Powstanie Chochołowskie
Plan wywołania powstania przeciw Austriakom był również wynikiem kontaktów miejscowych spiskowców z docierającymi aż na Podhale emisariuszami. W latach trzydziestych XIX wieku docierali tutaj reprezentanci Stowarzyszenia Ludu Polskiego, m.in. Seweryn Goszczyński, Adolf Przerwa Tetmajer, Edward Dembowski. Z miejscowymi chłopami, którzy byli wrogo nastawieni do panujących wszędzie stosunków feudalnych i krytyczni wobec monarchii austriackiej, powszechnie rozmawiano o potrzebie podjęcia walki ... o wyzwolenie narodowe i społeczne spod jarzma ciemiężycieli.
Emisariusze stworzyli siatkę konspiracyjną, która skupiała głównie księży oraz kilku świeckich, m.in. mandatariusza dóbr zakopiańskich – N. Stokowskiego i aktuariusza Teodora Seltmajera.
Czytając książkę Stanisława Eliasza Radzikowskiego, wydaną w 1904 r. pt. „Powstanie Chochołowskie”, którą napisał opierając sie na zebranych faktach od żyjących i pamiętających zdarzenia chochołowian, niecałe pół wieku od znaczących wydarzeń jakie miały miejsce w Chochołowie, a więc może nawet żyli jeszcze naoczni świadkowie tamtych wydarzeń, którzy nosili w pamięci niepodważalne fakty.
Za St. E. Radzikowskim, z opisu ... staram się przytoczyć kilka znamienitych wspomnień z tego okresu.
Akcja agitacyjna ks. Głowackiego, wikarego w Poroninie i Andrusikiewicza, organisty szła szybko.
Do spisku zostali wciągnięci przez ks. Głowackiego, jeszcze dwaj młodzi kapłani: wikariusz w Chochołowie ks. Józef Leopold Kmietowicz (1819-1859) oraz wikariusz w Szaflarach ks. Michał Janiczak (1816-1873). Tym sposobem powstała, w trzech parafiach podhalańskich, siatka spiskowa, na czele której stał światły kapłan obdarzony przez pozostałych zaufaniem i cieszący się autorytetem.
Nastroje powstańcze na Podhalu rozwijały się. Ks. Michał Głowacki znany był ze swych kazań i poważania wśród ludu. Zyskał sobie także wcześniej popularność w kołach literackich bibliofilskich.
Czynniki konspiracyjne zauważyły to i umiały go wykorzystać. Został przez kierownictwo spisku w Galicji Zachodniej wciągnięty do organizowania powstania narodowego w 1846 roku, które miało objąć wszystkie trzy zabory. Według Mariana Tyrowicza stało się to już około 1844 roku.
Nasilenie działalności patriotycznej ks. Głowackiego przypadło nie na rok 1845, jak piszą niektórzy, ale już na 1843. Wtedy to spisał on podanie górala Makucha, o śpiących rycerzach w Tatrach, które do dziś funkcjonuje jako legenda. Już wtedy używał jej na ambonie jako środka uświadamiania Podhalan i tłumaczył, że to oni są tym śpiącym wojskiem, które ma bronić, a nawet wyzwalać Polskę.
Ks. Głowacki jako pierwszy z pracujących na Podhalu księży został wciągnięty do spisku i pociągnął za sobą następnych.
Legenda, o śpiących rycerzach ... (wg mojej zasłyszanej wersji)
Od niepamiętnych czasów górale opowiadają o śpiących rycerzach w Giewoncie.
W Kościelisku – Polanach żył gazda – Fatla, kowalem był znanym w całej okolicy. Fatla, był doskonałym fachowcem, najlepszym w całej okolicy, ponoć nie było lepszego nawet na całym Podhalu, Spiszu i Orawie. Pewnego dnia, do chałupy Fatli, co stała skromnie przy drodze „hawiarskiej”, poniżej Regla przyszedł staruszek – wędrowiec w paradnym, chociaż mocno zniszczonym kontuszu.
– Szukam kowala.
– Tak, to ja – odrzekł gazda, przyglądając się podejrzliwie.
– Mam dla was ważną misje, robotę ... kilka setek koni czeka na podkucia.
Fatla, zdziwiony, czy może się przesłyszał, powtórzył głośno sam do się – parę setek koni? – niedowierzał! Starszy człowiek, na potwierdzenie kiwnął głową przekonująco. Tak jest ... parę setek!
Fatla, zabrał więc swoje narzędzia do skórzanej torby, wrzucił podkowy, co miał wcześniej ukute ..., może któraś z nich spasuje na któregoś z koni – pomyślał i ruszył za starym człowiekiem.
