Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem
z odrętwienia się dźwiga powojenny zastój, owocuje skalna dziedzina ...
Niźli z Olimpu Zeus, myśl wzniosłą, iskrą pioruna zapalił ...
Watra ... buchła wysoko w przestrzeń, płomieniami się śmieje
Zamykam ją w sercu; na schwał boskim zwyczajem w nagrodę
Nadtatrzański obłok, ślebodnie na skrzydłach wiatru przemyka
Zwiewne słońca promienie, zaczynają świergotać na Halach ...
Malowany obłęd krokusów, w głąb serca, pod powieki się wdziera
Od Turni, odrywa się prawda, po zrębach skał na grzbiet wypływa
Święto Gór, od nowa formuje istnienie, wypełnia swojską przestrzeń
Góralska muzyka, duszy otwartej wołanie, śpiewnym echem odpływa
Wierchowa symfonia w kręgu Regli. Kierdel - Krupówkami, uszczęśliwia gości
Radość widzę o każdej porze, gdziem tyle lat przeżył, chcę powiedzieć ...
Gdzie z głazem spleciony smrek, strzec się szału „halnego” powietrza ...
Czasami zamienia się w głośny ryk, tu na Podhalu, przyśpiesza swe kroki ...
Radosny dzień, pomiędzy spokojem, rozkosz, muzyki słucham Skalnego Podhala.
gęśle ...
w starych gęślach moc śpiewek ukryte
od dowien downa nie grane dźwięki
starodowne nuty palcami na dydze wyryte
zaniemiały w zbacunku stonowane jęki
w starych gęślach wspomnienia schowane
nasiąknięte istnieniem przywartej brody
dotykiem downyk nut uwiecnić rytm kroków
otworzyć usta śpiewkom tym co zamilkły
w starych gęślach westchnienie gości
błądzące pomiędzy ściany w zaboceniu
na kołku do słonka ku Tatrom w żałości
bezgłośne z dusom zapadłom w uśpieniu
Wołosi
z kierdlami owiec dotarli na Orawe, Podhole,
Wybrali, dzikie opuscone pustacie, holne patwiska, polany
Długo śli łukiem Karpat, przechodzili lekkim krokiem
Ślad po nik na zawse pozostanie, chlubnom tajemnicom.
Umęceni trudem wędrownego marszu, idom w syroki świat
Obcy im pogląd w obcym tłumie, mężnie spełniajom owcy trud
Całe ik zycie jest dowodem. Pasterze owiec, baca, idzie przodem
Nowe dlo zycio som tu środki ... przykre uboce i trowy rzodkie.
Skolno ziemia, w ciągłej walce, z twardom naturom owoc zbiyro
Trza jom uzyźniać, tak pomału, kęsek po kęsku, targać z lasa
Bytu, dać mozność cłowiekowi, cłek - swojej roli nie wybiero
Temu, głos boski podpowiado, kany mo osiąść, dobro rada.
Wielgiej doznali tu pociechy, lud - uniesiony przez swe wodze
Musioł na nowej stanonć drodze, do insyj natury przywyknonć
Piąć sie z owcami w kozdy dzionek, nie gardzić takim kęsem chleba
W pocie mozołu, mos cego ino zakce dusa, tu obiecany kraj i chleb twój
Tu, ostaniymy, jasno rzec, tu naskie gniozdo, dzielnej ręki troska
Wołoskiej dusy, mądrej głowy, kozdy z nos w miare postępowy
Przed nowym casem sie nie broni ; lawiny, mrozy, mory, trwoga
Syćkim dawały sie we znaki, w przymierzu ludzie z wolom Boga.
