Andrzej Pitoń-Kubów
KSIĘGA RODOWA
PODTATRZE · Na przestrzeni wieków...

Na przestrzeni wieków...

Wieś Kościeliska (Polany), jest pochodzenia pasterskiego. Początkowo mieszkańcy okolicznych wsi wyrabiali i użytkowali tutejsze polany: latem paśli bydło, owce, oraz zbierali siano. Z upływem lat powstawały już stałe osiedla. Na samym początku była tutaj gęsta puszcza i nieprzebyte lasy, broniące dostępu do gór. To dzięki tym przeogromnym lasom nie dotarły tu nigdy tatarskie hordy w pogoni za łupami w XIII wieku. Przez to zatrzymały się na linii Ludźmierza i Nowego Targu, plądrując i rabując tamtejsze osiedla. Tak więc opowiadana, szczególnie przez górali, wersja, jakoby nazwa Kościelisko, wywodziła się od kości ludzkich zalegających dolinę po jakiejś zwycięskiej bitwie górali z Tatarami nie ma raczej uzasadnienia.
Na ten fakt zwrócił już kiedyś swoją uwagę ksiądz Eugeniusz Janota, który poznawał ten rejon Kościelisk w latach 1850 ... czyli przeszło 150 lat temu i to on już wtedy obalał krążący o tym mit.

Jeden z pierwszych w ogóle opisów przewodnickich w tym terenie – pióra księdza Eugeniusza Janoty, pochodzi z przewodnika pt. „Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę oraz do Tatr i Pienin”.
Ksiądz, Janota to jedna z legendarnych postaci Tatr. Był w XIX wieku jednym z najbardziej zasłużonych badaczy tych gór. Urodził się 31 października 1823 r. w Kętach, a zmarł 17 października 1878 r. we Lwowie. Ksiądz katolicki, polski animator ruchu turystycznego, germanista, taternik, przyrodnik, badacz folkloru góralskiego i jeden z pierwszych pionierów ochrony przyrody w Polsce. Był profesorem Uniwersytetu Lwowskiego. Po raz pierwszy w Tatrach był w roku 1846.
Drogę Kraków-Zakopane odbył wtedy pieszo. Od 1856 r., corocznie organizował wyprawy z młodzieżą w Tatry. W 1852 r. został profesorem gimnazjum św. Anny w Krakowie, gdzie uczył niemieckiego, polskiego, historii i geografii, początkowo będąc także katechetą w młodszych klasach.
W Tatrach chodził dużo z przewodnikami – Jędrzejem Walą-Starszym, Maciejem Sieczką, ze swoimi uczniami i różnymi naukowcami. Był jednym ze współzałożycieli Towarzystwa Tatrzańskiego i jednym z głównych autorów jego statutu. Jako pierwszy badał muzykę ludową Podhala.
Wraz z Maksymilianem Nowickim, 3 listopada 1860 r., na podstawie swego Przewodnika otrzymał doktorat filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Ale taka wersja, ciągle była żywa wśród górali, bardzo odpowiada ich naturze i fantazji. Gdzieś w głębokich archiwach bibliotek istnieją ponoć stare traktaty historyczne, pseudonaukowe, opisujące szczegółowo tę bitwę. Nasz wielki pisarz Henryk Sienkiewicz, znając Dolinę Kościeliską i Wąwóz Kraków, słysząc zapewne legendę związaną z nazwą tego miejsca, wykorzystał te motywy w swej twórczości, opisując jak to górale uratowali z ciężkich opresji polskiego króla. Wprawdzie Sienkiewicz, pisał o historycznych czasach „szwedzkiego potopu”, przedzielonych już wiekami od czasów plądrującej tatarskiej ordy, ale opis tej bitwy sugestywnie oddaje realia „doliny kościeliskiej” oraz echa zasłyszanej legendy. Tylko, że w miejsce Tatarów w Sienkiewiczowskiej „Trylogii” pojawiają się – Szwedzi.

