Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
KSIĘGA RODOWA

Czas przypomnieć ojców dzieje ...

Wyobraźcie sobie rok 1790 albo nawet dużo wcześniej. Wyobraźcie sobie, co działo się wtedy na naszej planecie? Każdego dnia gdzieś wybuchała panika. Wielka trwoga trwała na ulicach Paryża, wybuch entuzjazmu tłumów za sprawą wolności, biedniejsi zabijali bogatszych, bezpardonowo strzelano do siebie.

Wielkie przewroty i zmiany dziejowe pomiędzy wiekami, wielkie wyprawy, napady, wędrówki ludów, z jednego krańca kontynentu na drugi, ... rozpraszanie się rodzin po całej ówczesnej Europie, a niekiedy także dalekie wyprawy na nieznany kontynent, do odległej, wymarzonej – Ameryki, albo do Kanady.

Oto tło i motyw, moich wspomnień – sięgających pamięcią wstecz, do czasów młodości, do otoczenia wśród którego jako młody człowiek kształtował swoją własną osobowość. Tok wydarzeń z historii na przestrzeni szeregu stuleci, fantastyczne obrazy, niczym saga rodowa kilku spokrewnionych postaci, zestawiła ze sobą wypadki dziejowe i wydarzenia o których chciałbym opowiedzieć w swoich wspomnieniach. Tych które spamiętałem, albo znam z opowiadań zasłyszanych od innych, znacznie starszych osób, które podobnie do mnie – zapamiętali znane fakty, wciąż powtarzali wspominając wydarzenia. Dziś wracają ze zdwojoną siłą i wciąż dźwięczą mi w uszach.

I tak oto nasza rodowa historia, urokliwa i romantyczna, nie bez powodów – powtarzam raz jeszcze ... aby nie zapeszyć chwil wielomiesięcznej żmudnej pracy. Wszystko poukładane w jedną wielką całość, kilkanaście wydarzeń, kilka faktów z których musimy zdać sobie sprawę nie zaglądając poniekąd do rzeczywistych źródeł, ale do panującego ducha epoki.
Z tym wszystkim (w zanadrzu) rozmaitości treści (razem wziętej), jak również z zasłyszanych opowiadań, podań, albo nawet z osobistej wyobraźni – sklecony ciąg zdarzeń wynikłych z sytuacji jakie miały miejsce w historii, które najczęściej bezpośrednio lub pośrednio ze sobą potrafią się łączyć.

Teksty oparte na precyzyjnej obserwacji rzeczywistości, siłach i słabościach, o relacjach w typowej podhalańskiej rodzinie w różnych okresach dziejowych, aż po rzeczywistość w amerykańskiej atmosferze i scenerii z okresu tzw. wielkiego „bumu” ... czyli masowego najazdu różnych społeczności na ten kontynent w XIX wieku. Historia rozpisana na losy ludzkich poczynań z Rodu – PITON; chłopów, uciekinierów, emigrantów z terenu podhalańskiego, którzy coraz to w nowych miejscach próbują stworzyć swój własny – osobisty świat.

 Był świt, rodził się nowy dzień. Słońce powoli odcinało swój krąg od ziemi, wspinało na szczyty Tatr.
Tu, gdzie słońce i księżyc same zdradzają swoje sekrety, gdzie gwiazdy blinkają od wieków, są i były naszymi siostrami, wskazywały nam ścieżki sekretne, prowadzące ku swemu przeznaczeniu.
Ten, kto posiadał w sobie ducha nadziei nie poddawał się, szczególnie tam gdzie góry stykają się z niebem, gdzie – zbiegają spojrzenia, gdzie – żądza rękę zarzuca na szyję ... tam sięgają nasze korzenie!

Jakże cudowny bywa tu zachód słońca, niebo płonie ogniem tysięcy barw, a chmury przybierają odcień rdzawej barwy. Światło płynące ponad obłokami w nieładzie chmur, rozprzestrzenia się pełna harmonia. Wiatr cichnie. W oddali psy szczekają do świata i zdarzeń. W pożegnalnym geście – echo schodzi w doliny.
Skrzydlate stada ptaków, siadają w koronach drzew, skulone w sobie bez skargi znoszą brutalny los.
Na oczach dnia, skalna ziemia wystaje ponad wierzchołki drzew. Kontrastują ze sobą widziane obrazy i niebo z tłem – niebieskie. Duch halnego wiatru ze snu się zrywa, znów spędza – sen z powiek.
Hale i łąki ... na prawo na lewo ... dzień mija za dniem, ciężka praca. Starsi ludzie, sąsiedzi, wciąż żyją w harmonii, w zgodzie ze sobą przez lata. Bez urazy - nie ma wątpliwości. Zacietrzewieni, z przyklejonym uśmiechem, z przyzwyczajenia obserwują sobie podobnych ... dla nieposzlaki ich oczy uciekają w bok.

Ludzie gór w odległym zakątku, ich owce, krowy mleko dają, a trzepot baśniowych skrzydeł niesie ze sobą - halny wiatr. Cóż to za wioska być musi? W tej okolicy ... pomiędzy chałupami Bóg się przechadza.

Patrzy na góry wysokie ... wieje wiatr i pachnie trawa na halach. Zakątek piękny i czysty. Jaszczurka czmychnęła. Tu życie nie jest puste; tu jest dobroć i wiara z hojną ręką. Na Równiach dzieci mają swoje miejsce do zabaw, ale nie daj Boże, gdy smutek o świcie wyjrzy zza Zamarłej Turni.

Witalność księżyca i mądrość słońca, odbija się w oczach prostych kobiet, które rokrocznie rodzą dzieci. Ich córki wydają na świat – kolejne dzieci. Kolejne, rodzą kolejne ... nieprzespane noce, leżąc na pościeli, podciągają pod brodę kolana, zamykają oczy, w czeluściach mroku ciemność pochłania uczucia i myśli.
I znów, płacz dziecka mąci spokój w duecie milczenia ... i znów niewiasty modlą się do swojego Boga.
Mężczyźni, witają przybytek ze skromnym uśmiechem ... mówiąc, że to jeszcze na tym ... nie koniec!

Przytomność umysłu zawsze wskazująca właściwą drogę. Droga była ciężka i trwała wiele pokoleń.
Ten, który posiadał dusze, chciał być wolnym na zawsze ... żyć jako człek ... „ślebodny” ... niczym wiatr, który mimo uciążliwych deszczy i śniegu ... podąża wytrwale ... gna ... ku swemu przeznaczeniu.