– A dokąd Panie idziemy – spytał Fatla?
– Idziemy ku Dolinie za Bramką ... stamtąd w kierunku Giewontu – odrzekł stary człowiek.
Fatla, słysząc o Giewoncie, przypomniał sobie zasłyszaną dawno legendę – o śpiących rycerzach,
ale idąc wolniutko za starym człowiekiem w kierunku Giewontu, niczego nie podejrzewał. Nie przypuszczał, że podążają do groty, w której mają być uśpieni rycerze.
Gdy stanęli przed grotą, stary człowiek podniósł oczy do góry i ... nagle rozległ się potężny grzmot, a wielki głaz skalny się rozstąpił, niczym wrota do kuźni.
– Chodź za mną – powiedział stary człowiek. Wtedy to Fatlowi (Fatli) – serce mocniej zabiło, zdawał sobie sprawę, że to właśnie on prawdopodobnie idzie podkuwać konie zaklętemu w Giewoncie wojsku.
Szli krętymi korytarzami, aż znaleźli się w obszernej grocie. Popod ściany spali rycerze, było ich tak dużo, że Fatla, przerażonymi oczami nie mógł wszystkich ogarnąć. W drugiej grocie – stały rycerskie konie.
– Te konie koniecznie trzeba podkuć ... one muszą być zawsze gotowe do szturmu ... uśmiechnął się stary człowiek do Fatli. Fatla, rychtyk zabrał się do roboty, biorąc do serca usłyszane przykazanie. Do pomocy zwerbował, dwóch juhasów co paśli owce w Dolinie Stążyskiej, u bacy Skupnia. Jeden miał dmuchać do ognia, drugi trzymać koniom nogę.
Za porozumieniem stron, baca kazał dać im owczego sera i nalać do obońki żyntycy,
– coby codziennie nie musieli przychodzić na posiłki. W ogromnym skalnym pomieszczeniu stały konie w rzędach przy kamiennych żłobach, pod ścianami w różnych pozycjach spali rycerze.
Po dwóch tygodniach, podkuli wszystkie konie. Stary człowiek pochwalił Fatlę za wykonaną robotę.
Została mu się w garści jedna zwyśna podkowa, którą przez nieostrożność upuścił na skalistą ziemię, – rozległ się mocny dźwięk niczym dzwon. Wtedy to konie, dotychczas spokojne, zaczęły rżeć, a rycerze podnosili głowy, wstając zaspani budzili się jeden po drugim ... myśląc, ze to nadszedł ich czas.
Stary człowiek – popatrzył dumnie na swoje wojsko, wtedy jeden z rycerzy ... zapytał go:
– Czy to jest czas wstawać – wodzu?
– Jeszcze nie, ale konie macie podkute, gotowe – odparł stary człowiek do rycerza – Idźcie spać.
– Ale kiedy to śpiące wojsko, hetki ze śniska powstanie ... zapytali stojący obok Fatli juhasi?
– Jak złe czasy dla ojczyzny nastaną! A teraz idźcie już do swoich obowiązków, macie tu zapłatę
za dobrą robotę – tu, wręczył każdemu według uznania, woreczek ze srebrnymi i złotymi „dukatami”.
Chłopi, wyszli z groty, obejrzeli zasię, gdy znów rozległ się potężny grzmot, skalny głaz się zsunął.
Fatla poszedł do swojej chałupy w Polanach, dumny z wykonanego, zaszczytnego dzieła.
Juhasi, parę razy chcieli trafić do groty w masywie Giewontu, ale nigdy nie znaleźli tej właściwej.
W dniach 11 do 13 lutego, 1846 roku – ks. Michał Głowacki przebywał w Krakowie, był on zapewne związany z mającym wybuchnąć za kilka dni powstaniem narodowym. Po powrocie ks. Głowackiego, 19 lutego 1846 r. zjawił się u niego inny powstańczy agitator w sutannie, wikariusz w Podegrodziu ks. Jan Makuch. Łączyła ich znajomość z okresu, gdy przez sześć miesięcy, na przełomie 1842 i 1843 roku, był wikariuszem w Chochołowie. Tam księdza Jana Makucha „lud kochał, bo on sam wszystko co miał, ludowi potrzebującemu dawał i był w całym znaczeniu tego słowa <dobrodziejem>”– wspominał Jan Kanty Andrusikiewicz. Ten góral był dla ks. Głowackiego doskonałym informatorem na temat obyczajów i mentalności mieszkańców gór.
