Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
KONFLIKTY · Bitwa pod Marengo

Bitwa pod Marengo

Jakub Pitoń, stryjeczny brat Wojciecha, przygotowywany był do zawodu rymarza. W wojsku przeszedł bardzo krótką edukację, ale swoją siłą i sprawnością fizyczną we wszystkich konnych wyczynach, zwrócił na siebie uwagę zwierzchników. Nawet w biegu potrafił osiodłać konia, wyskoczyć na grzbiet, przewinąć, schować się pod brzuchem, przewinąć, aby znowu siedzieć prosto na grzbiecie. Taką sprawnością i zuchwalstwem zapewnił sobie awans do stopnia kaprala – służąc w konnej kawalerii, gdzie jako wyborowy strzelec konny, wykonywał zadania pomocnicze, osłonowe i rozpoznawcze.
Strzelcy – uzbrojeni byli w ułańskie szable, sztucery o gwintowanych lufach i dodatkowo bagnety.

Warto będzie dowiedzieć się czegoś więcej o jednym z najbardziej dramatycznych dni w dobie wojen napoleońskich, w której po stronie austriackiego wojska – w pułku Spleny – Nr 51 – walczył Jakub Pitoń.

W 1798 r. przeciwko Francji zawiązywały się wrogie koalicje. Na przeciwko Francji stanęły Austria, Rosja, Turcja, Wielka Brytania, Królestwo Neapolu, Królestwo Sardynii. Podczas nieobecności Napoleona, który wojował w Egipcie, Francja straciła zdobycze Pierwszej Kampanii Włoskiej. Po powrocie do Francji, Napoleon na drodze zamachu stanu – sięgnął po władzę, Mimo zapowiedzi pokojowych zamiarów idących nie w parze z działaniami, Napoleonowi ... jak również Francji, wrogów nie ubywało lecz przybywało. Pierwszy Konsul musiał więc na nowo zająć się planami wojennymi, odłożyć na moment pracę nad reorganizacją spraw wewnętrznych Francji.
Napoleon musiał wystawić armię i rozliczyć się z wrogiem, który był tuż nad Renem, a prócz tego odnosił także sukcesy w Italii. Bonaparte próbował pertraktacji, rozmawiał – rozpatrując możliwość mediacji, ale poprawa sytuacji wojennej w Egipcie, dzięki gen. Kléberowi, zachęciła go znów do wyjęcia szabli.
Bonaparte  objął dowództwo nad armią, która miała walczyć w tak bardzo bliskich jego sercu Włoszech. W czerwcu 1800 roku Bonaparte na czele armii rezerwowej przekroczył Przełęcz Świętego Bernarda i wkroczył do Lombardii. Tu, przy Przełęczy Świętego Bernarda, zatrzymamy się na moment ... Napoleon chciał okrążyć siły austriackie. Bonaparte od zawsze był wielkim ryzykantem – zaryzykował także tym razem. Zadanie jakie wyznaczył sobie trafnie opisał Manfred: „Znalazł inne wyjście, bodaj najtrudniejsze i najbardziej ryzykowne ... sforsować górski masyw Alp Pennińskich i Lepontyjskich z niektórymi szczytami o wysokości ponad trzy tysiące metrów, potem przez Wielką Przełęcz Świętego Bernarda i Świętego Gotharda zejść na Nizinę Lombardzką, aby uderzyć na tyły armii austriackiej”.
Bonaparte pokonując wielkie trudności zdołał ogromnym wysiłkiem przeprowadzić około 40 000 tysięcy ludzi przez Alpy. Przez Wielką Przełęcz Świętego Bernarda przeszła główna część armii, 5 tysięcy wojska przerzucił przez Małą Przełęcz Świętego Bernarda, 4 tysiące przez Mont–Cenis.
Natychmiast, gdy tylko armie przeszły góry, rozpoczął działania na „równinie piemonckiej”.
Przejście przez Wielką Przełęcz Świętego Bernarda jest owiane niemal legendą. Było to dzieło nie tylko Napoleona, ale także tysięcy żołnierzy, którzy ufnie poszli za wodzem, przez wąską przełęcz, wysokie ośnieżone góry. Armia francuska znalazła się więc na tyłach armii austriackiej. Francuzi maszerowali teraz w szybkim tempie. 2 czerwca 1800 r. Napoleon wkroczył do Mediolanu. Wkroczył do tego miasta w radosnej atmosferze, witany z honorami. Wezwał ludność cisalpińską do powstania przeciwko Austrii.
