Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
ROZCZAROWANI · Namaszczeni przez Francję ...

Namaszczeni przez Francję ...

Przyczyną polskiej wojny sukcesyjnej była rywalizacja o koronę pomiędzy zwolennikami Stanisława Leszczyńskiego a Augustem III Sasem ... a także dążenia Francji do zdobycia nowych terytoriów w Rzeszy ( Lotaryngia ) oraz we Włoszech. Działalność dyplomacji francuskiej w Rzeczypospolitej, mającej na celu koronowanie Leszczyńskiego wzbudziła niepokój Petersburga i Wiednia.
Rosja i Austria zawarły 13 września 1732 roku traktat (do którego trzy miesiące później przystąpiły Prusy). Miał on nie dopuścić do objęcia tronu przez namaszczonego przez Francję i część zwolenników polskiej szlachty – Stanisława Leszczyńskiego.
Panujący dotychczas w Polsce król August II Mocny zmarł 1 lutego 1733 roku. Na trwającym od 27 kwietnia do 23 maja sejmie konwokacyjnym uchwalono, iż królem może zostać jedynie Polak i katolik. Ograniczono także wszelkie prawa polityczne protestantów (tzw. dysydentów), odbierając im możliwość zasiadania w sejmie, trybunałach i urzędach cywilnych.

12 września 1733 roku Stanisław Leszczyński został wybrany królem Polski przez zdecydowaną większość szlachty (ok. 13 tysięcy głosów). Marszałkiem generalnym konfederacji został starosta jasielski Adam Tarło. Na czele wojsk konfederackich stanął regimentarz Józef Potocki.

Początkowo stronnik saski, urażony przez króla Augusta II, przeszedł w 1705 na stronę Leszczyńskiego, od którego to otrzymał buławę polną. Konfederacja zawiązana została dla obrony polskiego tronu dla Stanisława Leszczyńskiego przed interwencją rosyjską i saską w celu wywołania interwencji mocarstw europejskich na jego korzyść.
W tym to celu rozpoczęła aktywną działalność dyplomatyczną, wysyłając posłów do Szwecji, Francji, Turcji i Rzymu. Bezskutecznie zwracała się o poparcie do narodów czeskiego i węgierskiego oraz do mieszkańców Śląska. Wojska konfederackie próbowały przebić się przez Wielkopolskę, by uderzyć na Saksonię. Zostały jednak rozbite w wielu bitwach przez Sasów i Rosjan.

Ogniska oporu zbrojnego konfederatów dzikowskich istniały do 1736. Stronnicy Wettinów pod wodzą Antoniego Ponińskiego i osłoną wojsk rosyjskich zawiązali osobną elekcję, ofiarując tron synowi zmarłego króla – Fryderykowi Augustowi jako Augustowi III Sasowi.
Zbrojna interwencja sasko-rosyjska a także będąca jej następstwem nielegalna w świetle prawa elekcja, stały się dla Francji pretekstem do wypowiedzenia Austrii wojny – 10 października 1733.

Austria uważała Polskę pod rządami Leszczyńskiego za groźniejszą dla własnych interesów ze względu na jej sojusz z Francją. Natomiast Polska pod rządami saskimi i kuratelą sąsiednich mocarstw była dla Wiednia możliwa do przyjęcia.
Wybuch wojny z Francją zmusił jednak Habsburgów do przerzucenia swych sił do Lotaryngii.

Stanisław Leszczyński oraz wspierający go magnaci oraz szlachta i urzędnicy Rzeczypospolitej byli w wyniku postawy Potockiego zmuszeni do opuszczenia Warszawy. Leszczyński wraz z przybocznymi gwardiami koronnymi oraz ministrami wycofał się do Gdańska. Miasto stało się do początków lipca 1734 roku centrum dyspozycyjnym oporu przeciw pogwałceniu wolności elekcji.

Tymczasem w Saksonii kończyły się przygotowania do opanowania Krakowa. Zdobycie miasta było pierwszym celem dowództwa saskiego – jako stolica koronacyjna monarchów polskich miała posłużyć do przeprowadzenia ceremonii koronacji Augusta III. Szlachta koronna zamierzała jednak walczyć z rosyjsko-saską interwencją.

