Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
ŻYCIE SIĘ TOCZY · Lykorze mimo woli ...

Lykorze mimo woli ...

Różne plagi nawiedzały ludzkość przez setki lat i swoją śmiertelnością wyniszczały świat poprzez wieki.
Choroby epidemiczne towarzyszą ludzkości od początku istnienia pierwszych zorganizowanych społeczności, decydując o losach całych populacji. Problem zdrowia i choroby znajduje się w centrum zainteresowania człowieka od zarania ludzkości. Zawsze istniały choroby, ból, cierpienie i śmierć, których pojawienie się i naturę tłumaczyły u wszystkich ludów jakieś opowieści, powszechne przekonania czy mity.
Zawsze też istnieli w społecznościach ludzie mający zapobiegać lub przeciwdziałać temu złu za pomocą tajemniczych, im tylko znanych środków czy rytuałów. Zajmowali oni w grupach ludzkich szczególne miejsce zarezerwowane dla uzdrowicieli.

Status ten utrzymywali nie tylko poprzez uprawianie swojej profesji, lecz również dzięki odpowiedniemu wizerunkowi kreowanemu przez tradycyjne przekazy i własne celowe działania. Podejmowane na nowo próby ulżenia cierpiącemu człowiekowi i nagromadzone dzięki nim wielowiekowe doświadczenie doprowadziły do ukształtowania nowoczesnej medycyny. Liczba wykształconych medyków w tym okresie była bardzo mała, ograniczając się do jednego lub dwóch na całe miasto.
Możliwość korzystania z ich pomocy była przywilejem wyłącznie wąskiej, zamożniejszej części społeczeństwa, do której należeli bogaci mieszczanie, szlachta i arystokracja. Pozostali chorzy i cierpiący musieli polegać na umiejętnościach duchownych z zakonów, w których regule była także włączona opieka nad biednymi i chorymi. Oprócz nich działali jeszcze niżsi stopniem – miejscy rzemieślnicy w osobie chirurgów, balwierzy i łaziebników oraz wędrowni szarlatani i wiejscy znachorzy.

Poza nimi chorym pozostawała już tylko i wyłącznie własna wiedza i doświadczenie albo pomoc najbliższego otoczenia, czyli rodziny i sąsiadów. W tej sytuacji chorujący człowiek chętnie powierzał swój los świętym i innym niezwykłym medykom, cyrulikom, czy wędrownym partaczom.
Ci wędrowni uzdrowiciele, zazwyczaj wyspecjalizowani byli tylko w jednym typie zabiegów, jak operowanie przepuklin, leczenie zaćmy, usuwanie kamieni z pęcherza czy wyrywanie zębów.
Z tego powodu dla pozyskania pacjentów musieli oni stale przenosić się z miejsca na miejsce.
Dla swej działalności wykorzystywali zazwyczaj duże skupiska ludzkie, jak miejskie jarmarki i odpusty.

Elementem dominującym w publicznej praktyce jarmarcznych chirurgów albo dentystów była jednak w głównej mierze maniera teatru – widowiska, przekształcająca każdy zabieg w spektakl przyciągający tłumy gapiów. Na dobrze widocznym podwyższeniu, pacjentów i widzów przyciągali – pomocnicy rwacza w osobie kuglarzy, błaznów i muzyków (skrzypków, albo trębaczy), a nawet tancerzy dokazujących na scenie przed i w trakcie kolejnych operacji.
Poza zabawianiem publiczności wygłaszali oni również przemowy do zgromadzonych wokół stanowiska dentysty gapiów, zachwalając jego kunszt i usługi, lub też sprzedawali różne rzekomo cudowne specyfiki, których „skuteczność” zmyślnie demonstrowali za pomocą sztuczek i zwykłego oszustwa.
Oprócz tego asystowali oni oczywiście chirurgowi dokonującemu zabieg, trzymając i podając mu narzędzia lub lekarstwa albo po prostu przytrzymywali wyrywających się w trakcie zabiegu pacjentów.

Nierzadko wędrowni uzdrowiciele wozili również ze sobą różne egzotyczne zwierzęta, które miały przyciągać większą uwagę gapiów. Niektóre źródła wymieniają tutaj: wielbłąda, żółwie i tresowaną małpę. Plastyczny opis tego typu praktyk na gruncie polskim pozostawił po sobie Komoniecki – burmistrz żywiecki, który opisał przybycie rwacza w 1707 roku na żywiecki jarmark: „Tegoż roku na jarmark żywiecki na niedzielę pierwszą po Wniebowzięciu Panny Mariej – doktor z Śląska do Żywca przyjechał, przyniósłszy na wielbłądzie lekarstwa swoje i obrazy uleczonych ludzi. Na rynku jawnie swoje umiejętności głosił i lekarstwa przez tłomacza prezentował, przy tym zęby bez boleści wielom wyrywał. Poczym wielbłąda kazał przyprowadzić, z którym sztuczki różne przed pospólstwem czynił. Także i żółwie żywe miał, a te ludziom naiwnym pokazywał.
Czemu się pospólstwo mocno dziwowało nie widząc nigdy przedtem wielbłąda i takiego doktora”.