Zniesiono wnet prawa austriackie. Napoleon chciał pozyskać Włochów, by wzmocnić swoją armię.
Kolejnym celem podczas tej kampanii było wyzwolenie uwięzionych w pułapce wojsk francuskich w Genui. Generał austriacki Ott, na czele 20 tysięcy żołnierzy, oblegał Genuę. Francuski dowóca Masséna po raz kolejny pokazał swoje zdolności militarne, ale nie mógł dłużej wytrzymać naporu. Gdy tylko Ott, zauważył francuskich gwardzistów zbliżających się do jego stanowisk, polecił zebrać pułk dragonów Lobkowitza i zuchwale szarżować. Ponieważ za nic nie można było odszukać pułkownika ks. Taxis, wykonanie zadania powierzono podpułkownikowi hr. Harrachowi. Tu, Stutterheim w dokumentacji odnotował:
(...) Ott polecił podpułkownikowi Harrachowi przeprowadzić szarżę przeciw gwardii. Po długich przygotowaniach dragoni poszli – stępa, kłusem, aby wreszcie galopem. Oba bataliony gwardii przyjęły linię bojową przy drodze, umieszczając 4 działa pomiędzy batalionami. W momencie gdy dragoni przeszli w galop, działa plunęły ogniem kartaczowym powstrzymując dalszy atak.
Część brygady jazdy gen. Champeaux ruszyła w pościg, zaś gwardia wznowiła swój marsz.
Generał Gottesheim ruszył naprzód na równinie, rozwinąwszy w linię pułk Spleny nr 51, który przeciwstawił się francuskiej jeździe, wstrzymując kilku salwami dalszy jej ruch.
Generał Champeaux, szarżując na czele 1. i 8. pułków dragonów, dostał śmiertelny postrzał.
Kilka dni dłużej – może by odsiecz przyszła? ... ale to nie było możliwe aby Masséna, oraz głodni od kilku dni, ranni żołnierze dłużej wytrzymali. Masséna poddał się 4 czerwca 1800 r.
Musieli przyjąć honorowe warunki kapitulacji. Austriacy zyskiwali więc militarną przewagę.
Armia francuska nie miała poza tym zbyt dobrego rozeznana w położeniu wroga. Bonaparte sądził, że Melas ruszył ku Genui. Podzielił więc siły – Desaix został skierowany do Genui, sam Napoleon ruszył na północne rejony niziny nadpadańskiej. Błąd gonił błąd. Baron–Melas, wybiórczo postanowił uderzyć pod Marengo.

Bitwa rozpoczęła się o poranku 14 czerwca 1800r. 23 tysiące Francuzów I zaledwie 30 armat musiało walczyć przeciw 45 tysiącom Austriaków i niemal 200 działom armatnim.
Cóż to było za ryzyko? Nierówna liczebność w armiach. Napoleon potrzebował natychmiast pomocy.
Bitwa rozegrała się na rozległej równinie utworzonej pomiędzy rzekami: Bormidą i Scrivią.
Była ona niemal całkowicie pozbawiona wyniosłości, porośnięta gęsto winnicami i drzewami rosnącymi w grupach po kilka lub kilkanaście. Utrudniało to prowadzenie skutecznej obserwacji. Pagórki znajdowały się tylko na południu równiny w okolicach Novi. Dalej, w kierunku morza, teren stale sie wznosił. Na północy granicę równiny wyznaczał Pad. Przez środek biegła droga łącząca Alessandrię z Tortoną. Wzdłuż drogi znajdowały się miejscowości: Garofoli, San Giuliano i Marengo. Droga ta wyznaczała główny kierunek działań obu nieprzyjacielskich armii. W odległości około 3 km od Bormidy przepływał równolegle do niej potok Fontanone. Był on wąski, ale za to stosunkowo głęboki, o brzegach porośniętych gęstym lasem. Dzięki temu stanowił świetną, naturalną pozycję obronną.
Północne skrzydło obrony francuskiej łączyło się z miasteczkiem Castel-Ceriolo, położonym na wschodnim brzegu potoku. Skrzydło południowe opierało się natomiast o wieś Marengo i zamykało przejście mostem przez Fontanone. Oznaczało to zablokowanie ruchu na drodze z Alessandrii w kierunku wschodnim, na równinę.