Druga wersja wywodząca nazwę Kościelisko od kościoła, który miał stać w górniczym osiedlu jest bardziej prawdopodobna. Trzeba tutaj pamiętać, że spora liczba górników, a przede wszystkim cały zarząd, to byli Niemcy i Sasi, którzy byli sprowadzeni w ten rejon jako wybitni fachowcy.
Były też inne narodowości, wśród których górale wcale nie stanowili większości. Należałoby mieć na uwadze, że w tamtych odległych wiekach Niemcy organizując życie i pracę na zajmowanych sobą terenach, niekoniecznie w zaborczych celach, przede wszystkim stawiali na pierwszym miejscu kościół.
Wierzono w posłannictwo i wierzono w boską pomoc, tak bardzo potrzebną w nieznajomym terenie, jakim były ówczesne góry. Poddanie się boskiej opiece było ważne i niezbędne przy podejmowaniu bardzo niebezpiecznej pracy górniczej. Tak więc, jak głosi legenda, w miejscu gdzie obecnie stoi dziś malutka kamienna kapliczka (symbol) nazwana niesłusznie „zbójnicką”, miał kiedyś stać drewniany kościół ... od którego nazwano dolinę, a następnie całą gminę. Jak głosi podanie ustne, po zakończeniu w XVI w. działalności hutniczych i kopalnianych, kościółek przeniesiono do Chochołowa.
Maria Malec pisze, że nowa nazwa Kościeliska lub Kościelisko to tzw. nazwa ponowiona, czyli utworzona od innej nazwy geograficznej ... od nazwy Doliny Kościeliskiej.
„Zachodzi tu nietypowy przypadek, że nazwa miejscowa pochodzi od nazwy doliny, podczas gdy częściej bywa odwrotnie, np. nazwa Dolina Chochołowska pochodzi od nazwy miejscowości – Chochołów”.
Pierwotna, stara nazwa Kościeliska to właśnie Polany, od słonecznych pastwisk i polan rozrzuconych na stokach Palenicy Kościeliskiej i Butorowego Wierchu – wzgórz, na wysokości od 800-1150 m n.p.m. stanowiących zachodni kraniec Pogórza Gubałowskiego, nazywana od dawien dawna „Sercem Podhala”.
Sama nazwa tatrzańskiej osady pochodzi od leśnych polan, na których pasterze z okolicznych istniejących już znacznie wcześniej miejscowości, wypasali tu swoje stada owiec i krów.
Według dokumentacji, niejaki Skarbek Czelatycki, posiadając przywilej królewski na zakładanie nowych osad na bezludnych terenach w latach 1619 do 1625 roku, prowadził w rejonie podgórskim ..., nazwijmy go podtatrzańskim, akcje osiedleńczą, ale przeszkadzał mu w tym mocno starosta nowotarski – Mikołaj Komorowski, na którego ten pierwszy skarżył się do króla, że starosta mu czyni przeszkody.
Za pozwoleństwem króla Zygmunta III Wazy, 1623 r. założył on jednak osadę górniczą w Dolinie Kościeliskiej, z przysiółkiem Abdank, co mogło być zalążkiem wsi Kościeliska. Przeszkadzając mu bardzo starosta nowotarski Komorowski, który z niezrozumiałych powodów, albo tylko sobie znanych – nakazał w 1626 roku zniszczyć hutę, osadę, drogi ... mosty spalić, a kościół przenieść opodal.

 
duch kopalni ..