Układ
Synu, gazdowke co kces jom dostać w spadku
Nie ostawioj w takim opłakanym stanie
Za oknem zycie uwijo sie wartko, pre do przodu
Nie zatrzaskuj dźwierzy, miej chęci i odwoge
W wieśniany cas chyć za pług i przeoroj głębiej
Spod owiec wykidoj, wywieź i wzmocnij rodzicielke
Pod piersom skibe zakopoj poświęconom bazicke
Przed miedzom okopoj fose, poukładoj skole na kępe
Wrony, śtyrnadle, przeganioj z rajskik jabłonek
Z porzecek utnij poplontane, zbędne gałęzie
Dopuść słonka, wzbogać zieleń, okopoj grządke
W dobrej nadzieji posiej zdrowe, świyze ziorka
Idź ku potoku, do źródła, gieletom zacerpnij z nurtu
Przynieś krystalicnie cystej nieskażonej wody
Uklęknij, wznieś ocy, zamocoj wierbowom gałązke
Pokrop, poświęć, wygnoj z kosora złe moce.
Być dobrym gazdom, pasterzem, juhasem, bacom
Choć niekiedy mogom przytrafić sie casy zajadłe
W Reglu pod dyktando przerzedzom sie drzewa
Trzeba sie pochylić, z chęciom mozno sie dogodać
Nie boj sie jądrowej zagłady ani płynu na chwasty
Zbieroj plony, wytnij krzoki, wyromboj chodnik
Do walki antyrakowej, brak jarzyn w diecie, brak witamin
Osłabio kręgosłup moralny, być po włościwej stronie
Pamiętom...
Piec był ze skoli, drzewem sie hajcowało
W zelezioku na blachak warzyło sie strawe
Bryja sycała, ospale dzwigała pokrywke
Na drugim końcu framugi parzyła sie siecka
Śturkajęcy zagiętom kociubom przetykało sie rósta
Tysiące wyłuskanyk zingier zasypiało w popiele
W tej samej izbie ; bliscy, zaludniajom pamięć ...
Jak jeden odesed, na jego miejsce pojawioł sie drugi
W ocekiwaniu pełnym grozy dopomogoj Boze
W tak straśnie twardyk mękak w sobie - cekała
Kiedy Bóg popre chęci - na zawse bedzie w pamięci
Swym wpływem zaskarbi - po trzecim cworte.
Od powały zwisała [zaklyscono] w tragarzu kołyska
Do dziś jej echo żyje, śpiewo triumfalnom śpiywke
Te same płazowe ściany, kołysanek lulane wzrusenie
W bladym świetle gajsowej lampy - święte obrazy
Włosne bogactwo; proste drewniane półki, półmiski
Pościele, wypchane słomom sienniki, kilimy, makatki
zawrót głowy ...
1.
Stary baca, mo lekki zawrót głowy
Bo poznoł siy na tym,
co syćko jest wortne
On, zawdy ...
rozumem przed sie wybiegoł,
w myślak i mowie
Od progu chałupy,
w kwietniowym słonku ogrzony,
ogorzałym okiem spoziero po graniak
wzdłuz i syrz ...
jaki tyn świat stary,
jakoz on dorost do tyj miary ?
Jego, bezzębne dziąsła hardo dzierzom,
starom jak świat fajke - krolickule,
od Tomcagi z Ratułowa,
cybuch drewniany wygięty,
na krotko spięty,
mosięznym, ozdobionym łańcuskiem
W drugiej ręce, barani miechur,
ze skrązanym drobno tabakiem
nabił do samego ostatka
okopiasto, udeptoł w brzuchocu,
krzesiwem potar, ozjorzył ...
przekolacem pośturkoł,
pyknon, roz, drugi, trzeci.
Jego ślubno, nie zyje od downa – rak.
hań, na brzyzku przepadła bez wieści
[ jesce jak nie był bezzębny, zaroz o siodmej śli do pościeli ]
w rodzinnym sporze duzo chciwość
kie taki wielki kawoł ziemi
od pokoleń
na okół swary i gniewy ...
o tym nie godo sie akuratnie
w tej kwili przekazuje pamięć
coby nie przepadła, tak bez wieści
takimi dzikimi to my - haw - panie ...
taki to lud – tu, wyrosł na tym łanie ...
2.
W chalupie syćkiego pod dostatkiem
oproc mnie ...
syćka domownicy pośli sadzić wykrowki,
dobrze by było, kieby zycie mogło sie cofnąć
nazod, odkopać jako dziecko w powijokak
ozcapierzyć skrzydła, nicym nocny gacopierz.
