Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
ROZCZAROWANI · Maria Antonina

Maria Antonina arcyksiężna austriacka i Ludwik XVI ... wnuk Ludwika XV


Pobrali się w maju 1770 roku. On miał zaledwie szesnaście lat, ona czternaście. Chociaż Ludwik był delfinem Francji, wnukiem Ludwika XV i następcą tronu, nie został przygotowany ani do roli męża, ani króla. Jego poślubiona żona, arcyksiężniczka austriacka Maria również nie miała żadnych podstaw do pełnienia funkcji królowej ani w dodatku małżonki.
Na uczcie weselnej Ludwik, będący chronicznym obżartuchem ... już od najmłodszych lat wykazujący tendencję do tycia, na przyjęciu pił i jadł z taką żarłocznością, że dziadek mu zwrócił uwagę, że takie przejadanie się nie jest absolutnie wskazane przed nocą poślubną.
Zaskoczony pan młody odparł, że zawsze dobrze mu się śpi po obfitym posiłku.
I rzeczywiście, zgodnie z tradycją publicznie odprowadzony tej nocy wraz z oblubienicą do łoża, natychmiast zapadł w sen, gdy tylko służba zaciągnęła zasłony.
Wzrastając w rozwiązłej atmosferze wersalskiego dworu, nie miał jednak podstawowej wiedzy, koniecznej do wypełnienia tego małżeńskiego obowiązku, a zmysłowa inspiracja, jak dotąd, była mu obca. Oblubienica, wychowana na znanym z surowych obyczajów austriackim dworze – przez matkę słynącą z ostentacyjnej pobożności, również nie umiała wystąpić z odpowiednią zachętą ku temu.
W dwa lata po ich koronacji, czyli zimą 1777 roku, Ludwik XVI i jego królowa małżonka byli nadal bezdzietni, chociaż w tym czasie zrodziła się już między nimi więź prawdziwego uczucia.
Maria Teresa, matka Marii Antoniny, która urodziła ponoć więcej dzieci, niż była w stanie ich policzyć, była szalenie zawstydzona faktem, że jej córka nie potrafi dać Francji następcy tronu. Zgnębiona, wysłała swego starszego syna, Józefa, aby udał się do Paryża, dowiedział się, co jest tego powodem?

W tym samym okresie dziejów, niejaki Antonin Piton, był nadwornym stangretem, (powoził powozem lub karetą.)

(...) Musiały być konie rześkie, rzędy sute, bo przy Louvre Palace, w czasie wizyty, wszyscy stawali kawalkadą około karety, w której Pan lub Pani jechała. Kareta ozdobiona była z przepychem, herbami i insygniami dostojności, którą Pan piastował; ciągnęły ją konie wedle ówczesnej mody – tarantowate jak lamparty, białe z pąsowemi albo stalowymi grzywami, albo izabellowe jasno-cieliste z białemi nozdrzami, roztrzepotanymi grzywami i ogonem, oczami czerwonemi. Szory na koniach złocone były, z czubami na łbach złocistemi, jedwabiem przerabiane, piórami strusiemi przyozdabiane. Stangret i foryś odziani byli w żupanach i ferezyach z wysokiemi kołpakami. Za karetą stawało czterech hajduków. Jeśli pani jechała, taż sama bywała aparencya, z tą tylko różnicą, że na stopniach stali paziowie w krągłych kapeluszach z szerokiemi skrzydłami, przytem wąs duży był koniecznym (...).
Oba te stroje w samej rzeczy były bijące w oczy w swoim rodzaju – piękne. Na hajduka zrobić odzienie było wielkim kunsztem; dobierano zwykle jak najlepiej zbudowanych ludzi. Zgodnie z gustami wówczas panującymi, musieli być reprezentacyjni.
Takich jak my stangretów, hajduków i pajuków Panowie na dworze po kilkudziesięciu miewali.

