Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
KONFLIKTY · W jednym szeregu ...

W jednym szeregu ...

Znajomość wspomnianego wcześniej szeregowego Wojciecha Pitonia ze styryjskim folwarkiem feldmarszałka Jana Baptysty Habsburga z Grazu nawiązała się w cesarskim wojsku, do którego Wojtek został powołany w 1795 r. na 12 letnią służbę. Podczas jednej ze wspólnych bitew pod Hohenlinden, gdzie obaj będąc w podobnych opałach – znaleźli się obok siebie, w takim samym niebezpieczeństwie.
Pierwszym działaniem wojennym, w których brał udział Wojciech Pitoń, było oblężenie włoskiej twierdzy w Mantui. Dowódcą austriackiej armii ok. 40 000 żołnierzy, był Pal Kray, węgierskiego pochodzenia generał, urodzony i wychowany pod Tatrami, w Kieżmarku.
Dowiedziawszy sie o tym, ze wśród jego poddanych jest żołnierz – Wojtek, który pochodził tylko z drugiej strony bardzo mu bliskich Tatr od miejsca jego urodzenia i młodości, którą spędził pod Tatrami, polubił go osobiście i uprzywilejowawszy ... przykazał szanować go swojemu dowództwu.

W kwietniu 1799 roku siły austriackie pod dowództwem Kraya podeszły pod Mantuę i rozpoczęły jej oblężenie. Początkowo Austriacy zamierzali jedynie blokować twierdzę, ograniczając się do jej bombardowania przez artylerię oraz do pojedynczych podjazdowych starć.
Niezdrowy klimat, braki żywności oraz brak żołdu bardzo osłabiały morale francuskich obrońców tej twierdzy, pomiędzy którymi byli także polscy legioniści pod dowództwem Józefa Wielhorskiego.
Po stronie austriackiej w wojsku służyło wtedy mnóstwo żołnierzy pochodzących z ziem Małopolski i Podkarpacia, czyli Galicji – dzisiejszego zaboru austriackiego. Więc wszystkie potyczki wojsk austriackich i francuskich w onych napoleońskich czasach miały niekiedy charakter – wojny polsko-polskiej.
Austriacy zdecydowali się podjąć energiczniejsze działania przeciwko twierdzy.
4 lipca wojska austriackie, zostały wzmocnione nowymi posiłkami, a ich liczba wzrosła do 40 tysięcy żołnierzy. Wzmocniona została także austriacka artyleria, która zaczęła nasilać ostrzeliwanie miasta. 25 lipca, Austriacy przeprowadzili szturm na wschodzie miasta zajmując m.in. groble od strony Cerese, jednak znów zostali odparci przez obrońców. 26 lipca obrońcy byli zmuszeni jednak opuścić okopy Karola, groblę Pietolę i fort św. Jerzego. 27 lipca, pod silnym ostrzałem, musieli wycofać się z Prandelli. Widząc, że sytuacja jest bez wyjścia, podjęte zostają decyzje o rozpoczęciu rozmów kapitulacyjnych. Austriacy zgodzili się zwolnić większość francuskiego garnizonu i na powrót żołnierzy do Francji.
Uwolnionym nie wolno było jednak walczyć aż do wymiany jeńców. Oficerowie mieli pozostać jako zakładnicy przez trzy miesiące w Austrii. W tajnym protokole Austriacy zażądali od francuzów wydania „dezerterów z armii austriackiej” ... wiadomo, większość stanowili ci co zbiegli do polskich legionistów.
Po ostrym proteście Józefa Wielhorskiego, austriacki negocjator uspokoił, że chodzi mu wyłącznie o zbiegów z okresu oblężenia Mantui, którzy chcieli się zaciągnąć do polskich legionów Henryka Dąbrowskiego, a te służyły u boku wojsk napoleońskich. Pod naciskiem Foissac-Latoura, polski oficer wycofał swoje zastrzeżenia, co okazało się później błędem.