Siwowłosy, ze słonecnym uśmiechem
kormi kury, gorzciom cisko owies do złóbka
na obore, sfurkujom gołębie o jedwobnyk brzuchach
ik downo chwała, do tela jesce zyć nie przestała
nie ginie męstwo praojców, o krwi wylonej
zbacowali, modlitwe trza nom ślywać w sedno.
Tkwie tu samotny jak pies przy budzie
z podwiniętym ogonem, syćko zwiędłe
co było jędrne, strach, w usak przebiegło cujność
w głąb uciekajom myśli, zasiedziane,
przylegajom ku sobie, puste ławki w kościele
dać na wypominki po syćkik Świętyk.
3.
kobieta idąca chodnikiem
przystanyna kolwicek
patrzom se w ocy
znajomi z młodości
ftej wolno im było syćko
kobieta z cyrwieniom na licak
miała czelność
obejrzeć sie za juhasem
kieby cofneny sie roki
ten pot i to pragnienie
nigdy nie przestać
coby było jak kiejsi
kciołbyk to robić
jak drzewiej z pasterkom
na cetynie w chuściokak
pozwolyła uwidzieć
ino telo kielo moge
- starzec sie wzdrygo
ksiądz spowiednik odwraca głowe.
blisko gór
rodzimy sie
rośniemy
miyłość do matki
do Boga
olśniewo lilia
gonimy
do skoły
dorostomy
pozornie
do pewnej
dzieje sie tak
zanikajom ideały
tracimy
grzysymy
zabacujemy
w miare upływu
na drugom strone
kolejne zycie
z otuliny …
1
holny dmie, dachy trzescom, okna dzwoniom
z westchnieniem, wygibujom sie drzewa,
nad nami kolybie sie niebo, grzmi, iskrom bozom,
łący sie ze światem, jednocy pisącyk i cytającyk.
poezja, od zaranio, zdajano przez pomazańcow,
w gmatwaninie codzienności, buduje wyobraźnie,
ubogaco, wtrąco sie do syćkiego, suko przycyny
mortwego ciała, efekty, trudne do przewidzenio
woda z mózgu, dziś, syćko zolezy od techniki,
mniej od cłowieka, osądzić błysk, natchnienie,
roz jest, pod wplywem, nowy rodzaj składni,
stopia język, kreatywność języka - potocnego.
2
piyrso, miotająco sie krzepko strofa - holnego wiyrsa,
swoje kruche powinowactwo z natury - spełniyła.
drugo, cuło, z przejęciem, włosnymi ślakami dązy.
trzecio, huśtająco sie w uchu, językowi głosu uzyco.
na podhalańskich termach
Pogodynka,
na głębokim oddechu pedziała w TV ...
na Kasprowym zalega mnóstwo śniegu
raj dla narciarzy
ale na Podhalu
gorące termy parują
szerokim fartuchem
pod Giewontem
pojawi się wyż klimatyczny ...
w obiegu termalnego ciepła
zróżnicowana
cyrkulacja górskiego powietrza
zabieram foki ...
jadę ... na łono natury ...
zobaczyć świat z bliska
Gwiazdy; artystycne duse
burzliwe prowadząc zycie
ze słodkim uśmiechem dziywczyny
ze scyrym zdziwieniem
pnom sie do góry
Celebrytka ... na termach ...
pół nago ...
nikogo nie zdziwi
że ktoś jest kimś
ma cele
Miss ...
którom ocami rozbierom
podązom traktem grzysnej myśli
na foke patrze bezczelnie
po jej ciele
wystawiyła na pokaz swoj płaski brzuch
do lezoka pośladki przycisko
napięte spręzyste mięśnie przy kozdym oddychu
piersi - co za wrzenie ...
ni mogły wyjść głębiej przyciskane dłoniom
nima przycyny do rozpaczy
jej wyucony uśmiech nabrzmiałych botoksem warg
odsłanio wybielone laserem zęby
cyrwonym językiem zlizuje szminke z biołyk zymbów
wabiąc wizjom doskonałości
załozyła noge na noge jakby nie cuła ze ścisnyna foke
bojem sie coby, łyciami jom nie zadusiła
bo przydusono ... ledwie dysy ...