Dawno temu na Ornaku, pracowało wielu górników w tamtejszych hutach. Była to praca niezwykle ciężka. Górnicy całymi dniami odłupywali granitowy kamień, używając do tego niezgrabnych metalowych łomów lub folg. Urobek ładowali do drewnianych nosideł, które każdy zarzucał na swoje plecy i w ten sposób wynosił na składowisko. Kopalnie były niebezpieczne. Często bowiem zdarzało się, że ze ściany odłupało się zbyt wiele kamienia, wywołując lawinisko, które zasypywało górników.
Nie raz zgasło też rozpalone ognisko i górnicy gubili się w plątaninie mrocznych korytarzy.
Wtedy właśnie ku pomocy, pojawiał się dobry duch kopalni.
Można go było spotkać we wszystkich kopalniach. Zawsze miał postać brodatego dziadka palącego fajkę, z małym czekanem w dłoni i kagankiem przymocowanym do skórzanego paska na czole. Ostrzegał górników przed niebezpieczeństwami i pomagał im w razie potrzeby.
Jednak tylko ludzie dobrzy i pracowici nie musieli obawiać się tzw. Skarbnika. Oszuści i obiboki nigdy nie mogli liczyć na jego przychylność.
Pewnego razu głównego majstra (sztygara) poproszono o przyjęcie do pracy młodego juhasa, który wypasał owce opodal. Jego ojciec zmarł, przygnieciony w lesie przez drzewo, a matka nie była w stanie sama wyżywić licznego rodzeństwa. Sztygar długo się opierał, twierdząc, że chłopiec jeszcze za młody, nie poradzi sobie. Ale, w końcu się zgodził, ... postawił jeden warunek – chłopiec musi pracować tak samo jak wszyscy górnicy i wynosić na górę tyle samo odłupanych kamieni. Jeśli sobie poradzi przez pierwszy tydzień, zostanie przyjęty do pracy na stałe.
Już pierwszego dnia młodzieniec wiedział, że sobie nie poradzi. Już miał pójść do sztygara i powiedzieć, że „nie wydole” cały tydzień, że rezygnuje, gdy nagle obok niego pojawił się – nieznajomy starszy górnik.
– Co cię trapi, chłopcze? – zapytał, widząc jego zatroskaną minę.
Gdy chłopiec opowiedział mu całą rodzinną historię, co i jak, na jakich warunkach pracuje –górnik rzekł:
– Pomogę ci, ale musisz równo dzielić się ze mną swoją zapłatą, jaką otrzymasz za swoją pracę.
– Zgoda – odparł chłopiec.
I tak dzień w dzień nieznajomy górnik przychodził do juhasa i pomagał mu odłupywać kamień, a potem ładować i wynosić na zewnątrz ... na hałdy, skąd inni zabierali i odwozili do pieców.
Po tygodniu zdumiony sztygar przyjął chłopca na stałe i wypłacił mu umówioną kwotę.
Starszy, nieznajomy górnik już czekał na chłopca na dole.
– Przyszedłem po swoją część – powiedział.
– Zatrzymam dla siebie tylko tyle, ile sam zarobiłem. Cała reszta pieniędzy jest dla ciebie.
– Dziękuję za pomoc – odparł chłopiec, podając mu woreczek zarobionych monet.
Wtedy górnik roześmiał się serdecznie i przyjął prawdziwą postać. Przed chłopcem stał duch kopalni we własnej osobie.
– Zatrzymaj wszystkie pieniądze, chłopcze – powiedział – Skarbnik. Zawsze bądź taki uczciwy w życiu.
Po tych słowach zniknął. Ducha kopalni Skarbnika, najczęściej spotykano w śląskich kopalniach węgla, pojawiał się też w wielickiej kopalni soli, ale tu na Ornaku. też przez jakiś czas miał swoje królestwo.

Ówcześnie istniały tu liczne huty żelaza, które łączyła z Zakopanem tzw. Droga Żelazna albo Hawiarska, obecnie znana jako Droga pod Reglami. W dokumentach osiemnastowiecznych – Kościelisko nazywano państwem (Herrschaft – Kościelisko), a nazwa ta odnosiła się do części dóbr zakopiańskich, obejmując Stare Kościeliska w Dolinie Kościeliskiej i większość lasów w obrębie późniejszej wsi. Wieś należała do parafii w Czarnym Dunajcu, a następnie, od 1818 roku, do parafii w Chochołowie.
Dzięki staraniom Klementyny ze Słowińskich Homolacz i jej męża Emanuela, właścicieli dóbr zakopiańskich, w latach 1845 do 1847 r. z części parafii w Chochołowie i w Poroninie powstała parafia w Zakopanem. W dekrecie cesarskim z dnia 27 sierpnia 1845r. zostały określone jej granice. Z parafii Chochołów odłączono Dolinę Chochołowską, Dolinę Kościeliską, Polany Witowskie, Kościelisko i zachodnią część Zakopanego po Biały Potok.
Ksiądz Eugeniusz Janota, z tego okresu opisuje zwiedzane przez siebie okolice Hali Ornak, rejon Tomanowej i Pysznej, podkreślając znakomity smak tamtejszych serów, wyrabianych przez górali ze wsi Klikuszowa, Obidowa i Lasek: „Pod Pyszną na początku tego wieku istniały obszerne kopalnie, zwane na kunsztach, iż za pomocą kół obracanych przez wodę z głębokich szybów wydobywano rudę (panabaz). Powyżej kunsztów jest szałas pyszniański, jeden z najlichszych w Tatrach, chociaż sery tutaj wyrabiane (tak zwane bruski) należą do najlepszych” (s. 30)
Kościelisko jako wieś po raz pierwszy wymienione zostało w dokumentach z 1790 roku.
Dokument ten stwierdzał przynależność do parafii Czarny Dunajec. W 1811 roku skarb austriacki wystawił dobra na sprzedaż, sekcja zakopiańska trafiła w 1824 w ręce Emanuela Homolacs’a.

