przeminyno z holnym ...
(drzewiej na targ – gaździnki „targały” kosołki w brzemieniu)
1.
Cyrniawa - - - ode’dnia - - - wrzesconce kolory
i lejba błądzi w dzikim triumfie (niewiarygodnie lunęło)
Na horyzoncie gór, plątanina dyscowyk chmur.
Leje jak z cebra w kwiotków polnyk łany.
Ogniste łuny błyskawic i gniewny gromów rytm
po trzykroć – łomotem – całom noc dudniało.
(piętrzy siy woda - - - psa wygnać skoda) !
Zopaskom siy przy-oblekła, wylewnom chmurom
dysc, natrętnie po gębusi (jom) chlasce,
zacino, s’poza chmur dziedzictwa – lęk budzi i drżenie.
Orawskim wiatrem s’pod Babiej Góry, wrota
po-otwierane na ościyż. Wałami mgły otulony poranek.
Z jarugom niepogód - zawitała tatrzańsko jesień.
2.
W kalendorzu - nić babiego lata siy strzępi ...
Scuchrano wełna z podołka nawlekano na kądziel
zlizanym palcem, obnażono historia, słychać słowa
wplatane do wiecornyk pieśni. Noce som rychlej mrocne
i wioskom siy do cna przykrzy - zerkać na góry senne,
bezradnie, dźwigające skrępowane – dziedzictwo.
Na kolejne lata, syćko na jednom karte – postawić.
Z redykiem zajaśnieć ... to dziś wysiłek nie-lada ...
to znak, dawany z niebios, zwiastun downego zwyku.
Zwięzło bacowsko historia (co nie umiała wyjść poza obręb)
padła łupem przyrodników, do dziś na ubocu grzęźnie
i nicym siy nie scyci. Hole, zbyt łatwo posły za psi grosz !
Ludzie nękani nicościom, zywot wieść pocyni nowy.
3.
Drycniej - pomiędzy opłotki wyhamować – to taki mały raj sąsiadek
w otwarte okna, pod szpalerem ocy urządzić wystawe – zajaśnieć;
- kaszmirowy szal - jak magnes przyciągo odgłosy zawiści
- gorset haftowany siutasiem - niekze’se po nim poźrejom,
- niek’ze im oko zbieleje - gały z orbit – niek’ – wyńdom.
Złe szepty, nadęte z zozdrości – zasnuwajom – kobiecy widnokrąg.
W dyrdy – popod Uboc i Gładkie – serce tłuce siy dziko
wiaterek od hól – niedbałym gestem, gałęziami tarmosi
pory roku, stopy cichacem wciśnięte pomiędzy skole chodnika
po letniej lejbie wyrwy w poprzek spękanej drogi
spętane nogi – takie nie swoje. Ponad kolana zawinena
spódnice, po bozemu, tak siy zagibała - niewiasta z gór.
Stąpie zwinnie po wykrotach, lasem - - - zaś polana,
brzeg spadzisty w nieskońconość, kiełsko, nima oparcio.
Koń dysący na dyślu, przy drodze jabłonka kaleka.
Pod mostem woda bulgoce w przymulonej gardzieli.
Plamy złudzeń na licach, wargami przygryziony język,
ostrzy noń zęby (naski świat) zwykło - ludzka przywara.
Nad mętnym potokiem, w igliwiu, żmije przycupły,
krople jadu we wnuku, ozdwojony język, wnetki z ust wystąpi
wężowych splotów klątwa. Przyjezdnym - księżyc rozmyty
ku niebu sięga, dzień krótki, niebawem chmara ptactwa
poderwie siy do lotu, w ciemności musom lawirować.
Labirynt domów, wnet wstanie ze śniska - jarmacne miasto.
4.
Nogi sunęły po docondranym gościńcu. Niebo bez księżyca,
ku przestrodze niepokornyk ziemia zadrgała i popłynyny łzy.
Surowo wymierzane ciosy – wyrucanym z kryjówek i melin.
Postrach niosący funkcjonariusz MO, dziś (emeryt) rękę wyciąga.
Wsędobylskie mgły siy ścielom – hetki ku Polanom – wał ...
na tle Regli, przystanon, skojarzeniem patrzył. Od Krzeptówek,
odwracoł głowe, coby wzroku nie splamić na (G) ”goralenvolk”.
Ta niecność niewierności zasypio w błogim szmerze złorzeczeństw.
Powietrze drgało, pod włosnym cięzorem stłumiony gniew. PRL - kolejny
koszmar dziejowej nikcemności. Niebo ciece nicym dziurawo konewka.
