Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
KONFLIKTY

Konflikty ...

Każdy walczył z każdym, konflikty trwające przez wiele pokoleń, gdzie by nie spojrzeć, każdy potrząsał mieczem. Tyle setek lat, my ludzie, nie potrafiliśmy pokonać naszych tendencji do agresji i wojen.
Nasza codzienność z pozoru nudna i nieciekawa, z biegiem czasu nabierała jednak wymownego sensu. Zaczynamy snuć plany, wielkie plany. Być może nasze życie ... mogło by ... potoczyć się inaczej?
Matka Ziemia, pochłonęła i nosi w sobie wielkie cmentarzyska, wspomnienia bólu, nieszczęścia.
Tu, gdzie słońce i księżyc porusza w świetlany sposób zastygłe tematy. Te – same się rozkruszają ... zakurzone sekrety i rzeczywistość – widziana – zamkniętymi oczami. Gwiazdy niczym drobinki rozrzucone, wskazują nam ścieżki. Proszą, aby opowiedzieć dziś wszystko ... co spamiętałem o moim dziadku, pradziadku, jego braciach; o austriackim poborze do „asenterunku”, o wojnach w dalekiej Lombardii, Piemoncie, o tym co się komu stało, co nastąpiło potem, jak stracił przyjaciół, najbliższego brata.
Każde losy mają swoje porządki, swój następny dzień i następny dział. Kiedy po nocnym ulewnym deszczu, bez ociągania się następuje ochocze podwijanie rękawów, bo dach w chałupie przeciekał i wody zebrały się tuż przed progiem. Matka pochylała głowę i modliła się do Wszystkich Świętych. Ojciec, podważył zacumowany kamień, aby ziemia do wnętrza wchłonęła wszystko, co było ponad stan.

Ten, kto miał w sobie ducha nie poddawał się nigdy. W miejscu, gdzie góry stykają sie z niebem, tu, dzielni wojacy uśpieni w masywie Giewontu ... czekają posłusznie ... na dogodną chwilę. Gdy nic się nie dzieje – nie ma tu o czym gadać. Milczenie zawsze niesie ze sobą spokój.

I znów wizja wspaniałego rumaka z rozwianą grzywą, gdzie kowal Fatla z niespełnionymi marzeniami wychodzi nocą na czaty, śledzić wojów jadących konno reglowym traktem.
Góry, podobnie jak ludzie, potrafią być tajemnicze i niedostępne – skrywając głęboko tajemnice.

Z różnych stron dobiegają odgłosy pracujących tu ciężko drwali. Jakże cudowny bywa tu zachód słońca – gdy niebo płonie ogniem tysięcy barw. Las tak pięknie śpiewa, cały długi dzień, trucht leśnych zwierząt w stronę ciepłych nor. Raz jeszcze patrzę z bliska na bystry potok i widzę, że ma on gorące serce ... niespotykaną werwę, anielski głos, jakiego przedtem nie słyszałem ... jednak często słyszałem potem.

Między wschodem a zachodem chmury przybierają odcień rdzawej barwy i słonko góruje wysoko.
Światło, płynęło ponad obłokami, noga za nogą ... w nieładzie się wlecze pełna harmonia.
Wiatr cichnie w oddali, za jakiś czas znów pędzi przed siebie krzycząc w krainie gór, spada po stromych ścieżkach skał i urwisk … tam gdzie trawa zielona rośnie co krok – owce się pasą w Polanach.

Przy migotliwym ogniu, cała liczna rodzina, niewiasty zszywają lniane – zgrzebne koszule.
Mężczyźni reperują wnyki – „dziecyska” wokoło gonią po próżnicy – chcące się bawić, poznawać świat.
Koło pieca babka Bronka (Bronisława) siedziała na ławie, zza „warculi” (kołowrotka) podnosiła wzrok, uśmiechała się słodko na widok dziewięciorga prawnucząt. Tamtego roku rozpoczął jej się ósmy krzyżyk.
Nocami pod hałaśliwą doliną w strugach rwącego potoku kąpały sie wodne panny ... „boginki”.
Wychodziły na potańcówki. Widziałem ich głowy na tle turni. Głos miały taki ochrypły, zdławiony i palce takie długie, szczyplawe, na przedramieniu spowite, którymi w niedospane noce sięgały po marudne dzieci. Sięgały, aby obłaskawić wszystko co Bóg dobrotliwie rodzicom daje, aby wyssać krew!