Miss ... Celebrytka ... nimo sumienio
jej luźny [ na ramionckak ] podkosulek
ledwie przysłanio odstające dzbonki pociechy
widocnie ...
musiała zabocyć zawdzioć stonika
jednakie prawo ...
dlo swoik i obcyk róźnicy nima
cęstując sie kawom
rozchyla uda coby zmienić noge
wtej foka łapie końdek powietrza
i zaś jom noga zacisko
zbyt wiele przesła
foka umęcono
rosnom jej męki, rosnom cierpienio
chyba jej poślem słowa pokrzepy
dlo pociesynio.
telo bólu zdoleli udźwignąć
Jozef spod lasa ma okopiasty ósmy krzyzyk
ale wse jedno, siedzi mu w głowie ...
kciołby ... choć roz jesce ... noge postawić na Pisanej ...
okiem powieść ... po holi ... po tym ... co hań ... przezyli
Co to był za cas ...
Piyrsy sałas, postawiony na peckak i sopy z okręgloków
pamiętom, schronisko i bufet, co do filmu wysadzili w powietrze
progujem zamknąć ocy, nie widzieć, nie cuć bólu chwil.
Boce redyk, redykanie sie z owcamie, po św. Wojciechu
kie pore razy zagrzmiało, obudziyło zaglewiałe po zimie
polany i hole [ niby inacej ] ale to słowo brzmi jednako.
Dziśok kolibay, sałasy, jesce choćkany stojom, zaniedbane
opuscone z dziórami w dachu, na wylot świecom pustaciom
skandalu, to wersy nie nowe. Jałowo przerwa na pokolenio
Wśród polityków wiadome było, ze nik nie policył syćkik owiec
Parkowcy, kcieli osiągnoć rónowoge, połowa baców niek sie pasie
a drugo połowa, niek zre jak bydło. polityka wse była kurwom.
Zapewniom przy świadkach, przykro było słuchać zawiedzionyk,
zrozpaconyk, holnyk gazdów i baców, nik nie był w stanie pociesyć,
prawie jak na włosnym pogrzebie, odrodzić sie i stanonć na prociw.
Ślebodno ...
Goralsko, pozłocano dusa lubuje sie we furganiu precki
Kto kce furgać, lygo na wyrku pod ryzowanym sosręm
Wtej dusa pociesono luz zmysłami wyślizguje sie z pęt
Kozdo dusa za kozdym razem wymyko inacyj
Zolezy od pozycji od ułozynio ciała w danej chwili
Inacyj sie wyzbywo kie lezys, inacyj na siedzącku
Ponieftoro w garderobie uwielbio pływanie w obłokak
Pływo jak motyl, ciupaga, abo insy gad wodny
Mnostwo jes takik dusycek ozmiłowanyk we furganiu
Pospolicie godo sie o nik ... opierzone ... latawice ...
Rade sie gniezdzom w takim do słonka gniozdecku
Istoty delikatne, traktować ik z przymruzeniem oka
W istocie inacej gruchajom gołąbecki na kalenicy
W zimowej zowierusze przenikającej ciało i duse
Bez ciepła trudno jest przezyć nawet nieśmiertelnej
Bez światła, styrmie sie tako po byle cym jak ślepe kocie
Odkrywo prowde, jest prawie nago, ale to bez znacenio
W Biedronce na Nowotarskiej majom promocje, same okazje
Zza firanek – godajom choćkiedy ludzie starzy
Ze niby rzodko, ale sie moze kozdemu przydarzyć
Ze to co na prędce przelotnej uległo chętce
Moze być trudem win wielu uginać sie musi ciężorem
Nieroz blask słonka obudzi cłeka kie dzwon na wieży
Naprzod popędzo swym trudem letni poranek sie mili
Wierba wypuściyła na gałązkach puchate bazicki
Drżom z zimna miyłe małe dalekie wypominki
Wre dusa góralsko wre, ze swiat niby taki dziki
W ocak bezbronny i nagi, wiedziony lotnymi zmysłami
Kciołby uwolnić swe loty zbyt cięzkie dlo niebios
Nieprecki dotknąć skolnej ziemi, wypełnić swoj los
Oscypek, bryndza, zyntyca
Bacowie, jest źle ...