Po stronie austriackiej było znacznie więcej ludzi i dział. Jak pisał uczestnik bitwy „ludzie padali jak grad”. Victor i Lannes, których formacje były pustoszone – musieli się cofnąć. Rezerwy się wyczerpywały.
Nawet gwardia konsula musiała się cofnąć. Czyżby Melas rozgromił Napoleona, który popełnił dziś tak wiele błędów, nie docenił sił austriackich oraz źle rozstawił swoje dywizje?
Czyżby to był koniec tego człowieka? Koniec jego wymarzonej potęgi – Francji?
W obliczu wspólnego zagrożenia, zwarta grupa stanowi przecież większą bojową moc, której oprzeć się jest łatwiej. Mimo wszystko w potyczkach przy szybkim działaniu, można popełnić wiele pomyłek.
(…) „Na miłość Boską, wróć” – taką wiadomość otrzymał od Napoleona generał Desaix, jeden z najzdolniejszych ludzi generała, który przybył niedawno z Egiptu, genialnego młodego generała, którego nieco wcześniej sam Napoleon odesłał, aby przeciął drogę Melasowi.
Bonaparte czekał i czekał. Do żołnierzy krzyczał, aby się dzielnie trzymali. Te chwile zgrozy musiały być dla niego wiecznością. Z biegiem upływu czasu armatni ogień był coraz cichszy.
Gdy wydawało się, że bój jest rozstrzygnięty baron Melas opuścił pole walki, powierzając zadanie dokończenia zaczętego dzieła swojemu szefowi sztabu generałowi Antoniemu Zachowi.
Melas pewny swojego zwycięstwa odjechał z pola bitwy, aby zawiadomić Wiedeń o wielkim dokonaniu. Ale to nie był jeszcze koniec!
Napoleon, który przez cały czas wierzył w odwrócenie losów boju, wysłał kilku gońców do generałów – Louisa Desaixa i Jeana Lapoype’a z błagalną prośbą o powrót. Desaix, gońcami przesłał wiadomość, że natychmiast wraca pod Marengo. Jego żołnierze część drogi pokonali szybkim truchtem. W miejscowości San Giuliano, Desaix pozostawił swoje oddziały w ukryciu za wzgórzem, a sam udał się na spotkanie z pierwszym konsulem, Napoleonem.
Do rozmowy, w której uczestniczyło kilku innych oficerów, doszło w szczerym polu, pod nieprzyjacielskim ostrzałem. Uważa się, że to spotkanie przesądziło o dalszej, zdumiewającej karierze Napoleona.
„Pierwsza bitwa została przegrana. Ale mamy jeszcze czas, ażeby wygrać następną” – tak oznajmił Desaix, który około trzeciej po południu dotarł na spotkanie. Spoglądając na pole bitwy wodził oczami po terenie. Desaix dokonał heroicznego wyczynu! Macdonell pisze: „Kontratak francuski był najlepiej przeprowadzoną w całej historii wojen operacją taktyczną – łączącą działania piechoty, artylerii i kawalerii.” (Napoleon i jego marszałkowie). Marmont – pokazał klasę jako znakomity artylerzysta, Kellerman – poprowadził kawalerię. Jednak to Desaix dokonał cudu! Ruszył na czele swojej dywizji.
Uszykowani w kolumnę żołnierze Desaixa w liczbie sześciu tysięcy stanęli za pagórkami, aby jak najdłużej ukryć swoją obecność. Przed ich frontem pojawiła się potężna bateria dział dowodzona przez generała Auguste’a Marmonta. Na lewo od dywizji Desaixa rozlokowały się mocno już zdziesiątkowane inne jednostki, w luce ... trochę z tyłu, zajęła pozycje ciężka kawaleria generała – Françoisa Kellermana.
Wczesnym wieczorem, kiedy austriackie kolumny pokazały się przed frontem Francuzów, Bonaparte przejechał wzdłuż szeregów i potwierdził swój niezwykły talent wodza i mówcy. Zakrzyknął:
„Żołnierze! Dosyć naszego cofania się! Pamiętajcie, że mam zwyczaj nocować na polu bitwy!”.
Natarcie, którego dokonał Desaix było genialne. Sytuacja nie była łatwa, część ludzi generała w pewnym momencie zaczęła się cofać. Jednak między godziną piątą a szóstą po południu Francuzi zamieniali wcześniejszą porażkę w zwycięstwo, niczym przysłowiowe – wodę w wino.