Pod lasem jelenie nosiły wysoko głowy, zaczepiając porożem. Drzewa udanie cofały przed nimi gałęzie. Siedziałem, gdy gdzieś coś nagle zaiskrzyło ... czas mieszał mi w głowie z szorstką realnością wytrzeszczonych oczu. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem zrogowaciały grot ... tkwił obok.
Korzenie modrzewia porozrzucane niedbale na wielobarwnej polanie. Słońce, malowane złotą farbą i szept uwalniającego się z lodu górskiego strumyka. W koronach drzew przeciągający się szelest wiosny.
Wokoło – wciąż kryształowo czysta cisza, wlewająca się wąską szparą pomiędzy rozkołysane gałęzie.

Blask dnia i znów jeleń robiący susy po niestopionym śniegu. Miękkie w podskokach ruchy zaznaczają ślady na białym dywanie. Jeszcze teraz gonią mnie wspomniane cienie. Kolejny zakręt, obłędny wyścig o zatroskane życie. Niedługo ciemność zapadnie. Skrzydlate stada siadają na koronach drzew.
Świat zewnętrzny usłany nową tajemnicą. Na oczach dnia, skalna – górska ziemia, wystaje z ponad traw. Liczne smreki, rozłożyste jodły , strzeliste buki , jesiony – towarzyszące tutejszym mieszkańcom.

Ludzie szukają zapomnienia, ukojenia, wypełnienia wewnętrznej pustki w tysiącach rzeczy, ale nie znajdują nic trwałego – tylko w jednym elemencie jest trwałe ukojenie – w tym co jest wieczne –––––
Hałaśliwe w zachowaniu psiska i dzieci, które wszystko opowiedzą, które chcą żeby ziemia była niebem. Więc się modlą gorliwie wieczorem, padając na kolana. Najpiękniejszy na świecie dom.

Dym się przemieszcza wysoko ponad dach kurnej chaty, w ciszy codzienność wchodzi w rzeczy i zjawiska. Palenisko ognia – płonącego na skraju polepy pod płaskim kamieniem, nigdy nie gaszone – towarzyszyło ludziom w ciemnościach zadymionej izby – całą noc i cały dzień.
Duch halnego wiatru majaczył bezgłośnie ... jego słowa spędzają zawsze sen z powiek.
Widmo nadchodzących wydarzeń wisiało nad mrocznym karczowiskiem polany – Szeligówką.
W przesiąkniętym zapachem żywicy, górskim powietrzu, samotne stare drzewo, na zapleczu domostwa mówiło do moich (szeroko otwartych) dziecięcych oczu.
Wieści o napoleońsko-austriackiej wojnie, miały wpływ na postrzeganie świata. Śpiewały o tym ptaki, szemrały górskie wzburzone potoki, szeptali starsi, z rutyną ludzie. Tępe lęki zaszyte w podświadomości, przepełnione zimną wrogością do zaborców.
Człowiek zniewolony wewnętrznie przez panujący system skorumpowanych austriackich urzędników, jest przeciwieństwem tego co dyktuje sumienie ... góralska natura.
Śleboda żyjących w symbiozie ze światem przyrody (otoczeniem) mierzona była w stopniu udramatyzowania zdarzeń z najbliższego otoczenia ... gdy austriacki „cesarski pobór” powołał do wojska wszystkich parobków ze wsi ... każdy, który ukończył 18 rok życia, podlegał obowiązkowej służbie wojskowej. Urządzano obławy na wyjętych spod prawa rekrutów!
Do Nowego Targu, albo Czarnego Dunajca, przyjeżdżała komisja ze sztabem „hajduków”.
Chodzili od chałupy do chałupy, przeszukiwali na wylot domy i obejścia. Brali, kto im się nawinął, ale ktoś kto zdołał się ukryć w lesie albo w górach i przeczekał czyhające nań niebezpieczeństwo, mógł spokojnie żyć do następnego „asenterunku” (poboru). Ci, którym się nie udało, trafiali na dziesięć, dwanaście, a nawet na piętnaście lat do wojska, a gdy po latach wracali z niego, jako „urlopnicy”, byli tylko czasowo zwolnieni spod cesarskiego regimentu.