Zadanie obrony Krakowa wziął na siebie wojewoda lubelski Jan Tarło, dowodzący krakowskim i sandomierskim pospolitym ruszeniem. Kształcił się we Francji, przebywał m.in. na dworze Ludwika XIV. Był posłem na kilku sejmach, czterokrotnie marszałkiem Trybunału Koronnego. W 1733 roku podpisał elekcję Stanisława Leszczyńskiego. 7 stycznia granicę Rzeczypospolitej w rejonie Tarnowskich Gór przekroczył liczący 10 tysięcy żołnierzy korpus saski generała Diemera.
Próba zatrzymania ich marszu przez oddziały Tarły skończyła się dotkliwą klęską szlacheckiej konnicy.

Kraków został zdobyty. Był to jednak koniec sukcesów ponieważ Jan Tarło zdołał działaniami podjazdowymi związać ich siły na terenie województwa krakowskiego. W bitwie pod Miechowem udało się Polakom (1500 żołnierzy rekrutowanej w większości z górali i podkarpackiej piechoty) dowodzonym przez Adama Tarłę, rozbić znaczny oddział saski, co zapobiegło na pewien czas marszowi armii saskiej na Gdańsk. Jednak nie udało się nigdy obu Tarłom odbić samego Krakowa.
Tymczasem wojska koronne pod wodzą Jana Tarły ruszyły z Małopolski ku Gdańskowi na odsiecz.

Równocześnie rozpoczęła się koncentracja sił na Pomorzu pod dowództwem Franciszka Kazimierza Rudnickiego. Dowództwo rosyjskie było zdecydowane nie dopuścić do połączenia się Tarły i Rudnickiego.
Pod Świeciem doszło do bitwy oddziałów carskich Birona i Zagriażskiego liczących 3 tysiące żołnierzy z wojskami Rudnickiego, który dysponował 33 chorągwiami szlacheckiej konnicy oraz 2 tysiącami regularnego wojska. Pomimo swojej przewagi kasztelan czerski poniósł dotkliwą porażkę, zdołał jednak na czas wycofać swe siły i połączyć się z armią wojewody Jana Tarły.
W kwietniu 1734 roku armia Jana Tarły licząca 133 chorągwi szlacheckiej konnicy pospolitego ruszenia, 2 pułki wojska koronnego oraz 400 dragonów zetknęła się z siłami Lacy’ego pod Tucholą.
Rosjanie spostrzegli dużą przewagę liczebną przeciwnika i skwapliwie podchwycili propozycję dowództwa polskiego ... podjęcia rokowań.

Dowództwo polskie popełniło wielki błąd, gdyż nie wykorzystało realnej szansy rozgromienia słabszych sił rosyjskich. Lacy wykorzystał czas rokowań na ściągnięcie spod Gdańska nowych sił. 9 kwietnia 1734 po zerwaniu rokowań doszło do bitwy pod Wyszyczynem, zwanej również bitwą pod Ossowem.

Jan Tarło zdołał rozwinąć swe wojska w szyk jednak nie potrafił wyzyskać dogodności terenu i po zaciętej walce doznał porażki. W żadnym razie nie była to jednak klęska, wojska stronników Leszczyńskiego wciąż zachowywały wartość bojową. Rosjanie utracili w walce tysiąc żołnierzy. Wkrótce oddziały polskie ruszyły pod Gdańsk chcąc nawiązać kontakt z mającymi tam wylądować siłami francuskimi.
W bitwie pod Puckiem 20 kwietnia 1734 armia Tarły poniosła dotkliwą klęskę.
Wojewoda lubelski wycofał się pod Chojnice, gdzie zbierał rozbite oddziały, które jednak do końca oblężenia Gdańska nie odzyskały wartości bojowej. W trakcie działań dowódcy polscy ujawnili brak doświadczenia, nieudolność i brak zaufania do swoich żołnierzy.
Szlachecka konnica oraz nieliczna chłopska piechota były słabo wyszkolone. Pomniejsi dowódcy szlacheccy często utrzymywali zakulisowe kontakty z nieprzyjacielem.
Leszczyński, w przebraniu chłopa zbiegł do Prus Książęcych, gdzie gościny użyczył mu Fryderyk Wilhelm.