syćko sie we mnie kotłuje
cemu nic nie godocie ...
cemu zoden siy nie odezwie ?
patrzeć na to ni-moge
tak dalej być nie powinno
musicie syćka razem siednąć
dokładnie ustalić reguły
wnieść zgode i zawiązek serc ...
w kozdej godzinie mądrze radzić
biada tym co kcom zawładnąć
oscypkiem, bryndzom, zyntycom
nie peć - to co jest ...
sytuacjo jest skandalicno ...
roz na zawse musi być zdefiniowane
niewyobrozalne coby ftosi se umyśloł
i naukowemu badaniu podruciył ...
a potem śmioł sie zzo rogu sałasa
z terminologicnej nieporadności
ni moze tak dalej być;
oscypek nas, nasa tradycjo
jest powoźnie zagrozono
musimy se wyjośnić
co jest fundamentem?
APK 2002
Satysfakcja ...
Na moj dusiu , zanim wchłonie nos ziem, [chodzi o gwarowom poezje].
Jan Kes, nojchętniej siedziołby cicho, nicym suflada w biołej izbie,
nieme kowadło, co od trzek dekad w kuźni nie zadźwięcało,
abo ozduty, sędziwy miech, co nie pokozoł swojej pasji.
Ino ta ręka, ta stfora z palcami nie potrafi usiedzieć ...
syćkie wyzdajane wiersyki, biere do palcy i chować pocyno
układo po kontak, ponieftore wsturzo do suflady
moze ik kiesi, ktosi weźnie do gorzci, przecyto
hań, naprzeciwko okna, kie dziadkem ostanie,
[ przecie chodzi o nasom poezje gwarowom ] ?
Jan Kes, nojchętniej dar by sie w niebogłosy, ujodoł
coby nie zbrzydło ludziom to co ukochoł.
Jan Kes, nigdy nie powie co myśli do końca,
zapalcywy, pełny zażenowanio w temacie, niewysłowionego uroku,
przestołby lawitować [ poeta ] z zakneblowanymi wargami,
z zatrzaśniętom gymbom - Jan Kes, zakońcyłby swojom kariere [ poetyckom ] ?
Myśli o tym, ale sie nie przyznaje. Nie zauwozony,
kciołby wydać ksiązke, ale wie ze sie nie udo, bo Jan Kes,
nie jest typowym przykładem poety ... zatracony we mgle ...
[ nie wie jaki jest typowy ? ale wie, ze to nie on ]
Ku temu trzeba mieć znajomości, znać sie z krytykami, poetami,
walcyć śnimi na słowa, na gwarowe pięści, ale Jan Kes, tego nie kce.
Rod widzi obserwować gwiozdy, poetyckie wcielenia,
te, co roku wydajom nowy beztroski tomik,
co roku dostajom nagrody, wyroźnienio,
odbywajom tysionce spotkań, autorskik posiadów.
Jan Kes, myśloł nawet - coby uklęknąć i błagać ...
[ Przecytojcie, nie som chetki beznadziejne ] ...
Ino nie kce usłyseć ... stój w rządku, moze kiedysi zacnies pisać dobre !
