Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
SNUTE ZA NICIĄ DNA ... · Podróże tropem korzeni

PODRÓŻE TROPEM KORZENI

Łączą nas wspólni przodkowie, często geny ...

łączy nas podobny wygląd, wspólne cechy,

w myślach, przeczuciach, nawet spojrzeniem na świat

staramy się dostrzec właśnie to – co nas łączy?

Poszukiwanie korzeni to nie tylko ludzie,

to także miejsca w których żyli nasi przodkowie.

To tradycja, historia, a także kuchnia.

To okazja żeby lepiej poznać i zrozumieć siebie.

Genealogia bez odkrywania tych wszystkich miejsc

gdzie przebywali przodkowie

mogłaby być troszeczkę niepełna,

dlatego warto uzupełniać swoje poszukiwania.

Może to być początek historii ; drewnianej puciery
albo redyku. Ze żerdzi, naprędce postawiono - kosor,

wegnano doń – kierdel – dojnych owiec. Tu ich ostoja,
w gieletach wzbiera się mleka owczego ocean.

Baca, się schował w szałasie, zaś juhasi, od tej chwili

syćka jakby znów odżyli, panując nad strachem ...

odrzutowców jęk, owczarki zrywają się na równe nogi

Mijamy kosor, owce, krowy, żyjemy pod jednym niebem.

Wieki zdają się mówić ...

zdarzenia kroplą czasu ich kruchość

ogarnęła imperium od wielu wieków

księżyc obok suchego drzewa

dłoń kładzie na zachmurzonym czole

wyraźne krawędzie krajobrazu

wzdłuż murów tłoczy się życie

wścibskie tłumy obok siebie

falą cnót, wiara, nadzieja i sztuka

przeszłość zaszłością we wnętrzu

przekraczając bramę Hagia Sophia

próg mijam z wgłębieniem

wyżłobionym ludzką stopą

patrząc na dzieje i to co zostało

usycha przeszłości skarbnica

w ciszy marmurowych zakątków

świat wrażeń, który się nie kończy

chcący przywołać przyćmioną epokę

myśli cierpliwie strapione

w bezgranicznych dalach

siedem kościołów Apokalipsy

 

aby nie zapeszyć ...

wyraźne krawędzie krajobrazu

wścibskie tłumy

ponownie

przemieszczam się

przechodząc bramę

próg wtóry mijam z

wgłębieniem

wyżłobionym ludzką stopą

patrzę na to co pozostało

aby dostrzec moment

z rozmysłem

myśli wyprzedzić

nim dotrą do ust

przenieść ciąg dalszy

z rzeczywistości odgarnąć

 

po turecku w rydwanie ...

moje podróże powiodą do wnętrza

potykając się o to, co prawda minęło

nie do końca mistyką się zowie

słowo za słowem jak strumień żywe

na murach przygarbionej historii

kamienie twarzą w stronę ulicy

wygrywają z czasem rydwanów

a każdy z nich to czyjaś łza ...

na glinianych wazonach utrwalone życie

światła ukłony i dzień kładzie się spać

pośród palm szczęśliwe godziny

od wieków przybywają i odchodzą

zmrok pogrąża księżycowe miasto

usypia echem minionych wieków

pomiędzy nierówny rytm morza

w nieskończoność mroczną podąża.

 

po stronie wstającego świtu ...

Przeciąga się trwoga, żeglując powieką

od Hellespontu zwodnicza flotylla herosów.

Dziejowość legła na tureckim dywanie ...

Wiekowym runem utkana historia.

Na sklepieniu gwiazdy poczęły blednąć

Za słońcem kolumny w porządku jońskim

Głowice kariatyd zdobione reliefem

Po gzymsach antyczność się ślizga.

Domysły snują miłe boskością freski

Na mokrym tynku, temperą tematy z epoki

Malowane pitosy, zlizane ręką czasu

Na brzuścu, przemawiają motywy Achajów.

Nieopaczną ręką uniesione włócznie ...

Sprzymierzeńców tarcze migotają blaskiem

Idą gęsiego, tłum wycieńczonych wojów

Zostawiając za sobą odsłonięty brzeg morza

Okręty o staję, chłoną po bitwach wielu

Żaglom starganym dały ponieść się fali

Wyrzucone na mieliznę kamienistej zatoki

Wieści, zwiastują bliskość nieznanego brzegu

Zmurszałe brody i twarze króla Spartan

Na skałach osamotniony okręt Menelaosa

Gdzieś podziała się reszta flotylli ?

Wydarzenia z odciskiem palca na ustach.