30 lipca wojska francuskie i sprzymierzone zaczęły opuszczać fortecę. Wcześniej zostały podzielone na jednostki francuskie i nie francuskie (z których Polacy stanowili 1800 ludzi). Austriaccy żołnierze obserwujący przemarsz ... zatrzymali przy użyciu siły maszerujące na końcu kolumny polskie. Żołnierzy tych znów potraktowano jako dezerterów. Podobny los spotkał polskich podoficerów. Wielu z nich poddano chłoście i wcielono na siłę do armii austriackiej.
Był to koniec 2 Legii Legionów Polskich. Z Mantui wydostało się tylko ok. 300 Polaków, którzy wmieszani pomiędzy Francuzów uniknęli austriackiego zatrzymania.
Francuski negocjator, gen. Foissac-Latour był później krytykowany przez Polaków za „zdradę”, ale także przez rząd francuski ... za zbyt szybką kapitulację. Napoleon nakazał Foissac-Latoura wykreślić z listy generałów i zabronił mu nosić oficerski mundur.

Kray był jednym z najlepszych przedstawicieli starej szkoły walki, która okazała się przestarzała w czasach napoleońskich. Był jednak szanowany przez Francuzów jako zdolny dowódca i rycerski przeciwnik.

Arcyksiążę austriacki Jan, był najmłodszym synem cesarza Leopolda II. Graz był siedzibą styryjskiej gałęzi – dynastii Habsburgów. Pod ich patronatem, w XV i XVI wieku miasto dobrze się rozwijało. Już jako nastolatek arcyksiążę Jan przejawiał wielkie zainteresowanie krajami alpejskimi i Galicją. Był wówczas pod dużym wpływem historyka i swojego nauczyciela Jana Müllera. Historia, kwestie społeczne, wojskowe i nauka absorbowały go i fascynowały przez całe życie. Zbierał minerały. Był zapalonym alpinistą, myśliwym, znawcą win, przemysłowcem i filantropem. Przeznaczony do kariery wojskowej, w bardzo młodym wieku uczestniczył w kampanii przeciwko armii francuskiej Napoleona. Już jako osiemnastolatek dowodził armią austriacką w bitwie pod Hohenlinden.
W bitwie tej został pokonany przez francuskiego generała Jeana Moreau, a wojsko, którym dowodził przypominało po bitwie bezładną zabłąkaną zbieraninę.

Wojciech Pitoń, zanim ponownie trafił w bitewne piekło, w malowniczej scenerii Tyrolu spędził ponad rok wojskowego życia. Obóz ten to na szybko zbite z desek baraki, przypominające kształtem najprostsze namioty, pokryte strzechą. Ustawiono je w trzech wytyczonych osiach. Obozowisko wojskowe miało trzy szutrowe aleje. Nawierzchnia wszystkich uliczek, przecznic i chodników była wyrównana szutrem, na skrzyżowaniach posadzono kwietne klomby i poukładano kamienne ławki. Ponadto domek dowódcy każdego oddziału zdobił symboliczny proporzec. Żołnierze w większości byli katolikami i chrześcijanami, dlatego też w jednym ze skrzydeł obozu mieścił się polowy ołtarz. Cały czas żołnierze trzymali przy nim honorową wartę, bo znajdowały się tam naczynia liturgiczne: Przenajświętszy Sakrament i wizerunek Matki Boskiej Bolesnej.


Bitwa pod Hohenlinden, na terenach Bawarii ... 3 grudnia 1800 roku.
Według planu bitwy stworzonego przez szefa sztabu Weyrothera, Austriacy mieli posuwać się na zachód w czterech kolumnach. Idące z północy na południe kolumny składały się z korpusów: Michaela von Kienmayera (16 000 żołnierzy), Maximiliena de Bailleta (11 000 żołnierzy), Johanna Kollowrata (22 000) i Johanna Riescha (13 000), czyli w sumie – 62.000 żołnierzy austriackich.
Arcyksiążę Jan, przebywał w kolumnie sformowanej przez korpus Johanna Kollowrata, która maszerowała główną drogą wiodącą ze wschodu na zachód. W tej samej kolumnie pod dowództwem tegoż samego Kollowrata, konno z innymi jeźdźcami stąpał kapral – Wojciech Pitoń. Była to jego druga poważna bitwa (po Mantui), jaką musiał stoczyć będąc w austriackim wojsku.