Napoleon nie wierzył w to, co widział. Austriacy spanikowali, poza tym w ich szeregach zapanował ogromny zamęt, bo na tyłach wybuchł jaszcz z amunicją.
Koordynacja była doskonała. Młody Kellerman, Marmont i Desaix doskonale wyczuli czas, który ... „w taktyce jest wszystkim” ... jak zwykł mawiać – Bonaparte. Francuzi rozbili wnet armię austriacką.
Jednak podczas ataku Desaix, idący na czele 9 lekkiej półbrygady, zginął – kula przebiła jego szlachetne, odważne i gorące serce. Trafiony kulą, według jednych przekazów, w pierś, według innych w głowę – zginął na miejscu. Młody, zdolny Desaix, tak uwielbiany i ceniony przez Napoleona padł w dniu swej największej chwały. Przed śmiercią zdążył powiedzieć: „To pewna śmierć, która nie wybiera”.
Chwilowe zamieszanie wśród jego żołnierzy wykorzystali Austriacy, rzucając się do walki na bagnety. Piechurzy Desaixa ugięli się i cofnęli, ale z pomocą przyszedł im Marmont, atakując wroga kartaczami. Wsparli ich również z obu stron Victor-Perrin oraz Jean Boudet, który objął dowództwo po poległym młodym generale. Po chwili w bok nieprzyjacielskich grenadierów uderzyła szarża jazdy Kellermana.
Był to decydujący moment bitwy. Zaskakujący atak spowodował panikę w szeregach armii Melasa. Gdy kawalerzyści Kellermana włamywali się w kolumnę Zacha, Marmont stopniowo podprowadzał armaty bliżej linii austriackich i zasypywał przeciwnika ogniem na wprost.
Austriacy rzucali broń i ratowali się ucieczką. Ich front załamał się, a idący przebojem Francuzi napotykali na coraz mniejszy opór. Część Austriaków rzuciła się ku mostowi na Bormidzie, gdzie powstał wkrótce nieopisany ścisk i zamęt. Wielu żołnierzy zostało sobą stratowanych na śmierć.
Walka była jednak kontynuowana. Austriacy zostali zepchnięci na brzeg Bormidy.
Armia, która jeszcze przed piątą popołudniu uchodziła za zwycięską, zaczęła w popłochu uciekać.
Spośród austriackich jednostek nie spanikowali jedynie grenadierzy pułkownika Karla Weidenfelda, którzy osłaniali bohatersko odwrót innych oddziałów i parokrotnie przechodzili do groźnych kontrataków. Ich twardą obronę w rejonie Marengo złamali dopiero Lannes i Victor-Perrin. Zawiodła natomiast austriacka jazda. Podejmowane przez nią próby szarż zostały błyskawicznie unicestwione. Koło mostu na Bormidzie i wzdłuż rzeki, zgromadziły się tłumy uciekających w popłochu żołnierzy, opodal wozy taboru i artyleria, co stanowiło doskonały cel dla francuskiej artylerii. Marmont bezlitośnie wykorzystał tę sytuację. Ci z Austriaków, którym nie udało się sforsować bagnistej Bormidy, poddawali się setkami.
Ogromne ilości sprzętu wojennego dostały się w ręce triumfujących Francuzów.
Przed nocą bitwa się skończyła. Armia Melasa przestała istnieć jako zorganizowana siła.
Jej straty (zabici i ranni) wyniosły od sześciu do ośmiu tysięcy, drugie tyle żołnierzy dostało się do niewoli.
Francuzi, choć utracili łącznie około siedmiu tysięcy ludzi, zachowali dalszą zdolność bojową.
Austriacki dowódca baron Melas, o świcie następnego dnia poprosił o rozejm.
Warunki Napoleona (dominacja francuska we Włoszech, wycofanie się Austriaków za Mantuę)
Austriacy niechętnie przyjęli 17 czerwca 1800 r.
Francuzi ponieśli jednak największą stratę. Na polu bitwy zginął Desaix. To on wygrał tą bitwę,
nie Napoleon. Chwała spływała na Napoleona, który zwykł swoje życie dzielić na przed i po Marengo. To nie była jego bitwa. To bitwa młodego, wspaniałego generała. Desaix miał 32 lata gdy zginął.