Dziś w zatoce cisza egejskich muszelek

Milczeniem brzeg się przybliża i ustępuje

Kiedy słońce zachodzi, nieśmiertelne nimfy

W bezwstydne barwy ubrane kuszą i fascynują.

Jeśli wierzyć? Zeus, okazał się wszem życzliwy!

 

na zew z minaretu ...

1.

Chwilą w bezruchu wszyscy z sandał wyzuci

Krainę przed sobą otacza nawałnica meczetów

Rozpalił się oddech, śpiew jednostajnie nabiera głębi

Krzykliwy Imam skojarzeniem na wieczność

Tam gdzie życie jest kluczem do rozważań

Obrządek z pacierzem fascynacją porusza ustami

Z rękami wspiętymi, że mogą być lepsi od innych

Anatolia przez kwadrans reflektuje się do nas.

Żółta smuga światła oddziela dzień od nocy

Luką spada z okiennicy granatowego nieba

Z zadartą głową czekamy na przychylny dzień

W polu widzenia zachmurzone okno błękitu

W niemym olśnieniu ruchome obrazy wydarzeń

Dardanele uroczą, dawna duma z epoki żeglarzy

Na dwoje wróżyły miesiące spędzane na morzu

Stambuł, wabi zwiewnością więc zamykam oczy

2.

Niebanalny w uroku pejzaż zabiega oczom drogę

Na dziedzińcowym cokole spazmatyczna istota

Olimpijskim laurem uwieńczona głowa

Najpochlebniejszym popiersiem się dwoi i troi

Przedstawia się jako Apollo, brzmi dumnie ...

[On] - jak i wszyscy schowani w cieniu Zeusa;

Eros, Dionizos, Atena, Hera, Afrodyta, Artemida

Byli wybranym zespołem akcentów wielkodusznych

Epizodem, który nawiedził sfrustrowaną ziemię

Odszczepionego dziedzictwa, zgoła - pięć tysięcy lat

Wstecz, dobre to były czasy greckiego panteonu

Z atrybutami podziwu, mieli ze sobą mnóstwo boskich dzieci.

Kaprysami niepomni opuścili ziemię w rytualnym orszaku

Gdy ludzkość uskrzydlona chimerycznym nastrojem

Z oczami wpatrzona w kogoś nowszego, odwróciła się

W sobie śmieszną pretensją – przekrzywiając głowę.

Brakiem ludzkiej logiki - wrócili do dziejowych posłannictw

- - - urok i moc utraciła – Artemida, Atena , Hestia, Nike,

- - - smutno w dal spoglądają Muzy – Euterpe, Kaliope, Talia

Zgasł bogiń archetyp ... ich przepych ... dominujący ...

 

W gruzach [ bezwolnie ] legli starzy bogowie - Zeus, Dionizos, Eros.

Dziś, w mitach rocznicami błądzące, upokorzone ich cienie,

Widziane gościnnie z głęboko utrąconym ramieniem.

Któż dziś, rozpozna starożytną boginkę z mirtowym wieńcem na głowie?

Krople słońca ściekają po rozsypanych bezkształtach

od wieków milczą kolumny, pomimo tylu wzniosłych słów

nie zdają sobie sprawy z rozkładu planet.

Za murami, reszta musiała się zdarzyć na wypadek końca

dotykiem badane szczeliny, maskują coś w sobie

aby ostrzec ludzkość, że historia się rada powtarzać.

Zbieram wszystkie ubrane w codzienność tematy

do wnętrza sposobią się bez pukania

niewyraziste twarze, niemiłosierne tworzą poematy

Na marmurze zaśniedziałe litery greką

źle znoszą życie matrony z odłupaną twarzą

nie umiem sobie wyobrazić ich pogodnych historii

 

mam oczy słońcem zmęczone
krajobraz ... ( legł w gruzach )

1.

Wiatr chmury przeciąga nad głowami szepczą drzewa

idą złudnie, choć bramy ruin na oścież otwarte,

spojrzeniem idę przez wieki połamany świat.

Stąd widać poległy w gruzach jego koniec.

Obok antycznych ruin, każda myśl - wydaje być się nowa,

pomiędzy odkopanymi miejscami, szukam niedomówień.

Dlaczego właśnie w tym miejscu, w tamtym odległym sensie,

ścieżką skrytą w zaroślach wchodzimy w pętlę czasu

2.

