Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
WOŁOSKA KREW

GÓRALE ... W ICH ŻYŁACH PŁYNIE WOŁOSKA KREW

Od dawien dawna nurtowała mnie sprawa pochodzenia swojego rodu – Pitoń, skąd wywodzą się korzenie, gdzie były początki i jak dostali się na Podhale. Przeglądając różne dostępne dokumenty, natknąłem się na interesującą notatkę. Otóż w roku 1497, do klasztoru w miejscowości Ville Hauta leżącej w księstwie Ducato di Savoia (Sabaudii) zawitał handlarz owczej wełny i skór – Valacco Piton. Imię na pewno ma pochodzenie Italo-bałkańskie oraz odpowiednik wskazujący jako: Vlach, inaczej Wołoch). Dziś ta miejscowość jest znana bardziej jako Briancon, leży u podnóża francuskich Alp. Kilka lat wcześniej, wraz ze swoim inwentarzem przybył z sąsiedniej Doliny Acosty, z rejonu Fenestrelle. Dziś Fenestrelle to miejscowość i gmina we Włoszech, w regionie Piemont, w prowincji Turyn.

Już od kilku dobrych sezonów wypasał on liczne stado owiec w tutejszym górskim terenie. Miejscowi określali go jako Valhaz, (co mogło oznaczać: obcy, nietutejszy) częściej jednak – Valaque (Wołoch). Akurat dziś przybył on na teren klasztoru po raz któryś, na zaproszenie zakonników z opactwa Notre Dame - Świętego Mikołaja, którzy co jakiś czas skupywali od niego oraz innych pasterzy owczą wełnę do wyrobu własnego sukna, które później służyło im do szycia zakonnych habitów.

Od dawien dawna przez Ville Hauta (Briancon) wiódł szlak handlowy pomiędzy starożytnymi miastami Świętego Cesarstwa Rzymskiego – Turynem i Lyon. Fenestrelle to wysokogórska miejscowość leżąca w Dolinie Chisone na wysokości ponad 1000 m n.p.m., w bardzo strategicznym przygranicznym punkcie. W czasach rzymskich Fenestrelle należało do królestwa Cozio i nazywało się Finis Terrae Cotti (granica państwa Cotti) należącego do Marchesato Susa, komitetu Turyn, zaś w średniowieczu do opatów Pinerolo.
http://www.belpiemonte.com/en/forte-di-fenestrelle


Cały tutejszy region jest obszarem wysokogórskim, obejmującym najwyższe partie Alp włoskich i francuskich, ze szczytami - Mount Blank, Matterhorn i Grand Paradis, spod których wyłaniają się nieco mniej wyniosłe (nieprzekraczające 3000 m n.p.m.) łańcuchy górskie poprzecinane czternastoma dolinami wartkich potoków, podczas opadów często wylewnych. Geografię regionu charakteryzują liczne lodowce, topniejące podczas lata, które od zawsze były źródłem wody pitnej.

Gdy tylko ustąpiły lodowce ludzie zaczęli osiedlać się w tutejszych dolinach. Były to plemiona Ligurów, po których pozostały ślady tarasowych winnic i poletek pod zasiew owsa i jęczmienia, wzmacnianych kamiennymi nasypami - murkami. Domostwa w tym regionie budowano również z kamienia, którego tu nie brakowało, chociaż na skraju dolin coraz częściej zastępowano go drewnem z pobliskich lasów. W ten sposób ukształtowało się rozpoznawalne budownictwo tutejszego regionu; aż do chwili obecnej buduje się domostwa z przewagą kamienia w kompozycji łączonego z drewnem.

Niektórzy ludzie w Sabaudii, dożywają w doskonałym stanie zdrowia fizycznego i umysłowego blisko stu lat, albo i więcej. Pracują aktywnie do końca swych dni, Choroby zdarzają się tam niesłychanie rzadko. Dolina, w której żyją, czasami jest całkowicie odcięta od świata. Większość ludzi zajmuje się rolnictwem i pasterstwem. Latem, nasłoneczniona ziemia, pomimo krótkiego okresu wegetacji daje w miarę obfite plony. Powietrze jest kryształowo czyste, a gleba spod lodowców dostaje wodę zasobną w związki mineralne. Tutejsi ludzie nie są typowymi wegetarianami, jednak mięsa jedzą bardzo mało, pomimo tego że bydła oraz innych zwierząt jest tutaj mnóstwo, bo przecież wokoło jest pełno soczystych pastwisk do wypasania. Z zebranych ziaren jęczmienia wypieka się prosty wiejski chleb.
Warzywa i owoce są zjadane na surowo. Mleko i jego przetwory służą za pokarm kompletny i używa się go codziennie w rozmaity sposób. Takie produkty, jak twaróg wyrabia się przeważnie z mleka krowiego, bryndzę z owczego i koziego i należą one do przysmaków. Mleko i jego przetwory je się niemal codziennie, natomiast mięso przeważnie raz w roku! Mięso jest przyrządzane w postaci duszonej (gulaszu), albo pieczone wprost na ognisku. Żadnych zwierząt nie hoduje się na rzeź. Gdy zwierzę już nie może pracować na swoje utrzymanie - to zabija się je i spożywa. Piją też wino otrzymywane z miejscowych dzikich winogron i zwyczajowo - wychyla się szklaneczkę dziennie. Najlepsze jest domowe wino zrobione z winogron albo głogu, które zostawia się do sfermentowania na okres 90 dni.