W Nowym Targu, tenże „doktor” po przybyciu na rynek, obok wypisanych, wymalowanych sylwetek ludzi, których rzekomo uleczył z ciężkich kalectw, prezentował także poświadczające na to listy, pisane na pergaminach z pieczęciami. Przy tym i lekarstwa różne ludziom ogłaszał, a zwłaszcza srebrnik jerozolimski z mennice tej, za które Chrystusa pana Żydzi wykupili od Judasza. Monety te sprzedawał następnie wraz z lekarstwem na głowę i zęby, na morzysko żywota i glisty. Wedle podawanych przez „doktora” instrukcji, efekt leczniczy uzyskiwało się, wrzucając monetę do pitnego trunku.
Stanowi to odbicie długo i szeroko rozpowszechnionych niegdyś wierzeń, iż przyczyną dokuczliwego bólu oraz psucia się zębów są właśnie robaki zębowe. Nadmienić należy, że wielu jarmarcznych uzdrawiaczy chlubiło się posiadaniem przeróżnych mikstur likwidujących tą uciążliwą dla człowieka dolegliwość.

Zabiegi zwykle wykonywali bez znieczulenia, albo po prostu odurzając go spalanymi ziołami jałowca lub sporyszu bądź ogłuszając pacjenta. Znieczulenie takie polegało na przyłożeniu do głowy kawałka deski i silnym uderzeniu tępym narzędziem, w celu wprowadzenia pacjenta w stan nieprzytomności.
Zęby wyrywano różnymi sposobami, używając do tego przypadkowych narzędzi kowalskich.
Powikłania po zabiegach często były przyczyną poważnych chorób i zgonów.

Na gruncie podhalańskiej wsi szczególną popularnością cieszyli się wędrowni handlarze – „aptekarze”, popularnie zwani olejkarzami, bądź Madziarami, z uwagi na to, iż przybywali zazwyczaj ze Słowacczyzny węgierskiej. Wołali zachęcając: „Legiem, legiem altana, sem przynosem to dla Pana

Wędrowni handlarze trudnili się wyrobem i obnośną sprzedażą rozmaitych substancji, którym przypisywali nieziemskie właściwości lecznicze lub kosmetyczne. Wędrowali od wsi do wsi, a w małych miasteczkach zatrzymywali się na jarmarkach, targach i odpustach. Zachwalając swój towar, udzielali porad i na poczekaniu pokazywali efekty swoich kuracji w starannie wyreżyserowanych pokazach.
W drewnianych skrzynkach przewieszonych przez ramię – chowali cały szereg najrozmaitszych leków, przeważnie szarlatańskich, rozmaite zioła, maści, lubczyki, cudowne lekarstwa na ból głowy, niepłodność, czy spędzenie płodu, poza tym w mniejszych przegródkach kryły się różne pachnidła, olejki, mydełka. Nosili tam również driakiew, kadzidła, mikstury rzekomo pomagające na ukąszenia żmii, na rychłe zamążpójście i tym podobne przypadłości, z którym od zawsze borykała się ludność wsi i małych miasteczek. Szczególnym zaufaniem i uznaniem cieszyli się zwłaszcza ci spośród nich, którzy podawali się za cudzoziemców i kazali tytułować się „doktorami”. Na dolegliwości umieli i często stosowali pijawki.

Ponieważ skuteczność mikstur sprzedawanych przez olejkarzy nie była zbyt wysoka, często musieli oni szybko zmieniać miejsce pobytu, by uniknąć spotkania z zawiedzionymi klientami. Z tego też powodu nie zawsze byli mile widziani w miastach, do których czasami zaglądali. Zdecydowane działania ze strony władz państwowych w pierwszym ćwierćwieczu XIX wieku doprowadziły, jak podaje Zygmunt Gloger, do przekształcenia się olejkarzy w kramarzy handlujących drobnym towarem. Pośród rozmaitych artykułów ukrywali oni jeszcze dość długo różne „tajemnicze specyfiki”, na które zawsze był popyt.