Przed kapitulacją oblężeni wezwali na pomoc regimentarza koronnego Józefa Potockiego i jego wojska koronne ... jednak bez rezultatu. Resztki sił konfederackich przedarły się aż do Francji.
Wkrótce zmiana sytuacji międzynarodowej odebrała najzagorzalszym zwolennikom ostatnie nadzieje na powodzenie sprawy króla Stanisława Leszczyńskiego.
W październiku 1735 Francja zawarła pokój z Austrią, co podważało jej sojusz z dzikowianami i zapowiadało wycofanie poparcia francuskiego rządu dla konfederacji.
26 stycznia 1736 roku Stanisław Leszczyński abdykował i powrócił z powrotem do Francji.

Leszczyński ... jako teść panującego na ówczas króla francuskiego Ludwika XV, który w 1725 roku jako 15 letni młodzieniec i następca tronu, poślubił o 6 lat starszą córkę Stanisława Leszczyńskiego – Marię.

Swaty i małżeństwo Marii doszły do skutku za przyczyną jej starszej przyjaciółki – Markizy de Prie, która - również w wieku 15 lat - wyszła za mąż za Luisa de Prie, zaufanego przyjaciela dworu królewskiego. Wkrótce po ślubie wraz z mężem wyjechali do Turynu, gdzie ten został ambasadorem Francji. W wieku 21 lat wróciła jednak do Francji i związała się jako metresa z ówczesnym ministrem Ludwika XIV – Henrykiem Burbonem, księciem de Condé.
Książę, był nieślubnym synem króla Ludwika XIV., więc został mianowany jako pierwszy minister Francji od grudnia 1723 roku, gdy zmarł poprzedni pierwszy minister Filip II Burbon-Orleański, ale tylko do czerwca 1726 roku, poczem znowu wycofał się do swej posiadłości w Chantilly.

De Condé, był dwukrotnie żonaty. 9 lipca 1713 poślubił Marię Annę Burbon-Conti. Para nie miała dzieci. 23 lipca 1728 ożenił się po raz drugi, z Karoliną (Caroliną lub Charlottą) Hesse-Rotenburg.
Para ta miała jednego syna – Ludwika V Józefa Burbona. Największy wpływ na niego i jego rządy miała właśnie jego metresa – Markiza de Prie i to dzięki niej królową Francji została jej szczera przyjaciółka – Maria Leszczyńska, córka króla Polski, Stanisława Leszczyńskiego.

Ich małżeństwo było początkowo bardzo szczęśliwe, królowa urodziła mu 10 dzieci. Ludwik XV miał jednak wiele oficjalnych metres (np. madame Pompadour), które ostatecznie przyćmiły Marię na jej własnym dworze królewskim. O większości romansów swojego męża Maria doskonale wiedziała.

W odróżnieniu od innych królowych miała możliwość spotykania się ze swoimi rodzicami.
Ludwik XV po upływie czasu zrozumiał, że małżeństwo z niezamożną Leszczyńską było dla niego zawstydzającym mezaliansem. Maria przybyła na dwór bardzo skromnie, jednak dzięki temu mariażowi do Francji została przyłączona Lotaryngia.
Maria była gorliwą katoliczką, jej dzieci także zostały wychowane zgodnie z wiarą katolicką. Jej kulturalnym wkładem w życie dworu wersalskiego było urządzanie cotygodniowych koncertów polskich chórów, pozostawiła też ślad w kulturze kulinarnej Francji – jej nazwiskiem nazwano szarlotkę – á la Lesiki.

Markiza de Prie pozostawała na dworze jako jedna z dwunastu dam dworu (les dames du palais) i miała bezpośredni dostęp do królowej. Próbując zwiększyć wpływy swoje i księcia de Bourbon, popadła w niełaskę króla Ludwika XV i została wygnana do swojej rodzinnej posiadłości w Normandii. Rok później popełniła samobójstwo – miała wtedy tylko 29 lat.

Królowa Maria Leszczyńska zmarła w 1768 roku, a więc tylko 6 lat przed swoim mężem. Za życia musiała znosić niewierność lekkoducha (męża – króla) - miał na boku różne kochanki z którymi chętnie się zadawał. Jedną z nich była wspomniana markiza de Pompadour. Ich miłość, a potem szczere przywiązanie trwało od ich pierwszego spotkania w 1745 roku, kiedy to rezolutna 24 latka wdarła się przebojem na jeden z bali maskowych organizowanych dość często w Wersalu. Natychmiast oczarowała króla Ludwika urodą i urokiem osobistym. Skandalem dworskim było jej niskie pochodzenie (pomimo tego otrzymała jednak solidne wykształcenie) ale dla króla, nie miało to żadnego znaczenia. Markiza obecnie tworzyła przedstawienia teatralne i to ona organizowała festyny i bale.