Z powodu trudnego, gęsto zalesionego terenu i słabo wykonanej pracy sztabowej, austriackie kolumny nie były w stanie w dogodny sposób udzielić sobie wzajemnego wsparcia.
Dowódcy austriackich korpusów mylnie sądzili, że Francuzi są w trakcie odwrotu i z tego powodu spieszyli się aby dopaść nieprzyjaciela zanim zdąży oddalić się na bezpieczniejszą odległość.
Wszystkie austriackie kolumny wyruszyły o świcie. Szybko poruszająca się kolumna Kollowrata wpadła około godziny 7 na dywizję Grouchy’ego. Na północy Kienmayer napotkał wysunięte placówki francuskie, które szybko przepędził z powrotem do głównych sił. W międzyczasie Riesch i Baillet, posuwający się w najtrudniejszym terenie, pokrytymi śniegiem leśnymi ścieżkami, przy mocnym wietrze i ciągle padającym deszczu ze śniegiem, zostali znacznie z tyłu.
Na skutek tego dywizja Richepanse’a, która planowała uderzyć na Austriaków z boku, znalazła się na przeciw kolumny Riescha. Riesche starł się z dywizją Richepanse’a pod Sankt Christoph w dwie godziny po rozpoczęciu uciążliwego marszu.
Słysząc ogień działowy na zachodzie i na południu – Baillet wpadł w panikę. Podzielił swą kolumnę na małe części, próbując nawiązać kontakt bojowy z wojskami francuskimi od frontu. Starał się utrzymać pozycje po obu stronach, aby móc nawiązać łączność z innymi kolumnami swoich austriackich wojsk.
W czasie, gdy Baillet nie bardzo wiedział co robić, Kienmayer i Kollowrat rozpoczęli uderzenie na główną linię wojsk francuskich. Jednak dywizje Greniera i Grouchy’ego, stawiały twardy opór i nie dały się zepchnąć z zajmowanych pozycji. Wiele oddziałów z obu stron błądziło w zaśnieżonych lasach.

W grupie tej było kilku kolegów Wojciecha, którzy zostali wcieleni do tej samej armii w tym samym czasie podczas nieszczęsnego dla każdego z nich poboru, jaki miał miejsce w Nowym Targu.
Z Polan pochodzili: Maciej Kapłon, Maciej Karpiel Mordas, ur. w 1769 r., Jan Bukowski-Pająk ur. w 1775 r., Bartłomiej Kiernia ur. w 1765 r. oraz dwóch braci Marusarzów: Bartłomiej Marusarz ur. w 1768 r. oraz Jan Marusarz, ur. w 1765 r. Jan, podczas przymusowego poboru – łapanki, jaką urządzali nań wtedy „austriaki” ... od 5 lat był ożenionym u Szeligów, nie mieli ze sobą dzieci, więc musiał iść na front. Po trzech latach jego pobytu w wojsku, żona urodziła (mu) dziewczynkę, której nadała imię Katarzyna.
Mała grupa – 8 jeźdźców, w której był Wojciech Pitoń oraz Jan Bukowski-Pająk, korzystając z pomocy dwóch, ale dobrze uzbrojonych strzelców konnych, zaatakowała 6 gotujących się do wystrzału dział będących pod osłoną 10 pieszych i niespodziewanie zdobyła je. Unieszkodliwili oba działa, a całą obsługę zabrali do niewoli – 2 mocno zaskoczonych oficerów i pozostałych, zmieszanych tym faktem żołnierzy.

