... 15 czerwca 1915 r. w Montrealu, Quebec