Dysc strugami po ociekającym wizerunku, naprzeciwko, obleśne kamienice
wiecnej obietnicy, w krzyku wronich gniazd, z wolna zapadujom siy w ziemi.
5.
gradu biciy ... zagłada ... (z przekleństwem) koniec świata ...
pod baldachimem brzemienia – skulone ramiona
w chuścinie syćko wetknięte – pomiędzy – tkwi,
w boleściach dzień. Drętwiejom kolana gaździnki.
Maślonka - cholońto siy w obońce – cięzoru przysporzo,
śpuńtek w otworze nabity – sumiennym (trzopem)
przewaluje siy brzemie (u płodem) obarconej niewiasty.
Ciąży majdan radości, stropieniem ból w krzyzu ...
iście boski, bez ulgi ... (śtyry) borynki ustawione rzędem,
zapięte pętelom – na klynconcku ... modlitwom siy końcy.
Dwie kosołki – ciasno we wnętrzu – upchane jojkami ...
świeziućkie, przeźrocyste (bedzie ik moze) pół z kopy.
Gdokajęcy – przed wiecorem – kury zniesły w sopie.
Okopiasto w syrzynkach – dobytek – poupychany ...
po środku – jojka – opatulone – w króźlicku – ukryte
w gęstwinie serwetek – ozeparło siy masło – potela ...
syrek owcy – cieplutki – z domiyskom – krówskiego mlyka.
Udoj – w syrzynie ściśnięty, nieśpieśnie, ociyko syrwotkom ...
śluzem nasiąknięto – haftowano przez babke serweta.
Na obłap – podhalańskie dziedziny – swe jarzmo dźwigo cłek ...
z kominów wstęgi dymu – na pośmiewisko „cyrwonom płachtom”
skażone (powietrze) smuga sadzy i smog na trzepoku zdumienie
od doliniorzy płynom skargi, roz i drugi, win nasyk potwierdzenie.
Dzień na utracie tchu, istne dziwadło, z kohucim pioniem ...
powszechność w kolorach z miejska – bezzsens przygniato.
Gwara – karkołomno z chropowatościami - odgłosu miasta ...
w głośnej wrzaskami remizie. Toniec z uciechy, klaskany w ręce
z uśmiechem nóg, dziki w szale pocynań, potok krzesanych nut
z całom energiom, podmuch holnego – z południowej krainy.
żywiołem (kobza) nadęto, pęcnieje od nut wierchowych
rzęży, ozdarto, kunsztownie w poru miejscach zesyto.
W tutke ... zwinięty na języku liść i radość co budzi serce – goralskie reggae!
Wedle starego zwyku, kiść podstolu za kłabukiem i przebojowe chwyty,
nabrzmiałe prądem dygi, palce zgrabnie hipkajom po strunicach. Ludzie z gór ...
spod kierpiec im siy iskrzy, do wtóru, ponad wylewność pobrzękuje bas ...
– łkającom mo duse. Prymisty zwarte powieki. Mroza – Lepsioka (wnęcek)
– Władek Tutka – drobnom zacino, smycek rytmicnie galopuje pod noge.
Na miare casów (naskie i obce nuty) na płaśni – Tutków – góralsko symfonia.
6.
cały majontek
zza bieli okna i framug
powietrze, miyłość i ziymia co do nik nalezy
fundament
rodzinny pień
w nadbiegającej przestrzeni
naski świat ...
co ginie z półki przyzwycajeń
gasnącym blaskiem
z ojcowizny
widma krocajom
ludzie w swoistym stropieniu
majom nad sobom wyżsość gór
stojom na barykadach wezwań
pnom sie ku scytom
som - warci - tego
niek hyr (rozgłos) się niesie
ciepły u Tutki
na sztaludze szkic
i słabość do pasteli
poorane jesienne pola
żółknom wysknięte kopy
i dom po tamtej stronie grapy
pyndzel artysty w kolorze sjeny `
zno trzepot skrzydeł jastrzębia
zmortwienie górskiej kozicy
chwile co sens dajom zyciu
bo to mo istotne znacynie.
widmo pasterskiego zwyku
z fantazjom piscołek
z trombitami tupkanie
w rytm korzeni
śpiewka za śpiewkom
wokoło telo radości
i dusa płynie w nowym kierunku
i puls (tyj) ziemi - echem siy niesie
na gęślak grajom
Trebunie - Tutki
PS. obrazkowo patrząc na szkice i ścienne malowidła - Władysława Trebuni -Tutki ...
”Przeminyno z holnym” to temat ... o świetle mijania ... poślizgu kropel po klepsydrze ... podwojony tryptyk w sześciu sztychach.