Tętno Ameryki ...
(wyczuwa się jego światowy charakter)!
Ze słodkich wód brzeg się wynurza półgębkiem
Drętwieje niczym ogromny nochal lichwiarza
Kępy traw wyblakłe wokoło akwen się wbija
Wata z chmur pięknie przemienia się w kwiatki
Słońce o mokre skały odbija swoje koleje losu
Błękit rajcuje z falami by dać życie szuwarom.
W głębi obrazu znak obecności człowieka
To kamienice – szare, czerwone, zielone
Wznoszą się coraz bardziej widocznie
Niczym wysypisko grzybów po deszczu
Malowane domki pośrodku macierzyńska miłość
Aby się spełnić musi mieć kąt jakikolwiek.
W porcie okręty rzucane dryfują w rytm tańca
Cztery żaglowce; załoga z młodych ludzi złożona
Zdjęte koszule jak u mieszkańców raf koralowych
Słońce smugę cienia kładzie na przeciwnej ścianie
Majtkowie na masztach jakby im wszystko zbrzydło
Z tej i z tamtej strony parowiec prze na wydechu
Aby odpocząć w Chicago. Kłęby dymu zostawia.
Ku miastu się wbija na srebrnej fali próbuje przemknąć
Wzdłuż brzegu rybacy przynętę nurzają w jeziorze
Ręka na trzonku styliska taneczny pląs kołowrotka
Patrząc od nadbrzeża, chlubą portowy falochron
Sam się sobie przygląda tonąc wirujący korkociąg
Tętniące życiem miasto, przez okna wlatują komary.
Dachy barwne w mozaice figur kwadraty i romby
Skrzypiące belki po kątach więzy rozluźnione
Dziewczęta przechadzają się krokiem tanecznym
Powoli w sposób czytelny bez słowa odchodzą
Światła latarń - tylko piekarnie nie śpią za zakrętem
Zapach chrupiących kajzerek z wyrzutami sumienia
Bałamucą mocnym postanowieniem pytają o korzenie.
Handlują wszystkim co idzie; mydło, widły, powidło
Śledzie, nafta, olejki z oliwek - napełnienia do lamp
Romantyczne niewiasty dolewają do kopcących ogarków
Antagonizmy klas omdlewają w żeliwnych wannach
Zdziczały busz stał się nareszcie wiekuistym parkiem
Zasadzono egzotyczne drzewa - kazali za bóg zapłać.
Prostokątny w kształcie obszar z fosą przez środek
Dzielący miasto na cztery części - - - N, S - E, W
Siedliska ludzkie pęcznieją ślady ludzkich rąk
Robotnicza część miasta - naprzeciw karczmy
Rozstaje dróg, na tle świątynia - Świętego Patryka
Św. Patryk, zerwał niemy cud - kłos koniczyny,
Aby uświadomić wiernym tajemnicę Św. Trójcy.
Szkoła z wizjami obok klasztor (opustoszał po pożarze)
W trójnasób architektura sakralna bijąca sercem wiary
Na kościelnej wieży zegar po nocach wygrywa melodie
Dalej księżyc idący w ciemnościach ( ktoś dał mu w zęby)
Opuchnięty szpital, przytułek dla ubogich, odwszalnia
W łagodnym świetle mydlanych baniek - miejska łaźnia.
Za mostem; w przepychu wszystko co godne uwagi
Odnogą najbardziej tętniąca życiem część miasta
Dystans pomiędzy jednym a tym samym brzegiem
Zbiegło się tutaj pięć najważniejszych szlaków
Każdej niedzieli ludzie mają tu więcej czasu do stracenia
Wszędzie widać coraz więcej kupieckiej aktywności.
Na widoku główna ulica kieruje się w poprzek
Przyjemnie można nią dojść do cmentarza
Właśnie z paradami idzie tu-tędy pogrzeb.
Obok sklepionej bramy uśmiechnięty lokal taneczny
Restaurant z orkiestrą dętą dla wyższych sfer
Z krytymi pluszem fotelami odbija się mleczne światło.
Pechowy dzień - to tutaj ruch w interesie - potrójny!
Pokornych starców ulubione miejsce - stypowych spotkań;
Na początku sztywni milczeniem z niemocą słów
Szklaneczka pełna po czasie się rozkręcają i robi się żwawo
Słodkobrzmiącą pieśnią (naszą rodzimą) są twarze
Tańczy tłumek wokół włości cały parkiet upchany.
Dalej łuk spinający brzegi podnoszonego mostu
Naturalnie że usprawnił kanał odchodzący w głąb lądu
Postępująca budowa linii kolejowej i fabryk
Spowodowały, że bez kłopotu idzie znajść [znaleźć] pracę.
Okolice, zaczęły gwałtowniej się rozwijać
Stając się zarzewiem agresji i niepokojów.
PS. Polacy, są tutaj inni... z dbałością o szczegóły (naj)zwyczajniej ciężko pracują...