By zadowolić króla, organizowała w swych apartamentach przedstawienia teatralne i operowe, w których sama brała udział. Po jej pierwszym występie monarcha podszedł do niej i wyznał:
Jesteś najbardziej czarującą kobietą we Francji.

Rola królewskiej faworyty nie była nigdy łatwa. Z czasem markiza straciła urok młodej kobiety o gładkiej skórze, kasztanowych włosach i zielono-brązowych oczach. Razem z urodą odeszło również zainteresowanie króla, zwłaszcza, że nie zadowalała już jego seksualnych wymagań. Utratę dawnego wdzięku pani de Pompadour, rekompensowała bogatymi strojami i makijażem. Zakupiła też kilka niewielkich pałacyków, które namiętnie remontowała i przebudowywała, dając zatrudnienie artystom, którzy wypełniali je dziełami sztuki.

Każda z tych rezydencji była małym arcydziełem odznaczającym się kameralnością, co pozwalało odpocząć od blichtru Wersalu.
Zmarła w 1764r po przebytej chorobie płuc, ku radości córek króla: Adelajdy, Wiktorii i Zofii. Siostry „nierozłączki ” nigdy nie miały żadnego wpływu na sprawy dworskie i nie lubiły kolejnych metres swojego ojca (Madame Pompadour oraz Madame du Barry). Wykorzystywała to najstarsza z sióstr – Madame Adelajda, przywódczyni grupy trzech starych panien, nazywanych potocznie – Mesdames Tantes, trzy córki królewskie na Wersalu. Były to wiecznie niezadowolone dewotki, intrygujące i plotkujące o każdym dookoła, o wszystkim co banalne.

Adelajda, była zawzięcie przeciwna związkowi ojca z Madame Pompadour.  Od 1750 roku, we trzy próbowały zniechęcić ojca do wszechwładnej metresy, co im się nigdy nie udało.
Załamany śmiercią madame de Pompadour Ludwik, dopiero po czterech latach, w roku 1768, wziął kolejną maîtresse-en-titre, paryską prostytutkę, madame du Barry. Jej towarzystwo sprawia mi wielką przyjemność – oświadczył Ludwik XV król Francji – – – Jest piękna i czuję się przy niej szczęśliwy. Przy niej zapominam, że wkrótce skończę sześćdziesiąt lat.

Podobnie jak markiza Pompadour miała w sobie coś szczególnego, niezwykłego, co wyróżniało ją spośród tłumu niezliczonych pretendentek do serca i łask królewskiego satyra. To nie uroda, aczkolwiek ona niebanalną zawsze odgrywała rolę. Mogła nią być także biegłość w sztuce miłości, chociaż wydaje się to mało prawdopodobne wobec licznej i bezlitosnej konkurencji. Nie chce tu sugerować, że duże doświadczenie, jakie zdobyła w charakterze prostytutki i nałożnicy kilku arystokratycznych bawidamków, nie miało pozytywnego znaczenia.
Zdaniem plotkarskich kronikarzy, lubujących się w relacjach z opanowanego przez intrygi wersalskiego dworu, to co ją wyróżniało, miało raczej związek z jej dobrym charakterem i ujmującym sposobem bycia.

Na tle zbiorowiska dworzan i dworek, samolubnych, kłótliwych, nadzwyczaj przebiegłych, złych, podstępnych i mściwych, Jeanne – odbijała się korzystnie brakiem tych wszystkich negatywnych cech. Dlatego jej uczucie dla króla, który pomimo – albo na skutek – rozwiązłego trybu życia był nadal atrakcyjnym mężczyzną, mogło być rzeczywiście szczere, tak jak niewątpliwie było prawdziwe jego uczucie do niej.
Awansowanie jej (jeśli jest to właściwe słowo) na stanowisko oficjalnej królewskiej faworyty w roku 1769, kiedy miała dwadzieścia pięć lat, nastąpiło w rezultacie nie jej intrygi, ale planu ludzi, którzy się nią posłużyli. Kiedy jako ponętna szesnastolatka ukończyła dziewięcioletnią szkołę u sióstr zakonnych, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, kim stanie się w dziesięć lat później.
Po jej niezamężnej matce, kucharce, w żadnym razie nie można było oczekiwać, że stanie się trampoliną, ułatwiającą córce wejście do królewskich sfer. Z pomocą matki Jeanne dostała pracę, najpierw u fryzjerki, a następnie w domu utytułowanej wdowy jako panna do towarzystwa.