W tłusty czwartek 19 lutego 1846 roku ks. Makuch przybył do Poronina, gdzie spędził resztę dnia. Tematem spotkania obu księży był niewątpliwie zbliżający się wybuch powstania.
Dopiero rankiem 20 lutego opuścił wikarówkę i udał się z misją do Szaflar.
Tego również dnia ks. Michał Głowacki wysłał swego posłańca do Chochołowa z listem do ks. Kmietowicza, którego treść tak przywołał z pamięci Andrusikiewicz:
Matusie!
Byłem w Sączu i przywiozłem wam pudełko od siostry waszej z klasztoru; byłbym wam sam przywiózł, alem strudzony z drogi. Jana proszę, ażeby mi kancjonał i nuty odesłał zaraz tym posłańcem, o czem go proszę przekonać. Był u mnie ksiądz Makuch, ale już odjechał. Oczekuję. „Ks. Świętopełk.
„Jana proszę, ażeby mi kancjonał i nuty odesłał..”– to było hasło niezwłocznego przybycia do Poronina chochołowskich organizatorów powstania. Jako, że list otrzymali wieczorem, 11 rankiem udali się do Poronina. Andrusikiewicz, mimo śniegów dotarł tam pieszo. Godzinę później został przywieziony ks. Kmietowicz. Podczas spotkania ks. Głowacki wydał rozkaz rozpoczęcia powstania jeszcze w tym samym dniu. Pół godziny później ks. Kmietowicz ruszył do Chochołowa.
Późnym wieczorem w sobotę 21 lutego 1846 roku w mieszkaniu księdza Kmietowicza odbyła się narada, w której udział wzięli: organista Andrusikiewicz, z którym to na zebranie przyszedł nadzorca skarbowy z Chochołowa Wojciech Lebiocki, Jan i Wojciech Masny – jako przedstawiciele sołtysów, Jan Zych i jego syn oraz kilku wtajemniczonych i zaufanych górali. W sumie w zebraniu wzięło udział ok. 15 osób. Już sam przebieg można uznać za prolog powstania. Otóż po przedstawieniu korzyści płynących z powstania, ks. Kmietowicz, zaakcentował wyraźnie cele. Stwierdził, że będzie to powstanie narodowe skierowane przeciw Austrii, ale także przeciw Rosji i Prusom. Dzięki nowemu porządkowi jaki ustali nowy polski rząd, chłopi staną się szczęśliwsi. Ksiądz wspomniał, że sam przystępuje do powstania z litości nad biedotą wiejską, widząc ich ucisk i krzywdy wyrządzane przez zaborcę.
Po takim porywającym przemówieniu uklęknął i zaczął odmawiać modlitwę. Potem pobłogosławił zebranych, pokropił wodą święconą i ukazując drzwi powiedział:
„Teraz pójdźcie za mną ... pójdziemy w pole”. Dochodziła godzina 23.
Późną nocą trzydziestu górali uzbrojonych głównie w widły i siekiery uderzyło pod wodzą Andrusikiewicza i ks. Kmietowicza na posterunek straży granicznej w Chochołowie.
Po rozbrojeniu przerażonych strażników, Andrusikiewicz ogłosił wybuch powstania.
Następnie powstańcy udali się do Suchej Góry, położonej po drugiej stronie granicy galicyjsko-węgierskiej, aby tam w komorze celnej zdobyć pieniądze na potrzeby ruchu.
Placówkę tę zdobyli podstępem. Wojciech Lebiodzki, strażnik finansowy, który przyłączył się do powstańców, zapukał do okna mówiąc, że ma pilne pismo do komendanta ... Antoniego Lasska.
Gdy drzwi zostały otwarte część górali wdarła się do środka, pozostali otoczyli budynek. Andrusikiewicz podszedł do wystraszonego komendanta i mówiąc „Nie bój się pan niczego, bo dzisiaj w Polsce powstanie wybuchło”… zażądał wydania pieniędzy celnych. Tymczasem ksiądz Kmietowicz z kilkoma chłopami udał się do wójta suchogórskiego Ignacego Spirlaka. Po powrocie z nim do komory celnej, powstańcy przystąpili do załatwiania formalności związanych z przejęciem pieniędzy.
Na dokumencie kwitującym odbiór 601 florenów i 40 krajcarów widnieją podpisy ks. Kmietowicza, Andrusikiewicza, Spirlaka i wójta chochołowskiego Jacentego Koisa (oryginał tego dokumentu znajduje się też w Muzeum Tatrzańskim im. Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem).