Ludzie żyli prosto, z pracy fizycznej na gospodarstwie i w lesie. Las był częścią ich egzystencji od początków dzieciństwa. Ludzie wzajemnie sobie pomagali – sąsiedzi sąsiadom, na gospodarstwie. Dzieci uczyło się imion zwierząt i roślin, na roli poznawali narzędzia pracy fizycznej. Najczęściej trzeba było samemu wszystko naprawić, udoskonalić, używając przy tym chłopskiego, zdrowego rozsądku.

Od kilku miesięcy grupki zbrojnych (galicyjskich) żandarmów utwierdzało wieś w przekonaniu, że na świecie wrze. Ciężka teraźniejszość docierała nawet do najodleglejszych zakątków wysokiego zbocza, na Szeligówkę. Przy świetle księżyca, panowało przemieszczanie się owsianych snopków; nie bez przyczyny poruszały się snopki ... albo skradał się cień niesionego nad sobą jałowca?
Pierwszą oznaką, że coś jest nie tak, była przejmująca wokoło cisza, nawet pies, ani koń w stajni,
ani owce w strądze, nie chciały się „kręcić” – zamierały w bezruchu. Psy poczęły podejrzliwie węszyć.
Niebawem w lesie dało się słyszeć tętent kopyt, ochrypłe krzyki jeźdźców cwałujących prosto na ... „nasz dom” ... pod lasem. Nie minęło wiele czasu, a jeźdźcy byli już na podwórku.
Serce szybciej zabiło w samym wnętrzu, kiedy pod jasnym księżycowym niebem, jazgot srogi i sznur sześciu hajduckich koni (przywędrował) ... zatrzymując się na oborze – zawołali gniewnie... Halt!!!