Wiedza medyczna z tego okresu była oparta na teorii spopularyzowanej jeszcze w czasach Hipokratesa, i która utrzymała się niemal do XIX wieku. Teoria ta opierała sie na fakcie, że niemal wszystko we wszechświecie, w tym także organizm ludzki opiera sie na czterech podstawowych elementach -- ziemi, wodzie, ogniu i powietrzu. Te wszystkie żywioły powinny być ze sobą w równowadze, jeżeli nie są w harmonii, to w efekcie występują najróżniejsze powikłania i choroby. Przywry wątroby, biegunka, żółtaczka, zapalenie płuc, niedokrwistość, powikłania poporodowe, zatrucia pokarmowe oraz ból zębów, należały do powszechnych chorób. Rany były leczone ciepłym olejem i opatrywaniem ziołami.

Zioła zajmują ważne miejsce w lecznictwie ludowym. Wiedzę o właściwościach zdrowotnych roślin rozwijano w zakonach już od wczesnego średniowiecza. W klasztorach, które przodowały w ziołolecznictwie, wykształcił się zwyczaj uprawiania ziół w ogrodach zwanych wirydarzami. Hodowano tam szałwię lekarską, miętę, koper włoski, lubczyk ogrodowy, rozmaryn lekarski i wiele innych roślin. Zasoby zakonnych aptek wzbogacano nieraz ziołami przywożonymi z podróży misyjnych z odległych krajów.

Upuszczanie krwi było w tym czasie najbardziej popularnym sposobem na przywrócenie balansu i stabilności w organizmie. Pijawki były przykładane do części ciała najbardziej dotkniętej przez chorobę. Przez skórę zasysały złą krew, przez co organizm miał być przywrócony do równowagi i zdrowia.

Serdeczny stosunek do chorego, umiejętność pocieszenia i dodawanie optymizmu oraz wiary w czynione metody i uzdrowienie, że ból wnet minie i znów wszystko będzie dobrze, to było największą cechą uzdrawiaczy. „Na każdom niemoc jes jakosi zielina, na żol na smutek – weselso nowina”.

W Latach 1780 zaborcy austriaccy wprowadzili na Podhalu nowe porządki i prawa. Zlikwidowali straże wiejskie, zastępując je żandarmerią i wojskiem. W grudniu 1773 roku władze zaborcy zażądały od ludności złożenia przysięgi – na wierność cesarzowej. Pogłębiająca się z roku na rok galicyjska bieda dotknęła również Podhale. Lata te zapisano w kronikach jako okres głodu i morowego powietrza.

Około roku 1830 zapanowały nieurodzaje, co przybliżyło klęskę głodu, która w 1831 roku spowodowała epidemię cholery. Wybuchła w Królestwie Polskim, przywleczona przez wojska carskie. Wiele rodzin wymarło, a w ich domach drzwi i okna przez długi czas były pozabijane deskami, co wywoływało u przechodnia nie do opisania przerażenie – widmo śmierci i trwogi.
Epidemia cholery, zdziesiątkowała wioski i miasteczka. Zgładziła większość małych dzieci i dorosłych. Objawiała się ogromnym odwodnieniem organizmu, zagęszczeniem krwi, biegunkami i wymiotami oraz straszliwymi bólami i sinieniem. Nie było żadnego ratunku, nie znano bowiem jej przyczyny.

W 1836 roku nastąpiły duże mrozy, a w latach 1840–1841 ulewne deszcze, grad i powodzie co spowodowało masowy głód. Ludność żywiła się korą, lebiodą i gorczycą. Wystąpiły niepokoje społeczne.
Nędza i ciemnota ujawniła się w 1846 roku rabacją chłopską. Napadano na dwory rabowano stajnie i spichlerze. Chłopi rozgromili dwory. Bito dziedziców, dzierżawców, ekonomów. Zginęło 21 osób. Rabację stłumiło wojsko i żandarmeria. Następstwem znowu był głód, poczem – epidemie tyfusu i dżumy. Rok później grad zniszczył zasiewy. Sytuacja powtórzyła się także w następnym roku.