Po zniszczeniu orła cesarskiego i tablicy granicznej, powstańcy udali się do Witowa, gdzie także rozbroili strażników finansowych i zdobyli broń. Bilans pierwszych godzin chochołowskiej insurekcji okazał się bardzo pomyślny. Bez rozlewu krwi przeprowadzono kilka akcji, zdobyto broń, pieniądze, unieszkodliwiono miejscowych strażników skarbowych i granicznych.
Po sumie w niedzielę 22 lutego przez całe niedzielne popołudnie i wieczór odbywał się werbunek ludzi w Dzianiszu, Witowie, Cichem ... do powstańczych oddziałów.
Wieczorem przed wikarówką w Chochołowie zgromadziło się około 300 – niektórzy twierdzą (500) – osób gotowych do wzięcia udziału w powstaniu.
Według planu ks. Kmietowicza miało być tak, że co najmniej 100 uzbrojonych młodych chłopów miało ruszyć następnego ranka pod jego i Andrusikiewicza przywództwem do Wadowic, celem połączenia się z innymi oddziałami powstańczymi. Jednak około północy dzwony w Chochołowie zaczęły bić na trwogę. Był to sygnał ostrzegawczy: oto ... strażnicy prowadzeni przez Romualda Fiutowskiego komisarza straży finansowej z Nowego Targu, który działał w porozumieniu z komisarzem obwodowym Franzem Mareschem oraz zbałamuceni przez Austriaków czarnodunajeccy chłopi pod wodzą bogatego gazdy Jakuba Chlebka, uderzyli nieoczekiwanie na powstańców. Wykonywali oni rozkaz nowotarskiego komisarza Bernarda Molitora, który na wieść o wydarzeniach z poprzedniej nocy kazał zbrojnie zdławić powstanie ...
„Dowiedziawszy się o wczorajszych wypadkach w Chochołowie, Suchej Górze i Witowie nadkomisarz finansowy Molitor w Nowym Targu, pozbierał on strzelców ze Załucznego, Czarnego Dunajca i Pieniążkowic, a Kulczycki – mandatariusz w Czarnym Dunajcu wpadłszy do kościoła zawołał głosem donośnym: ... „Urlopnicy! wychodźcie z kościoła, bo Chochołowianie idą na Dunajec – rabować, palić … już wcześniej tego dokonali, komorę w Suchej Górze zrabowali, a ksiądz i organista idą na ich czele...”
Bicie dzwonu i krzyki wartujących na trwogę obudziły chochołowian, którym nawet na myśl nie przyszło, że to może być napad wrogiej strony. Ksiądz Kmietowicz wybiegł z wikarówki w pośpiesznie narzuconym płaszczu i krzyknął: „Brońcie się chłopi, naprzód urlopnicy, wróg nadchodzi!!! Prędzej, bijcie, strzelajcie”. Sam został wtedy poraniony i na skutek odniesionych ran, z grymasem bólu wycofał się z pola walki.
Rozgorzała zacięta walka między powstańcami a strażnikami. Ze względu na ciemności była ona niezwykle chaotyczna i chwilami bezsensowna. Ranny został komisarz Fiutowski, kiedy upadł chłopi chcieli go dobić widłami, ale nie pozwolił na to Andrusikiewicz. Niebawem i on został ranny, otrzymał pchnięcie bagnetem w brzuch, drugi cios dostał pałaszem w głowę.
Walka okazała się zwycięska dla powstańców, ale nie obyło się bez strat. Padło dwóch zabitych i kilkunastu rannych, dwóch najciężej rannych zmarło niedługo po walce.
Wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że ciężko ranni przywódcy nie zdołają dalej poprowadzić sprawy powstania. Narastał więc niepokój i strach przed zemstą, jakiej się obawiano ze strony władz austriackich.
Drugie natarcie na Chochołów, w którym wzięło udział już samo wojsko, doprowadziło do upadku „poruseństwa” ... stało się to 25 lutego około godziny 16. Najwytrwalsi gazdowie poddali się. Wojsko dokonało wówczas pogromu Chochołowa. Wieś splądrowano, a na plebanii, wikarówce i organistówce powybijano wszystkie okna, zrabowano co cenniejsze przedmioty.
Powstańcy złożyli zdobytą wcześniej broń, a ksiądz zwrócił wcześniej zarekwirowane pieniądze. Procedurą aresztowań kierował nadzorca komory celnej – Józef Bachman.