Podczas pierwszego rozbioru Polski w 1772 r. Austria zajęła obszary określane mianem
Królestwa Galicji i Lodomerii. Okolice powiatu Nowy Targ w XIX stuleciu należały do monarchii habsburskiej (Cesarstwo Austrii, następnie Cesarstwo Austro-Węgier), w cesarskiej prowincji Galicji. Od 1772 r. trwał też proces zastępowania prawa polskiego przez przepisy austriackie.
Zniknęły sejmiki szlacheckie, podobny los spotkał pochodzących z wyboru urzędników. Wraz z zapanowaniem nowego ustroju nastąpił zmierzch dotychczasowej roli stanu szlacheckiego. Zniesiono szlacheckie ulgi podatkowe, nie gwarantowano nietykalności osobistej i majątkowej.
Reformy agrarne dotyczyły szlachty i chłopów. W 1782 r. złagodzono zakres poddaństwa osobistego.
W 1786 r. zmniejszono i szczegółowo uregulowano powinności chłopskie. Szlachta jednak nadal posiadała wystarczająco silną pozycję społeczną i ekonomiczną, aby dobrodziejstwa płynące z reform ograniczać. Pod rządami austriackimi spadły na chłopów nowe powinności – płacenie cięższych podatków oraz przymusowa służba wojskowa.  
Od 1786 roku wszystkie parafie na terenie Podhala należały do diecezji tarnowskiej i dopiero po 1807 roku ponownie do diecezji krakowskiej, kiedy to odłączono z diecezji tarnowskiej na rzecz diecezji krakowskiej dekanaty: nowotarski, makowski, myślenicki i niepołomicki.
Galicja była jedną z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych prowincji cesarstwa. Wojny napoleońskie, które wyczerpały całą Austrię, wywarły niekorzystny wpływ również na gospodarkę galicyjską. Nie przypadkiem nazywano Królestwo Galicji i Lodomerii krajem „nędzy galicyjskiej”.
Ciekawostką jest fakt, że obszary na południowy-zachód od Spytkowic należały już do Królestwa Węgier (np. Podwilk był w granicach Cesarstwa).
Szczególnie trudne warunki panowały na Podhalu. Większość wsi podhalańskich pogrążona była w rygorze pańszczyźniano-poddańczym. Panował tu głód, nędza i zacofanie. Obszar Podhala od początków istnienia państwa polskiego, wchodził w skład Małopolski, jednej z trzech najstarszych historycznie dzielnic Polski. Podhale, jako zachodnia część ziemi sądeckiej, należało do województwa krakowskiego. Podlegało, zatem pod względem administracyjno-sądowym, sądeckiemu staroście grodowemu.
W 1769 r. Austria oderwała od Polski starostwo spiskie, które do Polski dołączone było od 1412 r. za sprawą zastawu. Rok później to samo spotkało starostwo nowotarskie, czorsztyńskie i znaczną część Sądecczyzny. Starostwo nowotarskie stanowiło wtedy jej część. Po śmierci ostatniego starosty zarząd nad nim przejął bezpośrednio austriacki skarb państwowy.
Rząd austriacki, zagarniając po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 r. Małopolskę, zagarnął tym samym Nowotarszczyznę jako tzw. „Królewszczyznę”, czyli dobra królewskie, z których dochód przeznaczany był na utrzymanie stołu królewskiego. Rząd austriacki stopniowo rozprzedawał królewszczyzny i w ten sposób na początku XIX wieku powstało państwo czarnodunajeckie składające się z siedmiu wsi: Czarnego Dunajca, Chochołowa, Koniówki, Witowa, Dzianisza, Cichego, Kościelisk i części Zakopanego, które liczyło w 1817 r. około 8 tysięcy ludzi.
Od chwili przejścia starostwa nowotarskiego w ręce prywatne rozpoczęły się kłopoty i niedole mieszkańców. Niefortunnie wybrani przez nich kolejni pełnomocnicy: najpierw ksiądz Józef Szczurkowski, proboszcz krośnieński, a następnie dziedzic Sieniawy w obwodzie wadowickim baron Kajetan Borowski, nabywszy podstępnie za pieniądze chłopów chochołowskich wspomniane wyżej państwo czarnodunajeckie, zaczęli uciemiężać ludność góralską.
Procesy wytoczone przeciwko nim przez chłopów powodowały jeszcze większe prześladowania ludności miejscowej. Borowski odbierał chłopom grunty, wzbraniał wypasu bydła w Tatrach, co doprowadziło do zbrojnego starcia w maju 1831 r. między góralami a służbą leśną barona.
W starciu tym padło dwóch chłopów, a wielu zostało rannych.
Władze miejscowe, administracyjne i sądowe, wreszcie i gubernialne stawały we wszystkich
procesach, konfliktach i zaburzeniach po stronie właściciela. Gdy w 1831 r. Borowski przedstawił w skardze zbrojne starcie jako swoje przeciwdziałanie akcji buntowniczej chłopów chcących ruszyć na pomoc powstańcom w Królestwie, władze austriackie przysłały dwie kompanie wojska, które przeprowadziły pacyfikację, wymierzając chłopom uwięzionym przedtem przez Borowskiego ... po 80 do 100 kijów ... odrzucając tym pretensje zubożałych chłopów. Bezskutecznym procesowaniem się, wytworzono wśród górali podhalańskich atmosferę wrogości wobec władz austriackich.
Chłopi nie tylko w dobrach pańskich, ale i rządowych muszą odrabiać pańszczyznę. W dobrach dzianiskich – podług woli pana, gdzie chłopi we wsiach rządowych są ich własnością ...
używał więc „pan” wszelkiej przemocy, aby każda wieś ustalonym porządkiem dawała mu codziennie na 24 godziny jednego stróża ... do rąbania drzewa, palenia w piecach dworskich jak również na 24 godziny jednego człowieka do pasania trzody dworskiej, zaś do strzyżenia owiec tyle ludzi ile potrzeba; dostarczania na każde zawołanie podwodów konnych do miasta, wywożenia zboża do młyna, sprowadzania mąki z młyna do spiżarni, do gorzelni i browaru.
We wsi znajdowało się wiele wdów i sierot, starych i młodych, które mając przytułek przy swej familii, żyją jednak z wyrobku lub łaski swego brata, sami nie posiadając żadnego gruntu ani budynku.  Pomiędzy tymi sierotami trafiali się także starzy wiekiem gospodarze, którzy swoje gospodarstwo dzieciom odstąpili i przy tychże dzieciach zamieszkiwali, przecież i tacy nie uchronili się od gwałtu opiekunów bez szacunku za wiek i nędzny stan zdrowia ... godny politowania.
Pan pociągał wdowy i sieroty pod kategorię komorników, nakłada na każdą głowę robociznę – dzień jeden co tydzień ... bez najmniejszego za to wynagrodzenia. Opornych zmusza gwałtem bez względu, że ta uboga wdowa z sierotami, mająca zamieszkanie z łaski swego opiekuna, w jego własnym domu. Pracując cały dzień od wschodu do zachodu słońca dla pana, posilać się musi tylko swoim suchym kawałkiem chleba, jeżeli opiekun nie dał jej z litości coś do posilenia, gdyż ta pracując na pańskim od rana do wieczora, więc któż jej ugotuje strawy, chociażby nawet zacierki na połednie?