Pracę swoją wykonują bez stresu i pośpiechu, z głębokim przekonaniem o słuszności tego, co robią. Według nich człowiek jest podobny do rośliny, musi mieć silne poczucie przynależności. W przeciwnym razie więdnie i umiera jak roślina wyrwana ze swojej gleby; zaś bezczynność jest znacznie większym wrogiem życia niż praca. Najlepszym umysłowym lekarstwem jest pogoda ducha, a nienawiść i narzekanie powodują w ciele napięcie i nerwowość. Są święcie przekonani, że człowiek jest lustrzanym odbiciem swoich myśli. Wypracowali swoje techniki relaksacyjne, które pozwalają odprężyć się i odpocząć w trakcie ciężkiej pracy, nawet w ciągu kilku minut. Dzięki temu mogą cieszyć się żywotnością i wykonywać mozolną pracę bez oznak nadmiernego zmęczenia.

Życie tutejszych górali jest ciężkie, pełne pracy fizycznej, wszystko wykonują osobiście, ręcznie, nie używają nawet taczki; do przemieszczania siana albo innych przedmiotów stosują nosidła. Wszędzie chodzą pieszo. Ludzie nie potrafiący odprężać się duchowo, tracą ogromne ilości energii. Trzymają się zasady: gdy ciało i umysł są w stanie ciągłego napięcia i stresu - niszczą się bardzo szybko.

Niejednokrotnie przeciągające sie zimy i wiosny z częstymi opadami śniegu, zasypane hale i pastwiska nie były w stanie dostarczyć ludziom na tyle pożywienia, by mieli go dosyć przez cały rok. W tej sytuacji, na tak zwanym przednówku, nawet aż do czerwca, ludzie całymi tygodniami pościli; posty takie przeciągały się aż do dwóch miesięcy. W tym jednak okresie Sabaudowie, jak zawsze od wieków, byli radośni i zadowoleni. Wykonywali swoją najważniejszą o tej porze roku pracę: paśli owce, orali, uprawiali pola i naprawiali uszkodzone wiosną, zasypane zimowymi lawinami kanały nawadniające.

Wolni od skłonności do ubolewania nad przeszłością i obaw o przyszłość. Starają się wykonywać swoją codzienną pracę bez napięć, stresów i naremności. Nie ma wśród nich zachłanności, zawiści ani fałszu, który zatruwa myśli serca. Dzieci uczy się posłuszeństwa od małego. Naturalna jest dyscyplina i szacunek dla starszych. Nigdy nie słyszy się matki ani ojca krzyczącego na dziecko, przekupującego lub wygrażającego w jego kierunku pięścią czy nawet palcem. Rodzice mają czas dla swoich pociech, także od małego traktują je swojsko, uprzejmie i uczą łączyć pracę z pożyteczną zabawą.
Najmłodszych uczy się szacunku dla górskiej ziemi, ale nie lęku przed nią, bo gdy pojawia się lęk, wtedy rozsądek znika w zamęcie paniki.
Jest to kraina, gdzie nie ma żandarmerii. Nie ma złodziei ani przestępców, brak agresji i zagrożenia. Ludzie w Sabaudii od pokoleń czują się bezpieczni, pomagają sobie wzajemnie, pocieszają, są szczęśliwi jak sami określają ... na podniebnym miejscu!

Kilkadziesiąt lat później miasteczko Briancon, zostaje zmodernizowane i ufortyfikowane przez Sébastiena le Prestre de Vauban. Był on inżynierem wojskowym i architektem fortyfikacji obronnych, jako marszałek Francji oraz ekonomista. Twórca nowego systemu budowania umocnień i nowych metod zdobywania twierdz, który zaczął obowiązywać w Europie przez ponad półtora wieku.
Jako wojskowy inżynier, w latach 1651-1706 sam brał udział w 53 oblężeniach i różnych bitwach, ale pomimo takiego zaangażowania w międzyczasie zbudował 33 nowe i zmodernizował 300 twierdz.

Z Wikipedia: (...) Vauban... pochodził z drobnej szlachty burgundzkiej, lecz był chyba najszlachetniejszym i najcnotliwszym człowiekiem, poza tym, że zyskał sobie sławę największego znawcy sztuki oblężniczej i fortyfikacji. Ponadto był najbardziej prosty, szczery i najskromniejszy. Niewielkiego wzrostu, przysadkowaty, o minie wojownika, przy powierzchowności równocześnie gburowatej i nieokrzesanej, by nie powiedzieć brutalnej i dzikiej. Charakter jego nie odpowiadał w niczym wyglądowi. Nigdy chyba nie było człowieka bardziej łagodnego, współczującego, uprzejmego, grzecznego, choć szorstkiego. Najbardziej skąpy w szafowaniu życiem ludzkim, przy wielkiej waleczności i szlachetności, co kazało mu przyjmować wszystko złe na siebie i ustępować wszystko dobre innym.

Zobacz więcej:
http://pitonski.com/apiton/ks_rod/index.php?file=nowe-kolonie/simon-d-piton