Uroda dziewczyny wzbudziła jednak niepokój wśród podejrzliwych krewnych, którzy nakazali ją odprawić. Kolejne, bardziej stałe zajęcie sprzedawczyni w sklepie z kapeluszami, dało jej przedsmak nieznanego dotąd świata beztroskiego luksusu. Poznała wówczas mężczyzn, którzy pałali chęcią roztoczenia przed nią uroków życia. Podczas jednego z licznych spotkań w wesołym męskim gronie spotkała księcia Jeana du Barry, ambitnego intryganta, znanego szeroko w Paryżu pod przezwiskiem le Roue.

W latach 1764 - 1768 nie tylko była jego kochanką, ale również odgrywała rolę pani domu podczas przyjęć w jego rezydencji, gdzie miała okazję poznać wiele znanych osobistości oraz nabrać stosownej ogłady. Jej następnym krokiem mógł stać się już tylko pałac w Wersalu.

Udała się tam w roku 1768, ze skargą na malejący dochód z rządowego kontraktu, który hrabia na nią przepisał. Ale to nie finansowa sprawa przytrzymała ją tam na dłużej, lecz sam król.
Gdzieś, wśród nie kończących się korytarzy wersalskiego pałacu wpadła mu w oko, przykuła jego uwagę, usidliła serce. W niedługi czas potem została wezwana na audiencję, podczas której tak oczarowała Ludwika, że zażądał, aby została przy nim na stałe. Od samego początku, jak się wydaje, powziął postanowienie zrobienia z niej swej oficjalnej faworyty.
Najpierw jednak musiała zostać formalnie przedstawiona na dworze i ku temu właśnie zmierzały podejmowane w ciągu następnych miesięcy kroki króla, torpedowane systematycznie przez dworską i córek opozycję. Poczuli się zagrożeni , że była modystka i prostytutka, córka kucharki i lokaja, może znaleźć się nagle tak blisko, bądź też w kolejce do tronu.

Frakcja taka, kierowana przez pozbawionego wszelkich skrupułów ministra spraw zagranicznych Duca de Choiseul, popieranego przez cztery stare panny, córki Ludwika, była tak potężna, że na pewien czas powstrzymała działania króla.
Ale Hrabia du Barry, usiłując stworzyć pseudorodzinne związki z Wersalem, pospiesznie wydał Jeanne za swego nieżonatego brata, który następnie natychmiast został odprawiony, małżeństwo ich zawieszone w zamian za sutą pensję wypłacaną mu sekretnie z osobistej szkatuły króla. Małżeństwo zapewniło Jeanne cokolwiek podejrzany, ale cenny tytuł, na tyle wiarygodny, że mógł zatrzeć jej plebejskie pochodzenie, które stanowiło największą przeszkodę na drodze do zawrotnej kariery.
Pani Jeanne du Barry została formalnie przedstawiona na dworze w kwietniu 1769 roku przy akompaniamencie ostatnich pomruków niechęci, ale też i niekłamanego podziwu, ponieważ we wspaniałych klejnotach przedstawiała sobą zjawisko niezwykłe, nawet dla innych zblazowanych oczu.

Od samego początku wstawiała się u króla i jego ministrów za ludźmi. Między innymi wybroniła od kary śmierci ubogą dziewczynę, praczkę, która urodziła martwe dziecko, ale zaniedbała przedtem – tak jak przewidywało prawo – poinformowania władz o swojej ciąży. Wstrzymała też egzekucję żołnierza, który powodowany tęsknotą za domem samowolnie udzielił sobie urlopu. Uchroniła przed licytacją stare domostwo, jedyny majątek zubożałego arystokratycznego małżeństwa.