Jan Kes, nie poruci pisanio, zbierając siły do dalsej drogi.
sens ...
nie zgrzytoj zębami
som wiem, ze
choćkie trzeba przecytać chałture
coby dostrzec prawdziwej poezji wielkość
wyzdajane trzeba powtorzać septem
wydobyć z nich to
co musi do nos dotrzyć
jak zostanie to dobrze
wies o co chodzi
liryka winna wzrusać
wrażliwość
kozdo inno – inno od mojej
mogom przytrafić sie podobieństwa
do porusanyk spraw
w milceniu
ufoj swojej osobliwości i wrażliwości
niektore okrzycane
nie zawse przypadnom do gustu
nie lezom mi
za mało do mnie przemowiajom.
droga ik przekazywanio
jest dlo mnie nie tyndy
wtej – porucom cytanie
– p o r u c o ł e k –
coby poznać nie wolno poniechać
wytrwać do końca
coby z powodzi słów
wydobyć zatopiony sens
Pod Giewontem
Niek bedzie ze na wsi w Polanach
syćko jest takie - jak nika inyndziej
przefajnie jes hawok w ocy-wistości
gościnnie z ukłonem przyjmuje sie gości
choć śmiecom
choć szpecom
choć łgajom ...
ze góry śmieci
ze słonko nie świeci
ze kohut wcas do dnia pieje
ze pies na łańcuchu od młodu
ze krowa za ścianom ogonem rycy
ze koń sie burzy
ze owca sie bobcy
ze kura ze ziemi wygrzebuje pędroki
ze dzieci pyskate holofiom
ze lepiej by było ogłuchnąć
rano codziennie od nowa
gazda kapelus
unosi pyśnie
pogodność wychodzi mu z dusy
oddycho w sobie głęboko
stłumił swój żar
zokopiańskie weekendy
scęśliwy maj
moi złoci ...
zaś hurmom dojechali
z niesmaku grymasem
co dłowi nicym ość w gardle
surowe osądy
i jesce telo tego-nieba
schowane głęboko na wsi
serce stwardniałe dlo celadzi
wymierzo ciosy nie gładzi
łaski dobrej cnoty
zarozicki o syćkim
zbyt dokładnie
opowiado sie ...
napotkanemu niepilcowi
to absolutnie choro plotka
to łaska cnej dobroci
przez połowe scyrość
kie zasłysane wieści
kupuje się na pnioku
od nuka płynom skargi
potem sie śmiejom
choćkiedy płacom
ino nikomu
nie przychodzi do głowy
ze moze być końdek inacyj
bo na wsi i biyde i honor
za darmo sie dzieli
świadome fakty
casami bywajom
godajom tym samym
językiem
krokusy ...
kiedy wiesna, zakorzeni sie u nos na - sto dwa,
śpaki z rozumem przylecom, jaskołki,
na scycie kaplicy, w głębokiej jamie,
pociechy skryte i matki troska,
na zycio ściezce - piersej.
krokusy, spod śniega wystawiajom głowicki,
w pełnej krasie, w objęciak wiesny ...
dziywecka, skromniutko, w pąsak,
z zawstydzonym lickiem,
przystanyna na holi.
parobek, dziywcęciu, zrywo krokusy, dumnie
scęśliwy, z przejęciem, nie skąpi łaski,
piykności suko w kwioteckak łąki,
otwarcie patrzy oko w oko ...
w rozkoszy serca sie topiom.
cudowne casy piyrsej miyłości, nojpiykniejsy,
dzień, serce ze sercem sie jednocy,
łagodne z krzepkim sie porzy ...
szaleństwo krótkie, długi zol.
namiętność prysła w
miesiącu moj.
Na schwał
Uwijom sie tęgo jako ino moge, coby zdązyć przed casem,
zanim sie zwieńcom kopuły z bezmiarów, chmurne mozaiki
ponad Polany, przestrzeń uwidzieć od głębi pocątku,
ku Panu Bogu, na pnioku, przycupnońć ze swoim aniołem,
posukać Niebo na Ziemi, a Ziemi fragmenty zatulać do Nieba.
Wierze we syćko niewypedziane, nojlepse wyzwolić ucucie.
Spojrzeć w ocy św. Pietrowi, na przekór, niejednemu, co odeseł
z haw-tela – poecie, niekby, iskrom niedomowione wersy zaklepać.
Jakosi wielgo siła, nogle z bliskości mnie woło, moc nieodparto,
zmuso do tego, skoro cosi nadchodzi, nie kcem być ślepy ani za stary.