Od roku 1846 Kościelisko miało swojego wójta, posługiwał się on owalną pieczęcią z napisem „Gromada Kościelisko” – widnieje na niej kościółek, nad nim promienie słońca i sylwetka góry.
Polany, jako oficjalna nazwa miejscowości – występuje aż do roku 1843. Po tym okresie pojawiać się zaczyna nazwa – Kościeliska.
Od 1867 roku , kiedy to odbyły się pierwsze autonomiczne wybory rad gminnych, Kościelisko tworzyło jedną osadę z Zakopanem. Na przestrzeni wieku losy gminy zmieniały się.

W odległych latach, wieś Kościeliska (Polany); składały się podobnie jak dziś z 21 polan ... takich jak: Groń, Kiry, Rysulówka, Górkówka, Kierpcówka, Staszelówka, Budzówka, Pitoniówka, Szeligówka, Chotarz (Hotar), Nędzówka, Gronik, Sywarne (Stawiańce), Wojdyłówka, Blachówka, Pająkówka, Czajki, Sobiczkowa, Karpielówka. Nazwy te pochodzą od dawnych nazw polan lub od nazwisk dawnych właścicieli polan. Z nich to wywodzą się znakomite kościeliskie I podtatrzańskie rody: Rysulów, Krzeptowskich, Nędzów, Obrochtów, Szeligów, Pitoniów, Karpieli, Stopków, Staszlów, Marusarzów, Bukowskich, Tylków, Fatlów, Klaprów, Sobczyków, Styrczulów, Szczepaniaków, Trzebuniów, itp.

Pierwsze wzmianki o szkole w Kościelisku pojawiają się w roku 1869. Uruchomiona przez Jędrzeja Marusarza na Budzówce, pierwsza szkoła deklarowała opanowanie umiejętności czytania i pisania. Założyciel szkoły sam prowadził zajęcia z dziećmi. Nauka była odpłatna - 1 zł. od dziecka. Szkoła była czynna od listopada do kwietnia.
W roku 1882 Krajowa Rada Szkolna wydała dekret organizacyjny, na mocy, którego władze gminy zobowiązano do zorganizowania w Kościelisku jednoklasowej Szkoły Ludowej.
Do pracy w niej skierowano Macieja Staszla, kościeliskiego nauczyciela, który uczył w Makowie.
Początki pracy w szkole były bardzo trudne, bo mieszkańcy wsi protestowali przeciwko dodatkowym obciążeniom podatkowym związanym z otwarciem szkoły. Nie było także budynku szkolnego, a zajęcia odbywały się w jednej, wynajętej izbie. W pierwszych dniach nauki chodziło tylko czworo dzieci. Z czasem jednak, Maciejowi Staszlowi udało się przekonać mieszkańców do posyłania dzieci na zajęcia.

Kościół pw. św. Kazimierza
Swój kościół zawdzięcza Kościelisko w znacznej mierze ks. Kazimierzowi Kaszelewskiemu. materiał na budowę kościoła zaczęto gromadzić od roku 1908. Ks. Kaszelewski powołał wtedy komitet budowy kościoła pod swoją prezesurą, mający wśród członków; Jędrzeja, Jana i Jakuba Pitoniów, Jędrzeja Stopkę oraz po jednym przedstawicielu z każdej polany. Grunt pod budowę kościoła, plebanii i cmentarza ofiarowały bezinteresownie rodziny ... Jana i Jędrzeja Pitoniów.
W dniu poświęcenia kamienia węgielnego, 28.08. 1910 r. gotowy był już zrąb kościoła do wysokości okien. Budowa ukończona została w 1914 r. W tym samym roku, jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, sprawdzono dzwony, które dwa lata później, zostały zarekwirowane przez Austriaków na cele wojenne. Projekt kościoła przygotował Eugeniusz Wesołowski zakopiański architekt, uczeń Witkiewicza.
Drewno na budowę ofiarował ze swojego lasu hrabia Władysław Zamojski.
Witraże projektował bratanek Jana Matejki – Stefan Matejko. Wykonane zostały przez słynną krakowską pracownię Żeleńskich. Przedstawiają: Matkę Bożą – ufundowały Marie z parafii, św. Jana – ufundowali Janowie z parafii, św. Anny – ufundowały Anny z parafii oraz św. Józefa – ufundowali Józefowie z parafii.
Dnia 2.02.1916 r. kościół został uroczyście poświęcony, otrzymując wezwanie św. Kazimierza królewicza, patrona ks. Kaszelewskiego. W tym samym roku, 1.09.1916 utworzona została w Kościelisku ekspozytura; ks. Kaszelewski pracował w niej do 1918 r., kiedy to przeszedł na zasłużoną emeryturę.