Po niedługim czasie kolumna Kollowrata, otoczona z trzech stron przez dywizje Neya, Grouchy’ego i Richepanse’a została rozbita. Sam arcyksiążę Jan, pod osłoną jazdy konnej zdołał uniknąć niewoli, jednak ok. 9 000 żołnierzy austriackich i bawarskich wraz z 76 działami wpadło we francuskie ręce.
Austriacy i Bawarczycy przyznali się wtedy do 4600 zabitych i rannych, natomiast Francuzi mówili o 1900 zabitych i rannych. Obie strony wycieńczone potyczką starały się zaprowadzić ład w swoich szeregach.
Po straszliwej klęsce jako główny dowódca – arcyksiążę Jan, wydał swej zdeterminowanej armii rozkaz szybkiego odwrotu. Za uciekającymi Austriakami posuwała się jednak szybka armia francuska – Moreau.

W ciągu 15 dni (do 8 grudnia) Francuzi przebyli ponad 300 kilometrów (189 mil) i wzięli do niewoli 20 000 Austriaków. Przy takim obrocie wydarzeń, niewola francuska nie ominęła Wojciecha Pitonia, którego koń podczas działań został ranny w nogę. Wojciech, bardzo łatwo został pojmany. Wraz z nim pojmani zostali również jego dobrzy koledzy z Polan – Maciej Kapłon i Jan Bukowski Pająk.
Po 8 dniach marszu dotarli do karnego obozu jenieckiego, gdzie razem byli więzieni przez ponad rok. Ranni oraz oficerowie internowani byli w okolicznych bawarskich klasztorach i lazaretach,
był to jednak tylko okres przejściowy. Tam, ponad 2300 jeńców chromych lub mocniej okaleczonych zmarło na tyfus, febrę i inne choroby bakteryjne wynikłe z panującymi w obozie niezbyt higienicznymi warunkami bytowania oraz bardzo srogich tutejszych mrozów.
Gdy 17 grudnia – arcyksiążę Karol, zastąpił na dowództwie swego 18 letniego brata – arcyksięcia Jana, armia austriacka przypominała bezładną zbieraninę. Gdy 24 grudnia siły francuskie zbliżyły się do Wiednia na odległość osiemdziesięciu kilometrów arcyksiążę Karol poprosił Francję o rozejm.
17 grudnia 1800, na stanowisku głównego dowódcy armii – Jana, zmienił starszy brat – arcyksiążę Karol.
Po powrocie z francuskiej niewoli (na zasadzie wymiany jeńców) Wojciech Pitoń swoją dalszą służbę wojskową dokończył stacjonując jako stajenny a następnie ... (brautigam) ... masztalerz ... przy koniach na zapleczach pałacu Schönbrunn. Zwolnieni czasowo ze służby w austriackim wojsku, wciąż musieli pozostawać w zasięgu, zabronione im było gdziekolwiek odejście, które traktowano jako dezercję.
Do obowiązków Wojciecha należało: podjeżdżanie i zajeżdżanie młodych koni, sprawdzanie stanu ich zdrowia oraz ogólna opieka nad wszystkimi końmi jakie znajdowały się w dworskich stajniach. Masztalerz, na podstawie posiadanej wiedzy i doświadczenia (w oparciu o które nazywany był także starszym stajennym) weryfikuje stan zdrowia zwierząt przebywających na terenie stajni, klasyfikuje ich zdatność do przyszłego udziału w podróżach, wyprawach lub pracy siłowej. Najważniejsze okazuje się w takim przypadku odpowiednie podejście do zwierząt, pasja, z której wynika umiejętność „porozumienia się” ze zwierzętami oraz sprawowania solidnej opieki nad nimi.
W przypadku Wojciecha ... te cechy, fachowość i lojalność, zadecydowały o jego szybkim awansie. Przenikliwie zdolny i pracowity żołnierz, szybko zwrócił uwagę swoich przełożonych, a ci polecili go – do samego arcyksięcia Jana. Ten niezwykle spostrzegawczy władca potrafił myśleć perspektywicznie. Nie był tylko wysokiej rangi dowódcą, był także świetnym organizatorem i reformatorem. Potrafił dostrzec ukryte zdolności tkwiące w trzydziesto już kilkuletnim prostym człowieku, obdarzając go zaufaniem, więc nie bez powodu powierzył mu funkcję jednego z głównych opiekunów stajni. Wojciech, wiedział gdzie teraz leży droga do osobistego sukcesu. Do pomocy dobrał sobie zaufanego przyjaciela i kolegę, również miłośnika koni, Andrzeja Słodyczkę z Polan. Obaj nie zawiedli swego protektora, odwdzięczając mu się wierną służbą. Wojciech, okazał się być nie tylko posłusznym wykonawcą rozkazów, ale i dobrym końskim doradcą.