Król Ludwik, zadowolony z miłosiernych uczynków, chętnie przychylał się do jej próśb, dzięki czemu zasłynęła jako osoba o dobrym sercu, mająca pozytywny wpływ na wersalskim dworze.
Dawna wrogość jednak nadal się utrzymywała, od czasu do czasu dając o sobie znać w formie różnych złośliwości bądź zawoalowanych zniewag.
Ludwik, z boleścią obserwujący niechętny stosunek do jego ukochanej, starał się wynagrodzić upokorzenia: darował jej w dożywotnie użytkowanie pięknie położony i odrestaurowany pałac w Lou-veciennes, obsypywał klejnotami i pięknymi przedmiotami, otaczał służbą, luksusem i dostatkiem, na jaki tylko epoka i jego królewskie możliwości pozwalały. Miłość jej okazywana na każdym kroku w znacznym stopniu łagodziła pogardę i nienawiść.

Z początkiem 1770 roku do Francji przybyła Maria Antonina, księżniczka austriacka, aby przez swe małżeństwo z delfinem, przyszłym królem Ludwikiem XVI, zaplanowanym na maj, przypieczętować przymierze francusko-austriackie. Po ślubie, jako żona następcy tronu została formalnie pierwszą panią na dworze. Ale dostała się również pod ścisłą kuratelę czterech harpii, jakimi były bez przesady córki króla z prawego łoża z Marią Lesczyńską. Przywitały ją bardzo wylewnie, schlebiały, a przede wszystkim zalewały stekiem ohydnych plotek na temat „tej ohydnej kobiety ojca”. Całkowicie zwiedziona ich fałszywą przyjaźnią i przesadną troskliwością, piętnastoletnia księżniczka, posiadająca akurat tyle wiedzy o tutejszych stosunkach międzyludzkich i dworskiej polityce co nowo narodzone kocię, przyjmowała więc wszystkie przekazy bez zastrzeżeń. Jako gorliwa katoliczka i wychowana według prawideł na dworze Habsburgów, dała sobie słowo, że „nigdy, przenigdy, póki żyć będzie”, nie odezwie się słowem do Jeanne ... tej okropnej niewiasty.

Surowe wymogi dworskiej etykiety przewidywały, że nikt, kto jest niższy rangą, nie może odezwać się pierwszy do osoby stojącej wyżej w społecznej hierarchii, dopóki ta osoba sama się doń nie zwróci.
Tak więc odmowa Marii Antoniny przemówienia do księżnej du Barry, zapędziła tę ostatnią w uliczkę bez wyjścia. Taka sytuacja trwała przez cały rok 1771; stała się tematem ożywionych dyskusji na dworach europejskich, nie mówiąc już o samym Wersalu, ponadto ... groziła pogorszeniem dobrych stosunków francusko-austriackich. Ludwik gnębił się tym niepomiernie, ale był zbyt niezdecydowany, zbyt zażenowany, by poruszyć ten temat z młodą księżniczką.
Protestował przeciwko jej postępowaniu przez swych wysłanników, nie wyłączając ambasadora Austrii. Ten ostatni zdołał ją w końcu przekonać na tyle, że przyrzekła wymówić choć jedno zdawkowe słowo do księżnej  przy okazji najbliższego spotkania na zorganizowanym przyjęciu.
Jednakże, kiedy wreszcie nadszedł niecierpliwie wyczekiwany moment a księżniczka szykowała się już spełnić swą obietnicę najstarsza i najbardziej zawzięta z córek królewskich Adelajda podeszła do niej i wyprowadziła z komnat pod pretekstem, że spóźnią się na umówione wcześniej spotkanie.

Znacznie większe niebezpieczeństwo dla pozycji Jeanne pojawiło się jesienią 1773 roku. Sześćdziesięciotrzyletni król, czując już ciężar wieku na barkach, lękał się coraz bardziej, że zejdzie nagle z tego świata bez uzyskania rozgrzeszenia. Bał się, iż umrze w śmiertelnym grzechu, jakim jego zdaniem był związek z panią du Barry i będzie się niegodnie poniewierał bądź smażył po wieczne czasy w ogniu piekielnym przeznaczonym dla grzesznych rozpustników. Nalegania jego najmłodszej córki, zakonnicy, zwiększały jeszcze niepokój. Śmierć w tym okresie trzech dworzan, z których każdy był od niego młodszy, spotęgowała obawy. Rzeczywista groźba powstała w kwietniu 1774 roku, kiedy to zaraził się ospą. Królewski lekarz, którego leczenie polegało na upuszczaniu krwi, w szybkim czasie doprowadził go na krawędź śmierci. W rezultacie król otrzymał ostatnie namaszczenie jak również odpuszczenie grzechów, co ostatecznie przypieczętowało los jego doczesnej faworyty.