Ty, sie uciesys kozdym cłowiekiem, ktory Cie wito w pogodne wiecory
Z nadziejom modlitwa dojrzywo, uskrzydlone ucucie, we wnuku siedzi.
Miyłość ślepo, nadzieja kolcasto, to taki obrozek na skrawku jedwobiu,
wymalowany boskim cierpieniem, wokoło ciemności, klinga ramion,
udręka lędźwi, z wielkimi ocami przyjociele, nie słychno ik płacu,
Słuchajom jak bije im serce, cudowno gra służebnych mocy.
Głośno bedziecie świadcyć o tym, po wiekach jesce wielu,
Som losy mrocne i pogodne, dzwony wołajom – Alleluja !
Azyl
przesiewom
wspomnienia
na sicie przetaku
recicuje
wschody zachody
latem i zimom
kryjące wozne daty
pogodnego nieba
błysk odbity
w lustrze Michigan
żebrzące mewy
sfurkujom pod nogi
z dzikimi kaczkami
po nowe nadzieje
przylatujom
całe rodziny
z nadstawionom dłoniom
ciskom złote ziorka
popcornu
tutejsego chleba
strzepuje reśtki
schowołek w kieseni
koronka Bóg
dał nom modlitwe
jako narzędzie wiary
ku chwale zbawienio
w nadzieji błaganie
dotyko serca
w niepewności
pokonać kozdy lęk
popiołem posypać
moje winy
bok cudzoziemcem
na obiecanej ziemi
widze coroz więcej
ino godać nie umie
wyboc
jestem polski
cuje we krwi pragnienie
wędrowanio
kie otwiero siy morze
nie kciołbyk poprzestać
w pół drogi
niespełnionyk szans
przytulny kąt
pod gwiaździstym
sztandarem APK czerwiec 1981
precki …
trza było iść stela
sukać drogi do sedna
życie biło po gaciach
po głodnej dupie
nie dowierzając jak
długo potrwo
nie o kalendorz tu chodzi
beż wyjścio
bez łez
ino broda się trzęsie
na wodzy władz
tak wtej było
mój przyjacielu
trza zwijać manele
zwiewać stąd – lot-em
jako kto umioł
APK 1990
w Dunajcu, na dnie zatopiony świat ...
1997
Wnęcku, postaroj se wyobrazić, labirynt zatopionyk - Maniów,
z wiekowymi, drewnianymi, starymi chałupami, sągi drzewa,
miyłość pozostaje, w ocak sie mieni, wartkie koryto Dunajca,
trywialne śpichlerze, barokowy kościół z bocnymi ołtorzami,
balaski, babiniec, błahe pytanie, syćko zrównane ze ziymiom.
Wnęcku, co siedzis z ojcami w dalekiej, przykładnej Ameryce,
co włosnym ślakiem dązyć skłonno; nowocesne przedmieścia,
paradne rzędy domow, syrokie ulice. Teroz posukoj w swojej głowie,
PRL, drewniany most pod Hubom, dziś juz go nima, ze zolem
przepadła żwirownia, tu stela gazdowie cyrpali siuter, opłacało sie.
Nad brzegiem przysłego zalewu, w niejednym oku zakręciyła sie łza.
Teroz wyobroź se, powstawanie zapory, wysiedlanie wioski,
ozbieranie domow, przenosynie gazdowek, smyntorza, hań -
na uprawne pola Runka, do nowej urbanistycnej osady. Przymus
rośnie, w kręgu rosnom z pustokow izby, dom sie powiękso.
W środku panuje nowo gaździno, pani domu, matka dzieciom,
rządzi bez błędu, nie spocywo nigdy, troskliwe jej dłonie
roztropne, mnozom pożytki, wełna wokoło warculi, przysiadka,
wrzeciono sie kręci, swetry, skarpetki sie pletom, dziewcęta ucy
Ociec, dumny z radosnym spojrzeniem szacuje swoje scęscie.
Wybiermy sie na chybił trafił pomiedzy rzędy domow, chodnikiem
mozemy sie przespacerować. Stąd ze zolem rusaliśmy, kto wyrusyć pragnon?