Kolejnym duszpasterzem kościeliskim został ks. Jan Pietraszek. Za jego czasów bp. Adam Sapieha podpisał 12.01.1923 r. dekret erygujący w Kościelisku samodzielną parafię.
W szczegółach konstrukcyjnych i zdobniczych kościoła dopatrzeć się można wielu elementów charakterystycznych dla ludowego budownictwa. Ołtarze w kościele są w większości dziełem Eugeniusza Wesołowskiego i Wojciecha Brzegi i noszą wyraźne cechy stylu zakopiańskiego.

Sanatorium dla chorób piersiowych w Kościelisku.
Otwarte zostało 1 Listopada 1902 roku.


Pamiętam je bardzo dobrze, jeszcze chyba przed późniejszymi przebudowaniami, ale już nie tak jak wyglądało ono za czasów Dłuskich. Położone było w starym świerkowym lesie, którym wiodło strome podejście od strony Krzeptówek. Był to duży, czteropiętrowy gmach z czerwonej cegły z dobudowanymi drewnianymi werandami do leżakowania. Sanatorium otoczone było obszernym parkiem, którego większa część stanowił piękny świerkowy las, otaczający polanę od wschodu I zachodu. Wzdłuż południowej granicy w dole szumiał górski potok Cicha Woda. Budynek posiada mnóstwo słonecznych pokoi dla chorych, z dużymi widnymi oknami zwróconymi ku Tatrom, na tle których na pierwszy plan wysuwa się Giewont. Każdy pokój, a jest ich ponad 100, mają od 100 – 120 metrów sześciennych. Jednoosobowe od 55 –75 metrów 3. Każdy pokój posiada oddzielną wentylacje z własnym kanałem odprowadzającym zaduch do wspólnego kanału, który wychodził na zewnątrz ponad dach.
Górna część okien otwierała się z łatwością pod kątem 45 stopni za pomocą specjalnego mechanizmu. Rogi i kąty pokoi są zaokrąglone, aby ułatwiało to czyszczenie i dezynfekcję oraz krążenie powietrza.
Ze względu na spokój chorych, pokoje mają podwójne drzwi, pomiędzy nimi był pokoik z wieszakami wykorzystany jako garderoba dla ubrania. Oświetlenie elektryczne w mocnymi lampami, z których jedna jest nad głową przy łóżku. Ogrzewanie wszędzie centralne za pomocą pary, rury skryte w murze, nie tylko w pokojach ale i na korytarzach w kaplicy, klatkach schodowych, łazienkach, na stołówkach i świetlicach.
Gmach posiadał własne ujęcie wody i wodociąg z zimną oraz gorącą wodą na wszystkich piętrach.
Oprócz pokoi mieszkalnych była tu sala teatralna z wielką sceną, sala fortepianowa oraz bardzo obszerna biblioteka z czytelnią, laboratorium chemiczne i bakteriologiczne, apteka, sala operacyjna – wzorowo urządzona. W osobnym pawilonie były kuchnie i potężna sala jadalna mogąca pomieścić ponad 300 osób.
Przed gmachem na zewnątrz znajdowała się leżakownia w stylu zakopiańskim, zaopatrzona w setki wiklinowych leżaków, stoliki do gry w karty oraz story pozwalające zabezpieczyć się od słońca i deszczu.
Wszędzie na zewnątrz przed budynkiem jak i wśród alejek spacerowych jasne oświetlenie elektryczne.
Wielka wartość tutejszego klimatu jest znaną od czasów dra Chałubińskiego. Charakteryzuje się nadzwyczajną czystością powietrza, zwiększonym natężeniem promieni słonecznych.
W porze zimowej miewamy tutaj długie szeregi pięknych słonecznych dni.
W celu uodpornienia organizmu chorych oraz ich zahartowania używało się zabiegów wodoleczniczych, natrysków, kąpieli, nacierań. Na ówczesne czasy doświadczenia i metody lecznicze tu prowadzone, dorównywały najlepszym sanatoriom zagranicznym.