Na przestrzeni wieków ludność walczyła I wciąż walczy z różnego rodzaju zarazą. Ludzkość od zawsze cierpiała z powodu chorób zakaźnych. Dżuma, cholera, gruźlica i ospa – dziesiątkowały ją w starożytności i średniowieczu. W XII stuleciu szalała ospa, w XIII – trąd, w XIV – dżuma, w XV – syfilis, w XVI – czerwonka (dyzenteria), w XVII – gruźlica, a w XVIII – tyfus. Wiek XIX upłynął pod znakiem epidemii cholery, która pochłonęła na świecie 40 mln ofiar.
Mówiąc o powodach wzmożonej aktywności chorób epidemicznych w omawianym okresie, należy podkreślić, że sama obecność czynnika chorobotwórczego nie jest wystarczająca do wywołania epidemii.
Podstawowe znaczenie ma tutaj zależność pomiędzy człowiekiem i otaczającym go środowiskiem, czyli warunki bytowania ludności, ich higiena, warunki żywieniowe i związana z tym kondycja fizyczna ogółu społeczeństwa. Wszystkie z powyższych czynników były związane z charakterystyką omawianej epoki.
Bolączką brudnych i zaśmieconych wsi była także plaga gryzoni. Rolniczy charakter regionu ze składami siana, zboża i żywności, ułatwiał życie tym roznoszącym zarazę szkodnikom. Wiele do życzenia pozostawiała także higiena osobista ogółu społeczeństwa.

Druga połowa XVII wieku i niemal cały wiek XVIII to okres, w którym wręcz unikano wody.
Podobne zjawisko odejścia od używania wody w celu utrzymywania higieny osobistej dotyczyło wtedy niemal całej Europy. W XVII i XVIII wieku punktem odniesienia do czystości całego człowieka stała się bielizna, jej wygląd i wymiana. W ówczesnej świadomości ludzkiej kontakt z wodą zwiększał ryzyko zarażenia się, na co dzień ograniczano się więc jedynie do opłukania rąk i twarzy, czyli miejsc widocznych.
Lęk przed chorobami, zwłaszcza wenerycznymi, przyniósł także wyraźny spadek zainteresowania tak popularnymi jeszcze w XVII wieku łaźniami, które poza funkcją towarzyską służyły głównie do utrzymywania czystości ciała.
Powszechny brud i zaniedbania w zakresie higieny sprawiały, że plaga wszawicy i pcheł stanowiła jeden z podstawowych elementów niedogodności dnia codziennego.

Wszystko to nie pozostawało bez znaczenia w odniesieniu do zapadalności na choroby zakaźne.
Kolejnym czynnikiem zwiększającym ryzyko wybuchu epidemii była kwestia związana z wyżywieniem ludności. Wprawdzie wypadki śmiertelne spowodowane głodem należały do rzadkości, ale ludzie, zwłaszcza na przednówku, masowo nie dojadali, wynikiem była osłabiona odporność organizmów na zarażenia. Stałym zagrożeniem epidemiologicznym był również niehigieniczny sposób produkcji i konsumpcji produktów żywnościowych. Także woda wykorzystywana do celów spożywczych obfitowała w zarazki chorób zakaźnych. Istnieje nawet pogląd, iż same tylko straty wywoływane nieczystością pożywienia można porównywać w omawianym czasie do tych, które były spowodowane epidemią ospy.

Przenoszeniu się niebezpieczeństwa zarazy sprzyjał także wybitnie handlowy charakter omawianego terytorium, tędy bowiem wiodła jedna z najczęściej uczęszczanych już w średniowieczu dróg z Południa na Północ, do Krakowa, Wieliczki i dalej w głąb kraju.
Poprzez kupców i towary region miał więc kontakt z najodleglejszymi nawet zakątkami świata. Pamiętać należy również, że choroby „importowane” należały do najgroźniejszych z powodu braku naturalnej odporności organizmu, stykającego się z daną chorobą lub jej zmutowaną odmianą po raz pierwszy.
Nie bez znaczenia był ogólnie niski stan ówczesnej wiedzy medycznej na polu zapobiegania epidemiom.

Gdy z początkiem XVIII wieku spadła aktywność dżumy, wyraźnie można zaobserwować, jak — w to wolne miejsce — wkraczają inne dolegliwości, zwłaszcza ospa; jakby naturalny mechanizm regulujący liczbę zgonów chciał utrzymać swoistą równowagę. Problem braku rąk do pracy był zjawiskiem powszechnym po przejściu epidemii, dokuczał niedobór siły roboczej w majątkach ziemskich.
Ogrom zniszczeń i tragiczne sceny rozgrywające się podczas trwania epidemii nie pozostawały bez wpływu na stosunki społeczne, kontakty międzyludzkie oraz psychikę ówczesnych ludzi.

