przypadłość u krawca
(przyseł czas odebrać góralskie portki)
w krzyku wron ...
ośnieżonych wierchów
gdzie ptakom skrzydła ustają
na pastwę losu mgłą przepasana
leżakuje polana – Blachówka.
w śniegu droga zastygła
po stromiźnie iść naprzód
na samiućki wierzchołek
na progu niewinnej nerwowości
zabudowania krawca
patrzą oknami przed się
twarze w zachwytach śmiechu i bólu
bez gniewu oglądają świat szary
w swoich sercach
w swoich dłoniach
za progiem domu cichego
kształtny spokój w pogodnej ciszy
milczeniem wzrok izbę otula
zasłuchane ściany
wyczekują na wyjące wiatry
czy dany ciężar będą mogły udźwignąć?
z ciepłym wiosennym akcentem
Klimcia ... (jedna z córek krawca)
w swoim dobrym guście z fantazją
obrzuca fastrygą uszytą na czasie katankę
trzymając za uzdę koniusia (na biegunach)
małego jeźdźca, który niczym Napoleon
pragnie ujarzmić rozjuszoną bestie
w ogniu milczenia Swięty Florian
nieubłaganie woda mu ciecze z konewki
pośród gromów ogień zeskakuje przemija
kolejny dzień spojrzeniem za siebie.
biała izba (skrywana przed ludźmi)
gobelin, tęczuje koszulami hetmanów
na głaz wbiegają wypłoszone zwierzęta
u stóp żlebu olbrzymia jaskinia
w aureoli twarz - tatrzańskiej Madonny
zwrócona w kierunku gór
spoziera na wierzchołki
pod brzyzkiem - dom krawca
skromny ma domek krawiec
cóż, człowiek się dziwi uparcie
- ta sama żerdź nad głową
kilka skrojonych na miarę portek
na ławie zwoje sukna czekają na chęci
z grubsza obrastam w niepokój
trudno uwierzyć, choć ustalone było
ale, zawsze znajduje się jakiś sposób
i miękną kolana i rosną włosy
z powodu skrywanych uśmiechów
(dlaczego nic sie nie zmieniło)?
kolejność jest znowu taka sama
- pierwsza kwitnie obietnicą
później niesłowne nożyce
obcinają po skrawku nadzieje
czas rzeczy nazwać po imieniu
- oko nie widzi ręka nie robi
rozmowy ucinają się same
ucieczką w nieskończoność
nie ma o czym mówić ...
tu jest tylko; bez-sens i bez-chęć
krawiec jednak ciągle ten sam ...
- rozgrzesz ...
- bądź człowiekiem ...
- człowiek nie wielbłąd ...
- rozgrzeszam …
(ktoś musi rozweselać Blachówke)
wracając skąd wyszedł ...
poszedł się przespać z dylematem