Sanatorium przeznaczone było jako uzdrowisko, nie przyjmowało zatem ludzi, u których nie można było spodziewać się znacznej poprawy ich stanu zdrowia. Zakład przyjmował więc chorych na gruźlicę w pierwszym stadium, czyli tak zwanych „profilaktyków” z objawami, albo osoby usposobione lub skłonne do gruźlicy, dotknięte przewlekłym nieżytem oskrzelowym lub rozedmą płuc. Każdy pacjent był pod troskliwym nadzorem lekarskim oraz miał zapewnione przebywanie w zbawiennym górskim powietrzu. Do kuracji powietrznej czyli leżakowania na werandzie należało się zaopatrzyć samemu w koc i śpiwór najlepiej futrzany.
W zakładzie pracowało trzech wyśmienitych lekarzy z międzynarodową reputacją. Naczelnymi byli: dr Kazimierz Dłuski, dr Zdzisław Czaplicki oraz dr Bronisława Dłuska. Zakład był otwarty przez cały rok. Według folderu z tamtych lat, czytamy: całkowite utrzymanie w sanatorium za jeden dzień wynosiło 15 – 20 koron, w zależności od standardu usług.
Cena utrzymania obejmowała: stałą opiekę lekarską, analizy, kąpiele, nacierania i natryski, włącznie z bielizna kąpielową. Za utrzymanie osobistej służby płaciło sie osobno.
Każdy przybywający na leczenie musiał płacić z góry jednorazowo kwotę wstępnego – 15 koron.
W cenie tej była też dezynfekcja i sprzątanie pomieszczenia po jego wyjeździe.
Rachunki regulować trzeba było co tydzień. Oddzielna opłata pobierana była za pranie osobistej bielizny w zakładowej pralni, za lekarstwa, za stałą opiekę pielęgniarek, za ich dyżury, kiedy chory tego potrzebował.
Najważniejszym czynnikiem kuracyjnym była obfita, zdrowa i wykwintna kuchnia umożliwiająca należyte odżywianie chorych, wszystko świeże, zdrowe zakupywane od okolicznych gazdów, przez co znacznie podnosiła się możliwość zarobku i majętność miejscowych, bo większość służby pracującej w Sanatorium na szczeblu pomocniczym, pochodziła z okolicznych domów.
Na trzecim piętrze urządzona była kaplica w stylu zakopiańskim. Poniżej głównego budynku w parku stał drewniany dom projektu Witkiewicza, w którym mieszkali dr Bronisława i Kazimierz Dłuscy.
W domu tym mieszkała również Maria Skłodowska-Curie, siostra Bronisławy Dłuskiej, która przyjeżdżała tutaj w odwiedziny oraz dla wypoczynku. Jej pokój do trzydziestego dziewiątego roku był zachowany jako muzeum laureatki nagrody Nobla. Jak tylko sięgnę pamięcią, ten domek nazywano Dworkiem Prezydenta.
Dłuscy potrafili się doskonale porozumiewać z miejscową ludnością. Współpracując z przebojowym wójtem, góralem Jędrzejem Pitoniem i kilku innymi osobami, uczynili wiele dobrego dla gminy.

W 1928 roku „Sanatorium” nabyło Ministerstwo Spraw Wojskowych z myślą o regeneracji sił oraz poprawie zdrowia całego sztabu oficerskiego. Tutaj miała siedzibę również Komenda Garnizonu.
Pierwszym komendantem Wojskowego Sanatorium „WDW” był od samego początku, od kupna tj. w latach 1928-1931, podpułkownik Zbigniew Czarnek. Potem, kolejno: podpułkownik Alfred Chełmicki (1932-1935) podpułkownik Władysław Rymaszewski (1935-1938) oraz w latach 1938-1939 podpułkownik Artur Szumski. Według podania chyba wszyscy oni zginęli w 1940 roku w Związku Sowieckim (w Katyniu).