( ... ) Rozgniewany pan dzierżawca za nieposłuszeństwo bije, tłucze chłopów po gębie, targa za włosy, każe podkładać się na ziemię i bić – 40 lub 50 batów, mówić „szelmo chłopie, bat to jest dla ciebie prawo, a twój przywilej i skargę każe ci na twojej dupie przykleić i batem posiekać”... kazuje chłopów kłaść na brzuch na ziemię i bić ich niemiłosiernie patykami grubymi jak ręka po gołym ciele, a sam stawał zawsze dla przyjemności obok, licząc baty, na które sam ich skazał.
Kiedy zaś liczba zbliżała się prawie do końca, udawał jakoby się w liczbie omylił, kazował więc na nowo ... od początku zaczynać i tym sposobem bił czasami ludzi na śmierć.
Przy tym zawsze szydził z nich, napominając stojących naokół, aby mu pomogli prosić Pana Boga za tymi biednymi ludźmi, aby im dał cierpliwość do stałego wytrzymania kary, równie dobrze obmyślanej jak koniecznie potrzebnej, aby ich w posłuszeństwie poprawić.
Takie i podobne sprawki wyprawiał (podobno dla zabawy) codziennie! Gdy jednak pan biciem chłopów zmusić nie mógł, sprowadzał żandarmów, którzy razem z ekonomem chodzą po wsi od chałupy do chałupy, zabierają im odzież, pierzyny z łóżka, zboże i powiadają „jeżeli tego nie wypełnisz, chłopie co ci pan rozkazuje, to musisz zapłacić pieniędzmi, nie tylko za robotę, tyle ile pan oceni, ale nawet za egzekutne ... za nieposłuszeństwo dotąd opłacać będziesz, dokiedy pan tej egzekucji nie odwoła ... i jeżeli twoich zabranych przez nas rzeczy nie wykupisz w trzy dni, to Żydom sprzedane zostaną, a gdyby za te „fanty” i pieniądze jeszcze nie wystarczyły, zabierzemy ci twoją trzodę.
Zestarzałym ojcom brano ich synów do walczenia na wojennych frontach, lecz zgrzybiałych starców oraz ich żony męczono pańszczyzną, a zatem chłop taki osiwiały i pochyły od pracy – starzec, który krwawym potem wykarmił kilkoro synów, często utracił ich w wojnie, wystawiony jest dziś na większą nędzę, cierpienia i przykrości, wylewa teraz ostatnie krople potu swego na odrabianie pańszczyzny. Zamiast spoczynku dać zbolałym od wiecznej pracy kościom; żona chłopa poległego w boju, zamiast pielęgnowania małych dzieci w swojej chałupie, zostawia je sama bez opieki ... iść musi na cały dzień pańszczyznę odpracować.
Dzieci poddanych chcące się czytać i pisać nauczyć ... tylko w konspiracji ... u księdza, lub organisty przy kościele katolickim, z takiej okazji mogą skorzystać. Organista nauczy dzieci poddanych trochę czytać i trochę bazgrać, o tyle, o ile sam umie. Jeżeli syn poddanego nauczy się cokolwiek pisać i rachunków, bierze go pan do siebie na usługi. Nic jemu nie płaci, tylko go ubiera w liberię lokaja, kucharza, stangreta, albo robi karbowymi, albo w lesie gajowymi, przy stawach lub potokach – stawniczym.
Chałupnicy – Grupa mieszkańców wsi znacznie uboższa od zagrodników – nie posiadali oni żadnego gospodarstwa ani własnej roli. W źródłach z XVI wieku występują bardzo rzadko. Pracowali u bogatych kmieci lub na folwarku pańskim.
 Komornicy – Nie posiadali nawet własnych chałup i zamieszkiwali pomieszczenia w domach bogatszych gospodarzy. Za to mieszkanie odpłacali się pracą, lub oddawali część zarobku. Komornicy byli zwolnieni od opłat na rzecz pana, aczkolwiek prawdopodobnie mogli być wykorzystywani do prac na folwarku. Ziemia na której gospodarowali chłopi nie stanowiła ich własności. Jej rzeczywistym właścicielem był pan określonych dóbr: król, zwykły szlachcic, dworzanin lub kościół.
Chłop był więc tylko użytkownikiem ziemi. Zwyczajowo było to użytkowanie dziedziczne – przekazywane na męskich potomków. Pan we wsi mógł zawsze usunąć chłopa z gospodarstwa.
W Dzianiszu, w tutejszym dworku mieszkał baron Kajetan Borowski zwany „diabłem dzianiskim” – był tyranem dla miejscowej ludności. 40-letnie procesy o lasy leżące niby na jego terenie, tzw. dobra czarnodunajeckie – – – z różnymi uzurpatorami tych dóbr.
Najkrwawszy epizod tych sporów to zbrodnia dokonana przez barona Kajetana Borowskiego na miejscowej ludności w maju 1831 r., gdy górale – wbrew jego zakazowi – popędzili swoje bydło i owce na swoje tatrzańskie polany. Dwóch witowian padło wtedy od kul (co upamiętnia stojący tam krzyż), słudzy barona wystrzelali bydło. Resztę buntowników wojsko biło potem do utraty przytomności.
Proces o dobra ziemskie i lasy skończył się w końcu uznaniem praw górali.