„Józef przyjechał w kwietniu. Jako współwładca, wraz ze swą matką, monarchii Habsburgów Świętego Rzymskiego Imperium. Miał w programie kilka oficjalnych spotkań oraz zadanie naprawienia kilku politycznych płotów, ale znalazł czas na intymną rozmowę ze swoim młodszym szwagrem Ludwikiem oraz napisanie trzydziestu przeszło stron drobiazgowych wskazówek dla swej młodszej siostry.
Niedługo po jego wyjeździe, pod koniec lipca, Maria doniosła matce z wylewnym patosem, że jej małżeństwo – zostało skonsumowane. Ludwik, zaś oznajmił swojej ciotce – starej pannie, że nareszcie tego rarytasu spróbował, że mu się nadzwyczaj podoba. Na temat reakcji ciotki brak było odniesień.
Dziewięć miesięcy później Maria Antonina z humorem uskarżała się przed Ludwikiem, że „jeden z twoich poddanych jest bardzo niegrzeczny, kopie mnie po brzuchu”. Pod koniec roku urodziła dziewczynkę. Odtąd nie ustawali w wysiłkach dopóty, dopóki w październiku – 1781 roku nie przyszedł na świat chłopiec, następca tronu. O ile źle byli przygotowani do roli małżonków, o tyle jeszcze mniej wiedzy mieli o rządzeniu królestwem, zwłaszcza takim, które ze wszech stron zmierzało ku finansowej katastrofie i społecznym rozruchom. Ludwik chętniej oddawał się nie męczącej lekturze i typowo plebejskim zajęciom, jakim było kowalstwo, niż jakże trudnej sztuce zarządzania finansami i państwem.

Aczkolwiek fizycznie silny i odważny, był rozlazły i flegmatyczny – prawie do granic apatii.
Z natury grzeczny i współczujący, ale w dochodzącej do głosu epoce Oświecenia, święcie wierzył w swoje boskie posłannictwo do rządzenia wielkim królestwem. Co do królowej – to rady jej brata Józefa nie ograniczyły się tylko do zachowania w łóżku.

Jako monarcha, w dużym stopniu będący pod wpływem nowych liberalnych prądów Oświecenia (pierwsze kilka dni we Francji spędził w przebraniu zwykłego turysty), złajał ją za lekkomyślną rozrzutność, szkodliwe upodobanie do hazardowych gier oraz arogancką nieodpowiedzialność.
Uwagi starszego brata bardzo ją zabolały, niemniej zmuszały do zastanowienia się nad swym postępowaniem. Macierzyństwo również wywarło na nią swój dobroczynny wpływ.
Na dodatek, wzajemne uczucie króla i królowej w latach osiemdziesiątych wzmocniło się jeszcze bardziej.

Ludwik od samego początku był zauroczony żoną. Naoczny świadek uczty, w której oboje uczestniczyli, twierdzi, że ani na moment nie spuszczał z niej zahipnotyzowanego wzroku. Ona musiała mieć więcej czasu na zaakceptowanie odstręczających nawyków męża: ospałości, żarłoczności, zajmowania się błahostkami, chwiejności w podejmowaniu decyzji. Ale potem doceniła jego łagodność i dobre serce (jak twierdzą historycy, zawsze odnosił się uprzejmie do służby i był niezwykle hojny w stosunku do ofiar wszelkich kataklizmów), jego odwagę, wyrozumiałość na błędy innych, jego dumę i troskę o rodzinę. Kiedy dorósł i dojrzał emocjonalnie, te ostatnie zalety wzięły u niego górę, pogłębiając uczucie, którego prawdopodobnie królowa wcześniej nie miała, gdyż sama była jeszcze dziecinna.