Pamiętając z relacji mojego ojca, Stanisława Pitonia-Kubowego, który w tamtych latach międzywojennych zajmował różne funkcje w urzędzie gminy w Kościelisku, od urzędnika do wójta, zawsze z sympatią wspominał stosunki jakie panowały pomiędzy WDW, a Urzędem i wsią. Komendanci Sanatorium patronowali oraz sponsorowali różne przedsięwzięcia, które odbywały się na terenie Kościeliska.

W Kościelisku bywali wtedy różni goście i to tacy zacniejsi. Wspomniany dom Dłuskich, nazwany później Dworkiem Prezydenta, gościł nie tylko prezydenta, profesora Ignacego Mościckiego, ale i inne osobistości. Bywali tu też: marszałek Edward Rydz-Śmigły, generałowie, ministrowie. Najczęściej lubił tu przyjeżdżać minister spraw wojskowych generał Tadeusz Kasprzycki a także państwo Piłsudscy – marszałek, żona i córka Wanda. Na spacery chodził bez specjalnej obstawy, tylko z psem.

O tym jakie były relacje między prezydentem Ignacem Mościckim, a zwykłymi obywatelami, niech świadczy zasłyszana historia od śp. Franciszka Szeligi-Maciugi, którą opowiem.

„W tym roku w Kościelisku, zima była piykno, śniega było dookoła moc, toz to i Pany sie do Synatoryji z całej Polski zjechali. Na Wojdyłówce, a dokładnie na Tyrałowym Brzyzku, zawse sie hań fajnie na nartach syćka spuscali. My jako małe dziecyska po skole, tyz me sie pomiędzy nimi plątali, coby sie napatrzeć jaki majom sprzęt narciarski, bo marzeniem kozdego góralskiego dziecka były wtedy narty.
Nie usło, moze pół godziny jak na stoku pojawił sie jakisi dostojny Pan z psem i z obstawom.
Ci pomogli mu wynieść narty do wierchu, pozapinać rzemienie od nart do skórzanych butów i ześli dołu.
Pon stoł hań na wierchu dość kwile, cudowoł sie górom, poźieroł wokoło, bo widocność była bez skazy, a góry mioł tak jak na dłoni. Po jakimsi casie – rusył jednom nogom, rusył drugom nogom ... a wtej narty abo skije ... ( bo tak tyz wtej na nie wołali ) rusyły z miejsca i coroz warcyj poceny jechać po śniegu.
Pon zwartogłowioł, nie wiedzioł co mo ze sobom zrobić. Ujechoł moze 20 metrow i urył sobom do śniega – ino sie skurzyło. Za nic nie mógł se poradzić z nartami, bo mu sie one straśnie plątały razem z nogami.
Jo, nie namyślając sie długo ... hip – poleciołek Panu pomogać, bo tak mnie w doma matka ucyła, ze jak ktosi potrzebuje pomocy, to mu trza jej udzielić. Łapiyłek Pana pod ręke i dźwigom go do góry, kielo ino moge – coby stanon na nogi, alo coz z tego... co Pon wsoł do pionu, to narty rusyly, a Pon, na rzyć siado, no to jo zaś progójem go dźwigać, a on zaś siado. Pon juz zwątpił w sobie i po chwili zrezygnowoł.
Jo, mu godom ... Panie, takie fajne narty mocie, ale talentu do nik ... to nimocie zodnego.
Pan, mi sie wtedy spytoł? A ty umiesz jeździc na nartach? Pewnie ze umiem ino ik ni mom ... bo nik mi nart kupić ani zrobić nie kce bo w doma sie nom nie przelewa, a dutkow, to ani na jedzenie sie nie zwyso!
Wtedy Pon, odpion od butów narty i ku wielkiemu zaskoceniu podarowoł ik mnie. Jo go jesce ze śniega za to otrzepoł, bo pełniutko na nim było i wyglądoł jak „bałwon”. A on mi doł za to – jesce ... 10 złotych.
Dopiero na samym dole pod górom, od ludzi sie dowiedzioł ... ze to był som – Prezydent Mościcki.

Powyżej Wojdyłówki wznosi się kamienna budowla – dziś Wojskowy Dom Wypoczynkowy „Salamandra”. Był to pensjonat siostry generała Kasprzyckiego. Generał Tadeusz Kasprzycki, propagator Związku Ziem Górskich, był bardzo związany z górami, góralami, a w szczególności z Kościeliskiem. Wykorzystując swoje wpływy – był ministrem spraw wojskowych – inicjował i pomagał w różnych inwestycjach w Kościelisku. Przy jego udziale powstały: Droga Saperów, Droga Junaków, most na Cichej Wodzie, Dom Ludowy itd.
W dowód wdzięczności za zasługi dla Kościeliska, 16 maja 1936 roku nadano mu honorowe obywatelstwo gminy Kościelisko.