W tych okolicznościach madame du Barry zrobiłaby najlepiej, gdyby opuściła Francję. Nie uczyniła jednak tego. Nie kryjąc niepokoju i przywiązania – co w dużym stopniu tłumaczyło wielką miłość do króla – jeśli tylko zezwalali lekarze, wiernie czuwała przy jego łożu; pielęgnowała go i pocieszała, nie bacząc na możliwość zarażenia się jedną z najstraszliwszych chorób owych czasów. 7 maja, kiedy udzielono mu ostatnich sakramentów, musiała opuścić pałac i zamieszkała u przyjaciół w domu oddalonym niecałe pięć kilometrów od Wersalu.
Ludwik zmarł 10 maja. Dotychczasowi pochlebcy, jak na komendę, odwrócili się od niej i przeszli do obozu wrogów.

Następne dwanaście miesięcy spędziła na przymusowym wygnaniu w klasztorze, gdzie wbrew oczekiwaniom zakonnic szybko się z nimi zaprzyjaźniła. Zwolniono ją wiosną 1775 roku pod warunkiem, że jej miejsce pobytu znajdzie się w odległości przekraczającej dwadzieścia kilometrów od Paryża i Wersalu. Ze swych ogromnych oszczędności kupiła posiadłość, w której żyła całkiem wygodnie, odznaczając się – jak relacjonują świadkowie – wielką hojnością w stosunku do ubogich mieszkańców okolicy. W listopadzie 1776 roku pozwolono jej wrócić do Louveciennes. Spędziła tam szesnaście lat.

Tam też weszła w następny trwały uczuciowy związek swego życia ze znanym arystokratą, księciem de Brissac. Obydwoje padli jednak ofiarą krwawego terroru francuskiej rewolucji.

Wróćmy jednak do początku wydarzeń, czyli okresu pierwszych kilku lat po ślubie z Marią, gdzie widać było, jak od samego początku swojego małżeństwa Ludwik XV angażował się mocno, wszak bez powodzenia, w powrót swego teścia na tron Polski, który akurat został zwolniony przez śmierć Augusta II w 1733. Wtedy to jak już wiemy Stanisław Leszczyński pojechał na elekcję do Warszawy, mocno wspierany pieniędzmi przez swego zięcia – króla. Za jego kandydaturą wotowali: prymas Teodor Potocki i 8 biskupów, 120 senatorów świeckich, ministrów i dygnitarzy, domy: Potockich, Mniszchów, Jabłonowskich, Szembeków, Załuskich,
Rzewuskich i Potockich z Czartoryskimi.

Wojna o sukcesję polską zakończyła się jednak kompromisem z Austrią. August III Saski został uznany królem Polski, ale w zamian Stanisław Leszczyński został dożywotnim władcą bogatego księstwa Lotaryngii i Baru należącego dotychczas do Franciszka Lotaryńskiego. Po śmierci Stanisława księstwo miało zostać przekazane Francji, jako zaległy posag jego córki królowej Marii.
Leszczyński okazał się dobrym gospodarzem swego nowego władztwa, uzyskując u miejscowej ludności przydomek króla-dobrodzieja. Był głęboko wierzącym i praktykującym katolikiem (starał się codziennie uczestniczyć we mszy świętej ), co znalazło także wyraz w jego twórczości literackiej. Przetłumaczył z francuskiego dzieła religijne: M. Clémenta „Rozmowy duszy z Panem Bogiem wybrane z słów Św. Augustyna”. 5 lutego 1766 król doznał rozległych poparzeń, gdy jego strój zapalił się od iskry z kominka. Po długiej agonii zmarł 23 lutego w wieku 88 lat i 4 miesięcy.
Był najdłużej żyjącym królem Polski. Został pochowany w kościele Notre-Dame de Bon Secours w Nancy. Kościół został zniszczony podczas rewolucji francuskiej, a szczątki królewskie dwukrotnie sprofanowano.