 Linia baronowska... z której to właśnie wywodził się baron Kajetan Borowski.
(z metryki i akt)
Podług Wielądka i akt złożonych przy wywodzie szlachectwa w Galicyi – jej przodkiem miał być Jan, syn Marka, dziedzic części wsi Wysoka, w wojew. Sandomierskiem od 1343 r., jego syn Mikołaj miał synów: Andrzeja i Mikołaja; po Andrzeju byli synowie: Jerzy, dziedzic dóbr Potoka – 1517 r. i Stanisław, który pozostawił synów: Jana, Macieja i Jakóba; po Janie z żony Barbary Kmita syn Melchior, tego syn Jan, żonaty z Anną Brodecką, miał syna Adama –1683 r., po którym z żony Zofii Wysockiej synowie: Jan, Marcyan, chorąży wojsk koronnych i Andrzej; po Marcyanie z żony Anny Głogowskiej synowie: Jan, Michał i Mikołaj 1702 r. Jan poślubił Salomeę Potocką i z niej miał syna Jana, miecznika owruckiego, po którym z żony Marcyanny Winkler syn Józef, dziedzic dóbr: Wysokiej, Zaryszyna, Sieniawy i innych, stolnik grabowiecki, członek stanów galicyjskich, mianowany baronem austryjackim 1808 r., z żony Jadwigi Wilkońskiej, podwojewodzianki oświęcimskiej, pozostawił syna barona, Kajetana, członka stanów galicyjskich, właściciela Czarnego Dunajca, który z żony Julii Morskiej miał dwóch synów: Teodora i Jana. Baron Teodor, właściciel Kunaszowa, zaślubił Paulinę Bratkowską i z niej ma córkę Maryjannę, zaślubioną Augustowi Gorajskiemu. Baron Jan, żonaty z Florentyną Żelechowską, pozostawił syna Antoniego ur. 1859 r. i córkę Zofię, poślubioną Iwonowi Pieniążkowi.