Wpływ Marii Antoniny na Ludwika był w dalszym ciągu ogromny. Dworzanin usługujący w owym czasie królewskiej parze wspomina, że twarz króla w momencie, gdy królowa zwracała się do niego, rozjaśniała się taką miłością i zachwytem, jakiego nie byłby w stanie wywołać widok nawet najulubieńszej faworyty. Użyła też tego wpływu, aby zaprowadzić w Wersalu surowy reżim oszczędnościowy, który jednak wobec istniejących długów okazał się bez znaczenia, a na dodatek żałośnie spóźniony.
W efekcie, w lipcu 1787 roku Parlament Paryża, poinformował krótko Ludwika, że prawo nakładania podatków należy do upoważnionych przedstawicieli Stanów Generalnych, a nie do króla. Ludwik, wspierany przez królową, rozwiązał Parlament, rozkazując jego członkom opuścić miasto. W odpowiedzi natychmiast zareagowano falą rozruchów. W rezultacie zmusiło to niezdecydowanego króla do ponownego zwołania Parlamentu na kolejną bezowocną sesję.
Podobnie jak podczas pierwszego zebrania Parlament odrzucił projekt opodatkowania szlachty i duchowieństwa, wezwał do powołania trzyizbowych Stanów Generalnych, reprezentujących duchowieństwo, szlachtę i stan trzeci, po czym odroczył obrady.
W tym czasie zadłużenie skarbu państwa jeszcze bardziej wzrosło.

Stany Generalne zebrały się dopiero w maju 1789 roku. Przygotowania trwały tak długo, ponieważ były to pierwsze wybory od 175 lat. Posiedzenia, którym towarzyszyła ceremonialna i pompatyczna atmosfera, nie odbywały się w Paryżu, ale w Wersalu z udziałem króla i królowej.
Na Thomasie Jeffersonie, który przebywał w tym okresie w stolicy Francji, sprawiły one wrażenie „opery”, chociaż nie sprecyzował, jaką operę ma na myśli.
Nie wiedział jednak, że pod posępną powagą królewskiej pary kryła się obawa o zdrowie ich najstarszego syna, o którym mówiono, że jest ciężko chory – rzeczywiście umarł wkrótce, na początku czerwca. W ciągu kilku miesięcy włosy Marii Antoniny zrobiły się białe jak mleko. Miała zaledwie trzydzieści cztery lata.

Maria Antonina była tą królową, której nie bez uzasadnienia przypisywano słynną, choć niezbyt precyzyjnie oddaną uwagę, że „jeżeli lud nie ma chleba, to niech jedzą ciastka”.
W październiku sześciotysięczny, rozszalały tłum handlarek rybami, praczek, służących i prostytutek, doprowadzony do rozpaczy brakiem chleba i widokiem przymierających głodem dzieci, uzbrojony w widły, sierpy, noże i miotły, pomaszerował na Wersal. Wdarł się do pałacu.
Tylko bagnety pałacowej gwardii skierowane do przodu powstrzymały tłum od krwawej zemsty.
Nadal jednak oblegano pałac, miotając groźby i obelgi, żądając, aby królewska rodzina opuściła Wersal i wyjechała do Tuileries. Kiedy Ludwik wyraził zgodę, odstąpiono od oblężenia.
Tego samego dnia król wraz z rodziną opuścił wersalską siedzibę, aby już nigdy do niej nie wrócić.

Józefinizm ...

Od 1765 roku przy boku matki Marii Teresy polityki uczył się jej najstarszy syn Józef, który został współregentem. Po śmierci matki w 1780 roku – już jako cesarz Józef II – kontynuował i rozwinął zapoczątkowane przez nią reformy. Chciał podporządkować państwu Kościół katolicki.

Taka polityka została nazwana od jego imienia „józefinizmem”. Zlikwidował znaczną część klasztorów, utrudnił możliwość wstępowania do nich nowicjatom. Zaczął kontrolować program nauczania w seminariach duchownych, podobnie jak głoszone kazania, ograniczył nawet ilość świąt kościelnych. Za pieniądze pochodzące z likwidacji klasztorów zakładał nowe szkoły i szpitale. Zaczął także wypłacać pensje duchowieństwu, co spowodowało, że w pewien sposób stało się ono częścią aparatu państwowego. Uważając się za władcę oświeconego, wprowadził patent tolerancyjny, zrównując w ten sposób prawa katolików i protestantów. Pozwolił katolikom na zmianę wiary.
Reformy w dziedzinie religii pozwoliły uniezależnić Kościół katolicki w Austrii od papieża.
Jednocześnie silniej związał go z państwem. Do czego zmierzał w swej polityce?