Nima juz tego wzrusenio. Syćko w bezruchu, została ino historia,
trza jom pamietać, nie wolno zabocyć, co dłoń ludzko cyni ...
łańcuch rąk, tu rodziły sie słowa, a ten ruch rękom to pozegnanie.
Wantule ... ( tak jak i kiedyś ) Z-ne. ... we wrzesniu 1997
( ... strącił je grom ze skalnej grzędy, gdy zbuntowały się przeciw ... )
osypisko ... skał ...
głazów aglomeracja
w dolinie zdanej na łaskę losu
nieładem zapadają w ziemi bez promyka nadzieji
jakoby ze wstydu nikną
powoli toną w szarych kolorach
w niepogodzie skręcane z zimna
tęsknią dyskretnie do słonka.
granie ...
śnieżnym grzbietem rysują się na jasnym niebie
buki, złocistą barwą majaczą na Wielkiej Turni w tle
na rozdrożu drogowskaz postawiony przez kogoś
kto wcześniej drogę tę przewędrował
jakież to wielkie rzemiosło
jesteśmy pod stopami pokornie (nie)szczęśliwi
ostrożnie wybierając temat
toczy się walka małych kroczków
o sławę
o władzę
o przywileje
uśmiech (nie) schodzi z twarzy
człowiek zapędził się w galopie
po przeciwnej stronie urwiska
wartki potok w chyżym pędzie
przeskakuje z kamienia na kamień
wyczyniając hałaśliwe tańce
rozpędem bryzga wodny welon
iście boski opada mgielną kurtyną
w ciemnym źlebie kaczeńce rosą skąpane
jodły ku niebu pnie wywiodły
smrekom rdzewieją zwiędłe igliwia
ich głos wysłany się żali wyliczanką klęsk
lasy niszczeją w szyku gną karki
po halach szałasy rzucają martwe sedno
- Jezu Chryste!
strony rodzime bliskie, tu mówię ojczyste
dałeś nam życie skazując na śmierć
chwalebne drzewa i lasy znalazły swe piekło
ponurej zarazy. Smutek z kretesem
łza kręci serce bólem rwie wymownie.
2.
Nad głowami suną (nie)wyraźne obłoki
jakoby skażone falą (nie)przypadkiem
wspomnienia Czarnobyla tulą się do mnie
kwaśny deszcz kropla za kroplą
zlizywane z warg cierpkie wszechrzeczy
z zadartą głową wciąż powtarzam
nie chciałem iść stąd w daleki świat
tracąc z oczu bliskich z czystym sumieniem
tułać się ucieczką z przeszłości godnej uwagi
gdzie wszystko dokonywało się poza nami
nowa prywatność w swej przywarze
wolny od niebiańskiego lęku
tak jak kiedyś nie chcę stąd odchodzić
kilka tysięcy mil dalej
teraz o tamten kraj się boje
mnożą się odgłosy kryzysu
3.
Oczy mam zawsze otwarte ...
patrząc w prawo (na) lewo ... dalej stąd ...
okoliczny krajobraz topi się w ściekach własnych
sterty śmieci ... jedno wielkie wysypisko ...
gdzie nieszczęśnicy coś zbierają
a mimo to rząd trwa i trwa
do-póty ... do-puki ...
wrzawy, nie nastąpi koniec.
Patrząc na telewizyjne burze;
przed nami wątek na tle osnuty
serce zaczyna podskakiwać
niemową głowa marszałka
z czystym sumieniem w życiorysie
krwawy ślad pozostanie
większa przestrzeń absolutna
wyścig o lepsze jutro
napięcie nerwów nie słabnie
dookoła
życie wymaga niezłomności
ucho musi uwolnić się od wszelkiej barwy jadu
nie tracąc (s)pokoju w temidzie
okaże się ... czy dobro pokona zło ?
Ponad Tatrami słonko ...
czerwienią odjeżdża
po kamiennych źlebach
wszelkie barwy podziwiają widoki
i życie ma głęboki sens.