Według aktu w latach 1799 –1820, chłopi ze Spytkowic, Sieniawy z Dzianisza, siedzący na całej roli (łan) oprócz czynszu dwadzieścia dwa grosze, dają cztery kury, po jednym (trzebionym) kogucie, pięć jajek raz do roku. Do orki, do grabarki, do żniwa, do wiązania, do zgartywania siana, do tarcia konopi, do brania lnu, do kopania warzywa – wychodzić ma na robotę po dwoje.
Do młocki, do siekiery – po jednemu. Ponadto są jeszcze inne roboty, które odprawiać się mają – za pański dzień albo bez pańskiego tzn., które albo liczą się za dzień roboczy albo są obowiązkiem poza dniami pańszczyzny. Za pański dzień chłopi sieniawscy z całej roli mają wozić drwa i chrust po jednym wozie swoimi końmi. Bez pańskiego dnia mają wyjść raz do roku na zakoski trawne i owsiane oraz zagrabki. Chłopi na pół roli robią trzy pół dnie od południa i płacą połowę czynszu, komornicy nie płacą nic i odbywają dwa pół dnie od południa lekkiej roboty, przy czym strawę otrzymują ze dworu. Kto robi koło drzewa ma w jednym dniu roboczym położyć jeden wóz drwa albo jeden chrustu i zaraz ten chrust wygrodzić. Kto młóci ten ma się uporać z jedną kopą dziennie. Na wóz sprzężajny nie powinno się więcej brać jak cztery korce żyta abo owsa sześć korcy.
Po sól jeździć raz w roku i przywieźć po pięć kłód, za co przez pięć dni wolne od roboty. Nadto każdy kmieć na całej roli ma oddać co rok sztukę oprawną przędzy, a jeżeli da drugą sztukę, za co ma sześć dni wolne od roboty, przędziwa dostarczy dwór, a ma być chędogo oprawne i bez paździerza, aby kmieć swoim nie musiał przykładać.
Dni robocze zaczynają się od południa, tylko na obżen powinno się wychodzić o wschodzie słońca.
Rozwiązanie kwestii chłopskiej polegało na zniesieniu poddaństwa włościan, zniesieniu pańszczyzny (polegającej na przymusowej pracy chłopów na rzecz pana wykonywanej w zamian za użytkowanie ziemi), zniesieniu oczynszowania (polegającej na tym, że włościanie musieli składać właścicielom ziemi opłatę pieniężną lub daninę w naturze w zamian za użytkowanie ziemi) oraz uwłaszczenia chłopów (nadania im uprawianej ziemi na własność). Programy rozwiązania kwestii chłopskiej na ziemiach polskich pojawiły się już u schyłku XVIII wieku – podczas powstania kościuszkowskiego, kiedy to 7 maja 1794 roku Kościuszko ogłosił tzw. Uniwersał Połaniecki znoszący przywiązanie włościan do ziemi pod warunkiem spłacenia przez nich podatków i długów, likwidujący władzę sądową panów nad chłopami, umacniający prawa włościan do uprawianej ziemi oraz zmniejszający wymiar pańszczyzny.
Reformy Uniwersału Połanieckiego, w związku z rychłym upadkiem powstania i rozbiorem Polski (1795), okazały się nietrwałe.
W XIX wieku państwo polskie nie istniało na mapach Europy. Było ono podzielone między Rosję, Austrię oraz Prusy. Społeczeństwo polskie składało się w ogromnej większości (około 80%) z chłopów, dlatego też rozwiązanie kwestii włościańskiej było dla Polaków równie istotne jak sprawa odzyskania niepodległości.