Bronisława Skłodowska-Dłuska
(1865-1939)

Siostra Marii Skłodowskiej-Curie. Absolwentka gimnazjum w Warszawie, odznaczona złotym medalem. Studiowała w Paryżu, w 1894 r. uzyskując dyplom doktora medycyny. Działała w polskich organizacjach wychodźczych, gdzie zetknęła się ze swym późniejszym mężem – Kazimierzem Dłuskim i gronem wybitnych Polaków, jak Ignacy Jan Paderewski, Franciszek Pułaski, Władysław i Stanisław Grabscy, Stanisław Wojciechowski i wielu innych. Wraz z mężem powróciła do kraju w 1897 r., osiedlając się w Galicji. Dłuscy wspólnie założyli w 1902 r. i prowadzili w Kościelisku pierwsze polskie sanatorium przeciwgruźlicze (obecnie Wojskowy Dom Wypoczynkowy).
Przyczynili się też do założenia w Zakopanem Muzeum Tatrzańskiego im. dra Tytusa Chałubińskiego.
Po odzyskaniu niepodległości Dłuscy przenieśli się do Warszawy, gdzie prowadzili praktykę lekarską. W 1919 r. Kazimierz Dłuski został oddelegowany przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego do składu Komitetu Narodowego Polskiego jako członek delegacji polskiej na konferencję pokojową w Wersalu.
Dłuscy dwukrotnie przeżyli rodzinną tragedię. W 1903 r. zmarł na zapalenie opon mózgowych ich sześcioletni synek Kazimierz.
Córka Helena razem ze swoją kuzynką Ireną Pawlewską były jednymi z pierwszych samodzielnych taterniczek. Od 1908 r. należały do Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego. W październiku 1909 r. Helena uległa wypadkowi podczas samotnej wspinaczki na Kominach Strążyskich. Odpadła od ściany i doznała złamania podstawy czaszki i otwartego złamania prawej stopy. Utrzymać ją przy życiu udało się jedynie dzięki szybkiej akcji Pogotowia TOPR (którego jednym z założycieli był dr Kazimierz Dłuski). Konsekwencją wypadku było kalectwo stopy, które uniemożliwiało jej dalszą działalność taternicką. Po tym zdarzeniu uprawiała w Tatrach jedynie turystykę. W 1920 r. przeprowadziła się do Chicago, gdzie pracowała w redakcji Dziennika Ludowego.
W 1921 r., w Chicago, Helena popełniła samobójstwo.
 
W 1922 r., dla uczczenia pamięci córki, Dłuscy przekazali na rzecz Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci swą posiadłość położoną w Aninie w pobliżu Warszawy, nadając jej nazwę Helenów.
Ośrodek składał się z dwóch domów: dwupiętrowego drewnianego pałacyku i z piętrowej tzw. „murowanki" oraz 16 ha gruntów z własnym folwarkiem (obecnie Helenów jest dużym ośrodkiem przeznaczonym dla dzieci niepełnosprawnych). Bronisława Dłuska wiele lat swego życia poświęciła założeniu i organizacji Instytutu Radowego w Warszawie (obecnie Instytut Onkologii przy ul. Wawelskiej).

Święto Gór

Przed wojną w końcu lata obchodzono bardzo uroczyście Święto Gór. Pierwsze Święto Gór zorganizowano w 1935 roku w Zakopanem. Protektorat nad imprezą zgodził się przyjąć prezydent Ignacy Mościcki. Przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego został generał Tadeusz Kasprzycki. Uroczystą mszę świętą odprawił w Jaszczurówce ksiądz Jan Humpola. W Kościelisku ustawiono ogromne przeciwlotnicze reflektory, które nocą oświetlały Czerwone Wierchy i północną ścianę Giewontu.
W górach na szczytach wszędzie juhasi palili watry. Organizowano nocne pochody z fakłami (pochodniami) wypełnionymi płonącą żywicą.

Znaną postacią związaną z Kościeliskiem był ksiądz Jan Humpola, który był proboszczem w Kościelisku, a od 1934 roku został kapelanem Prezydenta Państwa.