Wszelkie próby sprzeciwu wobec władcy tłumione były przez rozbudowany aparat policyjny.
Patentu tolerancyjnego nie rozciągnął jednak na Żydów, chociaż mimo wszystko jego polityka pozwoliła im cieszyć się większą swobodą niż wcześniej. Dążył także do poprawy bytu chłopów.
Po śmierci cesarza w 1790 roku większość reform uznano za zbyt radykalne i jego brat, a zarazem następca tronu – Leopold II ... cofnął je.

Rok 1772 – Galicja ... to nazwa ziem zaboru austriackiego, wchodzącego w skład monarchii Habsburgów ... o niej będzie w szczególności mowa ... (niekiedy mówiło się o niej jak o osobie).

Wszystkie rodziny z tamtego okresu mówiły o nieszczęściu jakie na nich nieszczęśników – spadło.
Austria, powiększyła swoje terytorium o rozległe ziemie od górnej Wisły po Zbrucz.
Podhale, również znalazło się w tym zajętym przez pierwszy rozbiór, podzielonym obszarze.
Podbity i zawładnięty teren określono nazwą – Królestwa Galicji i Lodomerii.

Po krótkim okresie wojskowego dyktatu, Galicja stała się odrębną prowincją z gubernatorem na czele. Kraj podzielono na cyrkuły kierowane przez starostów. Urzędnicy austriaccy nie znali jednak miejscowego języka, dlatego też cyrkuły zmuszone zostały do posługiwania się tzw. dominiami, jako organami zarządu wiejskiego. Dominium, czyli zwierzchność gruntowa, sprawowało władzę z tytułu przysługującego mu zwierzchnictwa nad poddanymi.

Po śmierci cesarza Józefa II w 1790 r. wiele reform zostało zarzuconych. Generalnie jednak utrzymały się przepisy dotyczące dziedzicznego prawa do gruntów, obniżenia powinności pańszczyźnianych, prawa wychodu ze wsi oraz możliwość uzyskania u władz opieki prawnej.
Poszerzył się za to zakres obowiązków na rzecz państwa. Pomijając już podatki i służbę wojskową zaliczano doń takie robocizny jak: naprawa dróg i mostów, uczestnictwo w naprawianiu budynków wojskowych, kościelnych i szkolnych, szupasy, gaszenie pożarów i inne powinności.
W tym celu dwór posługiwał się justycjariuszem (sprawy sądownicze) i mandatariuszem (sprawy administracyjne). Dominia uzyskały szeroki wachlarz kompetencji.
Do najważniejszych można zaliczyć: obowiązkowy pobór do wojska i subrepartycja podatków, ewidencja ludności, dozór nad duchowieństwem i Żydami.

Poborowi popadali w panikę (bezsilni, wystraszeni) o zastygłych twarzach, kiedy patrol konno przejeżdżał obok ich domostw – pełni byli obaw. Gdzieś hen na czubku głowy majaczyła im zachwiana równowaga, niszczony zostawał codzienny porządek, w którym trudno odróżnić dobro od zła.
Sytuacja stawała się kamykiem rozpoczynającym lawinę wydarzeń. Otwierając boczne drzwi na zapleczu, ręka macająca sękatą – płazową ścianę, lekkim krokiem umyka poza obręb chałupy, po omacku łapie do wyciągniętej przed siebie ręki ... węgieł od owczarni. Głęboki przysiad pomiędzy owce ... ciepły dotyk wełny (trzyma nas w niepewności) ... hajduk wyciągnął wielka szablę i sprawdza jej ostrze. Cierpliwie, nie spuszczając z hajduków wybałuszonego wzroku, pełen strachu, przecież za żadne skarby nie mogą go dostrzec ... a gdyby tak np. owce zaczęły beczeć, lub bębnić racicami o dyle, albo – gdy on zapiszczy, jak któraś z jałówek – nieostrożnie stanie mu na śródstopie? Przecież tak może wpaść...