Jak wiemy, Arcyksiążę Jan, złamał zasady obowiązujące w rodzinie cesarskiej.
Dotąd wszystkie małżonki arcyksiążąt musiały być odpowiednio wysoko urodzone. On zaś ożenił się z prawdziwej miłości z córką zwykłego poczmistrza, Anną Marią Plochl. Przydało to arcyksięciu ogromnej popularności wśród mieszczan i poddanych.
Dzięki staraniom arcyksięcia żona Anna w 1834 stała się Panią Habsburg, w 1850 roku otrzymała tytuł hrabiny von Meran. Para doczekała się jednego tylko syna Franciszka Ludwika ur. 11 marca 1839.

Wojciech Pitoń, pomimo upływu lat, nadal był silnym mężczyzną, znawcą koni, zaprzęgów i kunsztu powożenia, wciąż nosił sumiaste wąsy niczym jego autorytet – arcyksiążę Jan i długie niemal do ramion ciemno blond włosy. Zawsze łagodny, uprzejmy, o pociągłej twarzy, płonących błyskotliwych oczach. Wielkoduszny a przede wszystkim rycersko odważny. Choć nie posiadał żadnego wykształcenia, jego praktyczna wiedza i umiejętność zaradcza w każdej życiowej sytuacji ... imponowały otoczeniu. Powożenie u samego arcyksięcia na zamku to była dlań nobilitacja, zaszczyt i ogromny przywilej.

Wojciech w wojsku szybko nauczył się języka niemieckiego i przez to powozami odbywał coraz to dalsze podróże. Często był wyprawiany z dworzanami w dalsze rejsy do Wiednia, Linzu, do Pesztu na Węgry, do Królestwa Cieszyńskiego, gdzie starszy brat Jana, arcyksiążę generał – Karol Ludwik Habsburg, był właścicielem całego rozległego Księstwa i Państwa Żywieckiego.

Konie stanowiły wtedy jedyną sprawdzoną i niezawodną siłę pociągową do transportu zarówno osobowego,  do czego służyły karety i powozy jak i do transportu dostawczego – fury bądź wozy a także do innych zaprzęgów, np. do ciągnięcia armat itp.
Podczas podpisywania Pokoju pomiędzy Cesarstwem Francuskim a Cesarstwem Austrii w 1809 roku w pałacu Schonbrunn w Wiedniu, konie przez niego przygotowane brały udział w defiladzie z tej okazji.
Był to pamiętny dzień, ponieważ omal nie doszło wtedy do zamachu na Cesarza Napoleona.
Akurat 12 października, Napoleon w towarzystwie Cesarza, wyszedł w otoczeniu wielu innych państwowych dostojników, by odebrać konną defiladę wojsk. W pewnej chwili 18 letni Niemiec nazwiskiem Friedrich Staps zażądał rozmowy z Napoleonem, któremu to jakoby z czyjegoś polecenia miał wręczyć ważną petycję, ale tu spotkał się z odmową cesarskiego adiutanta, generała Rappa. Wkrótce potem – Rapp zauważył, że Staps próbuje znów ukradkiem podejść do Napoleona – z drugiej jego strony, więc kazał go aresztować. Zabranego do pałacu Stapsa, zrewidowano i znaleziono przy nim wielki kuchenny nóż owinięty w rzekomą petycję. Indagowany Staps przyznał się, że planował zabić Napoleona.
Napoleon zapytał, czy Staps wyrazi wdzięczność, gdy zostanie ułaskawiony, na co młody Niemiec odpowiedział – – – „ Nie ... nadal będę chciał cię zabić ... jesteś przez wszystkich znienawidzony ”!
Napoleon, opuścił Wiedeń 16 października, a następnego dnia Staps został rozstrzelany na tyłach pałacu. Przed egzekucją miał jakoby zawołać: „Niech żyje wolność ... Niech żyją Niemcy” …