Czas zarazy był okresem panicznego lęku i przerażenia, rozluźnieniu ulegały wszelkie normy obyczajowe, a w ludziach budziły się najgorsze instynkty. Zwiększała się przestępczość, rosła liczba obłąkanych.
Charakterystyczna była polaryzacja postaw ... od apatii po szaleńczą chęć skorzystania z ostatnich chwil życia, od zbrodni i skrajnej rozwiązłości seksualnej po wzrost nastrojów religijnych. Powszechne były nabożeństwa przebłagalne, modły pokutne czy publiczne wzajemne biczowanie.
W trakcie epidemii często za wszelką cenę starano się znaleźć winnych stanu rzeczy. Podejrzenie padało najczęściej na tych, którzy pozostawali poza zintegrowaną społecznością; byli to – wszyscy obcy, znajdujący się w drodze podróżnicy, ludzie z marginesu społecznego, także innowiercy, przedstawiciele mniejszości i mieszkańcy z innych krajów.

Z uwagi na specyficzny, zamknięty charakter społeczności żydowskiej w czasie zarazy zwykle rosły nastroje antysemickie. Oskarżano ich o celowe zatruwanie studni i potoków, pod karą śmierci wymuszano na nich przyznanie się do winy.
Fanatyzm religijny i zabobonna świadomość ówczesnych ludzi prowadziła do poszukiwania winnych epidemii także wśród domniemanych sług szatana. Największe straty z powodu epidemii ponosiła zawsze najuboższa część społeczeństwa. Zdecydowanie najliczniejszą warstwą społeczeństwa byli chłopi.

Ocenia się, że w czasie prowadzonych działań wojennych, gdy epidemie osiągały największe rozmiary, były przyczyną około 50% wszystkich strat ludności. Niestety, nikt nie miał świadomości, że choroba rozprzestrzenia się za pośrednictwem grasujących szczurów, pcheł, wszy i pluskiew.

Podobna sytuacja miała miejsce w Małopolsce. We wrześniu 1708 roku do Sącza, dżuma została przywleczona przez syna miejscowego kapelusznika. Przywędrowała z Królewca. U chorego pojawiały się dreszcze, silne bóle głowy i krzyża, wrzody, a następnie wysoka gorączka i majaczenia oraz uczucie pragnienia. Choroba występowała pod postacią napadów niekontrolowanego szału. Śmierć nastąpiła w ciągu kilku kolejnych godzin.

Obcowanie w otoczeniu chorego doprowadziło do śmierci całej jego rodziny i zarażenia osób odwiedzających ich dom. Część przerażonych sąsiadów uciekła do pobliskich lasów. Panika i przerażenie, które obejmowały coraz większy obszar w żadnym wypadku nie sprzyjały jakimkolwiek próbom zmniejszenia skali zagrożenia. Przeważająca większość zakażonych umierała. Ludzie umierali w krótkim czasie od zarażenia, ginęli w męczarniach, na ich skórze pojawiały sie czarne plamy.
Właśnie z tego powodu chorobę nazywano „czarną śmiercią” lub „morowym powietrzem”.
Powszechnie panowało przekonanie, że zaraza, która grasuje – to kara za grzechy. Zamiast izolować ogniska epidemii ludzie modlili się, zadawali sobie pokuty widząc w tym koniec świata.
Nie nadążano chować umarłych, pozostawiając ciała tam gdzie padły. Ci, którym udało się uciec ukrywali się we okolicznych wsiach albo w górach – tam rozprzestrzeniając pandemię.

Dopiero po czasie odkryto, ze trzeba jak najszybciej zakopywać zmarłych, palić ich ubrania i pościel a przedewszystkim odizolować zakażonych. Domy w których panowała „zaraza” znakowano, malując wapnem znak krzyża na drzwiach oraz okadzano go dymem z kadzidła.
Na taki stan rzeczy wpływały przeróżne czynniki. Susze, powodzie, pomór ludzi i zwierząt oraz regularny głód pojawiały się systematycznie w każdej niemal wsi. Wzrastająca nędza ludności była przyczyną dużej śmiertelności, zwłaszcza wśród dzieci. Co trzecie dziecko umierało przed osiągnięciem pierwszego roku życia, co drugie przeżywało zaledwie do 10 roku swojego życia. Ponadto wiele kobiet umierało w czasie połogów. Prawdopodobnie tylko około 25% ludności żyło dłużej niż 35 lat.

W okresie późniejszym pojawiały się epidemie ale o znacznie mniejszym zasięgu, np. biegunki (1732 r.), cholery (1831 r.), tyfusu (1866 r).
Odra i szkarlatyna również należały do chorób powszechnych w XIX wieku – bardziej niż w jakimkolwiek innym. Aż do roku 1840 odra była najczęstszą przyczyną śmierci dzieci. Innymi wielkimi zarazami minionego wieku były tyfus i gruźlica. Epidemie grypy zazwyczaj rozwijają się szybko i szybko się rozprzestrzeniają wśród populacji, ale śmiertelność w tym przypadku jest zwykle mała.