Emisariusze Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, namawiali galicyjskich ziemian do ogłoszenia i tym samym – zniesienia pańszczyzny. Ziemianie chcieli pozyskać chłopów dla sprawy narodowej i planowali ogłosić uwłaszczenie chłopów i zniesienie pańszczyzny w Wielkanoc. Na wieść o tym gubernator Franciszek Stadion, w celu osłabienia polskiego ruchu narodowego, wydał pośpiesznie dnia 22 kwietnia 1848 roku dekret uwłaszczeniowy „w imieniu cesarza”.
Wojska austriackie stłumiły polski ruch narodowy w Galicji; zdewastowały Kraków oraz Lwów.
Pomimo klęski militarnej Wiosny Ludów w Galicji, jej trwałym skutkiem było uwłaszczenie chłopów oraz zniesienie pańszczyzny i poddaństwa. Uwłaszczenie to było jednorazowe i natychmiastowe.
Chłopi otrzymali użytkowaną ziemię na własność bez wykupu. Ziemianie otrzymali odszkodowanie od państwa, które odebrało to sobie w nałożonych podatkach.
Reformy uwłaszczeniowe miały także skutki negatywne. Chłopi wyzwoleni z poddaństwa zostali dopuszczeni do wolnego obrotu ziemią, więc praktykowali zakazane wcześniej działy rodzinne, co wobec dużego przyrostu naturalnego na wsi, powodowało ciągłe dzielenie gospodarstw na mniejsze działki.
Panował wielki głód ziemi. Najtrudniejsza sytuacja pod tym względem była w Galicji gdzie ...
(w końcu XIX wieku) – 75% gospodarstw miało powierzchnię poniżej 10 mórg.
W Galicji gospodarstwa chłopskie wciąż były uzależnione od dworu. Przyczyną tego faktu było pozbawienie wsi serwitutów. Głód ziemi i wysoki przyrost naturalny na wsi powodował odpływ ludności wiejskiej w celu poszukiwania pracy i poprawienia bytu.
Był to odpływ do miast, a także emigracja sezonowa, np. do Saksonii, Westfalii, Nadrenii, a nawet emigracja na czas dłuższy lub na stałe do Europy Zachodniej – Niemiec, Francji, Anglii oraz do obu Ameryk – Północnej i Południowej.
Najbrutalniejszej polityce poddany był jednak zabór rosyjski, gdzie prowadzono celową politykę antypolską wymierzoną głównie w szlachtę i duchowieństwo, oraz polską kulturę. Jednym z przejawów walki z polskością było zniesienie unii brzeskiej i przymusowe wcielenie grekokatolików do cerkwi prawosławnej, likwidacji uległo wiele zakonów katolickich. Nastąpiło prawie zupełne ograniczenie kontaktów kościoła polskiego z Rzymem. Szczególnie ostrą i brutalną politykę prowadzono na ziemiach zabranych (na wschód od Bugu).
Stosunkowo najmniej antypolską politykę prowadzono w Galicji. Spiski galicyjskie zwalczano raczej pod hasłami obrony porządku społecznego. Co więcej monarchia Habsburgów była monarchią katolicką i wielonarodowościową, gdzie Niemcy stanowili niewielki procent ludności.
Galicja była jednak najbardziej zacofanym zaborem, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy i najbiedniejszym.
Najdłużej na wsiach utrzymała się tzw. dziesięcina – była największym chłopskim obciążeniem na rzecz kościoła. Jej geneza sięga początków państwowości polskiej. Dziesięcina polegała na oddawaniu co 10 snopa z pola (stąd: dziesięcina snopowa). Była ona niezwykle niekorzystna dla chłopa, ponieważ zboże musiało pozostawać na polu, aż do chwili gdy osoba duchowna lub jej przedstawiciel wskazał, które snopki mają zostać dostarczone do jego stodoły. Ta zwłoka w zwożeniu zboża często mogła pociągnąć za sobą straty w plonach np. spowodowane warunkami pogodowymi.
Można się też było spotkać z dziesięcinami płaconymi w pieniądzu i tzw. zryczałtowanymi – płaconymi w ziarnie lub w pieniądzu. Chłop zobowiązany był jeszcze do składania dwóch innych świadczeń: mesznego – daniny dla plebana w wysokości korca zboża z gospodarstwa chłopskiego, oraz corocznej kolędy – małej opłaty pieniężnej zbieranej w okresie świątecznym.
Przy okazji warto nadmienić, że w 1806 roku w Poroninie wybudowano kaplicę, a w 1833 roku utworzono samodzielną parafie z kościołem. Pierwszym proboszczem został Ksawery Marcin
Więckowski. Pierwszy, drewniany, kościół – niestety spłonął w 1915 roku.