Po wysłużonych latach Wojciech Pitoń za swą ofiarną służbę otrzymał możliwość osiedlenia się w przytulnym domku obok stajni w miejscowości Bad Aussee, miejscu urodzenia żony arcyksięcia Anny. Był to budynek typowo usługowy, łącząc w sobie cechy skromnej rezydencji , oraz zaplecza dla służby. W bliskości były powozownie i stajnie z dużym placem manewrowym i pastwiskami. W powozowni stały piękne karety, kabriolety i wiedeńskie sanie. Była to jedna z rezydencji arcyksięcia, jego przyczółek dla wizyt, polowań, wypadów w interesach, zimowych i letnich schadzkach – zawsze pełnych uciech.
Wojciech Pitoń musiał być w ciągłym pogotowiu na przyjęcie przeróżnych zamówień, zarówno samego arcyksięcia jak i jego gości.

W komnatach – wysokie piece kaflowe, kamienne i granitowe posadzki w sieniach i przedpokojach, piękne sklepienia wykonane z piaskowca i kamienia.
Chłodne o każdej porze roku piwnice, kryjące jeszcze głębsze lochy częściowo zasypane.
W piwnicach stały beczki z kiszoną kapustą, ogórkami, przeróżnymi konfiturami oraz marmoladami. W jednej z komórek leżakowały się beczki z winem i miodem. Zachowały się także stare kamienne żarna. Na wysokich ścianach korytarzy oraz przedpokojach pełno było przeróżnych eksponatów np. kości mamuta i tura, wypchane głowy, rozciągnięte skóry przeróżnych zwierząt z udanych widać polowań. Rzędami wisiały namalowane ręką artystów portrety ślubne, rodzinne, okolicznościowe, pejzaże i krajobrazy. Na obrazach malarz utrwalał ludzi przy codziennej pracy na roli, uroczystości religijne i patriotyczne, kilka wiszących obrazów przedstawiało sceny z myśliwskich polowań.

Kiedyś w przeszłości rozegrała się tu tragedia. Młody parobek – Franc, który bronił honoru narzeczonej, pobił rządcę, mającego niecne zamiary wobec niej. Nie daruję! Nie daruję! Szeptał dziko z wielką zawziętością! Tego nie mógł za nic darować, popełnił przecież czyn, którego wybaczyć nie można. Myśl zemsty wstrząsnęła nim jak huragan, zapaliła błyskawice w oczach, dała niesamowitą moc. Złapał za drewnianą tłuczkę stojąca obok stępki do rozdrabniania soli, bądź tłuczenia nasion słonecznika. Zamachnąwszy się zza głowy, trzykrotnie – raz w plecy, dwa razy po nogach, zdzielił rządcę za karę. Po tym ... rzucił się do ucieczki, podczas której został śmiertelnie postrzelony.

Budynek główny był oryginalnie połączony z budynkiem zaplecza, gdzie znajdowały się omawiane mieszkania dla służby tzw. czworaki, a dalej stajnie, powozownia, na końcu – latryny, drewutnie i las.

Wojciech Pitoń ożenił się późno. Mając 43 lata poślubił pokojówkę Emilię, z dworskiej służby, która po jakimś czasie zaczęła pracować w dworskiej kuchni. Mieli dwie córki – Klarę i Sofie.