Sejm Królestwa Polskiego odrzucił jednak wiosną 1831 roku projekt oczynszowania chłopów w dobrach narodowych. Odrzucenie przez sejm projektów reform dotyczących kwestii włościańskiej spowodowało zobojętnienie chłopów wobec Powstania Listopadowego. Zniweczony został ich zapał do walki w powstaniu, co było jedną z głównych przyczyn klęski zrywu niepodległościowego Polaków.
Po upadku powstania 1830 r, nasiliły się carskie represje. Rosja, Prusy, Austria, wprowadziły bariery celne, co niekorzystnie odbiło się na polskiej gospodarce.
Z organizacji konspiracyjnych w kraju, do sprawy chłopskiej odnosił się przede wszystkim Związek Chłopski założony około roku 1838 przez księdza Piotra Ściegiennego, który działał na terenach Kielecczyzny, Lubelszczyzny, Sandomierszczyzny oraz Radomskiego. Swoje poglądy zawarł w tzw. „Złotej Książeczce”, którą ogłosił jako list papieża Grzegorza XVI do chłopów, by łatwiej dotrzeć do głęboko religijnych ludzi, jakimi byli włościanie. Ściegienny wzywał do rewolucji chłopskiej skierowanej przeciwko panom i monarchom. Chłopi mieli wywalczyć dla siebie ziemię i we współpracy wywalczyć sobie swobodę. Ściegienny chciał także współpracy chłopów z ludem miejskim. Rewolucja była wyznaczona na rok 1846. Wskutek zdrady spisek został jednak wykryty.
Aresztowania objęły setki ludzi, ze Ściegiennym na czele. Skazano go na bezterminową katorgę.
Powstanie wybuchło tylko w Rzeczpospolitej Krakowskiej. Stało się to w nocy z 21 na 22 lutego 1846 roku. Dnia 22 lutego ogłosił się w Krakowie Rząd Narodowy (Tyssowski, Gorzkowski i Grzegorzewski), który w swoim manifeście odniósł się m.in. do kwestii chłopskiej.
Zapowiadał nadanie ziemi chłopom bez odszkodowania, a także zniesienie czynszów i pańszczyzny. Spiskowcy przygotowujący powstanie popełnili błąd, ponieważ nie uświadomili wcześniej chłopów o planowanym uwłaszczeniu i zniesieniu pańszczyzny, obawiając się dekonspiracji.
Podobna rzecz miała miejsce na Podhalu, w Chochołowie, tzw; Poruseństwo Chochołowskie, kiedy tutejsi chłopi napadli na austriacką komorę celną. Wykorzystała to administracja austriacka rozgłaszając wśród chłopów, że cesarz chce ich uwłaszczyć, a szlachta planuje bunt by temu zapobiec. Było to kłamstwo, ale chłopi widząc przygotowania szlachty przed planowanym terminem powstania, uwierzyli austriackiej propagandzie myśląc, że szlachta zbroi się by nie dopuścić do zniesienia pańszczyzny.
Austriacy uzyskali to, co chcieli – chłopi zaczęli zbrojnie występować przeciwko szlachcie (rabacja). Ruch chłopski objął znaczne obszary Galicji. Chłopi napadali na dwory szlacheckie mordując właścicieli. Przywódcą rabacji był Jakub Szela. Rabacja w znacznym stopniu przyczyniła się do upadku powstania krakowskiego (3 III 1846). Po klęsce rewolucji krakowskiej wojsko cesarskie stłumiło ruch chłopski. Władze austriackie nie wprowadziły uwłaszczenia ani zniesienia pańszczyzny, a Rzeczpospolita Krakowska została zlikwidowana – Kraków z okolicami został wcielony do Austrii.
Sprawa chłopska odżyła jednak w Galicji bardzo szybko, bo już w roku 1848 (w czasie Wiosny Ludów).