Wśród świata - świat stawał się ... (nie) światem ...

wątkiem w matowej grze gwiazdozbiorów, w rozpadzie epok

z kamienia łupanego, postęp żarna i rytualny egzorcyzm

mąciły w myślach samorodnych mędrców

W każdej świątyni; skrywała się jakaś rozpacz ...

dźwięcząca gwarem, do której myśl przeszłości pierzchała,

skręcając w boczną drogę, gdzie łaski pragną bogowie Hellady.

Przez mit się do nas uśmiechają, jak gdyby w podzięce.

3.

Na resztę życia zastygli głęboko wokoło wulkanów ...

nikt ich nie słucha z otwartymi ustami, więc tracą nadzieję

skaleczone widma osaczone rzekami lamentu ...

pod nawierzchnią mułu, nie mają siły, aby odpowiedzieć.

Od krańca do krańca ... dane mi było poczuć tamtejszy świat.

Odważnie w ręce klasnąć; w toku kryjówek ... zetlałe sprawy,

wciśnięte spojrzeniem, zdeformowani klimatem w bezsilności

legendą owiani herosi, przez chwasty muszą się na nas patrzeć ?

 

baśniowe kominy

już tyle lat

na rozwinięte pąki

gdzieś w Trzeciorzędzie ...

pył osiada smugą zakrzepłą

dzień każdy do siebie podobny

rysuje się mgliście

 

ze wzgórza kokarda dymu

kopcą stożkowe wulkany

Dede , Melandiez , Hasan

topnieją w oczach

całymi kwartałami

wychodzą z siebie

plują kawałkami lawy

na obrysach

mątny oddech ziaje

dolina drży tętnem gorącego żaru

dylemat piekła opada

nośny podmuch

zamazuje wschód słońca

wśród aktywności

drganie po drganiu

wbijają się w ciszę

ziemia płonie żywiołem

 

Kapadocja

po dużej aktywności

w glorii

nadszedł okres zlodowaceń

klimat stał się łagodniejszy

pojawiły się jeziora

lasy pełne zwierząt

 skamieliny tufu

na wietrze się gibią skalne ołtarze

baśniowe kominy

brąz i czerwień odbija się blaskiem

trawa i zieleń w pobliżu ścieżki

kwiaty pachną stepem

niebo oddycha wiatrem

błękitną tonią ucieka

horyzont lekko przygarbiony

 

wszystko się dzieje za naszymi plecami

 

prymitywne plemiona ...

Kiedy słabością stopniały lodowce, na tyle głęboko odmarzł

dywan ziemi, zabłąkanym wąwozem wody cwałować ustały

i ustał niepokój w strumykach. Po siódmym dniu tygodnia,

co w boskim sensie prawdziwe, zagęszczonym szykiem,

aż do utraty tchu, wschodnie cywilizacje wychodzą na ugory ...

( każda wspólnota rozwijała się dzięki zbiorowej pracy )

 

Z uporem osła, z ochotą, spulchniali darń za pomocą motyk,

kamiennych maczug ciosy. Na rozkraczonych nogach idą sochy,

ciągnięte smykiem radła z sękatych gałęzi, dopóki czasu wyplenić

osty. Idąc manowcem musieli się spieszyć aby zakończyć dzieło,

dopóki słońce żarem palące nie przemieni wilgotnej ziemi,

w twardą jak skała bryłę. Nie dana jest im pewność szczerości.

 

Jak każe siódmy zmysł, egzystencjalna skarbnica wiedzy.

Z pierwotnego przedwiośnia, za oraczami ruszyli siewcy,

wprawną garścią rzucając sowicie, zakorzeniali oziminy.

Po zasianym, przepędzono stado [ raciatych ] owiec i kóz,

aby uczciwie wdeptać do ziemi sens. Jeszcze tylko w poprzek

tak i siak ... za sobą ... przeciągnąć rozczochraną gałąź.

 

Mijał czas jakiś patrzenia z bliska, na styku każdego lata

obfitość deszczy złą perspektywą, wylewy pośród pnączy,

więdną łodygi, kona ich płodność z podejrzliwością wróżą wątpliwości.

Widząc, jaki w prezencie przynosi im los, schylają się do źródła

Z kamieni usypują groble, wysokie, gromadzące nadmiar wody

w czasie ulewy, posłużą za drogi w odleglejsze pola.

 

Jak kazał siódmy zmysł i znaki na niebie, bieg zdarzeń to złoty pomysł

Życie skupiało się wokół rzeki, wzdłuż koryta jest chleb powszedni.

Daleko od zgiełku, rozwija się bujna roślinność, pachną zerwane cytryny.

Pięknie tutaj, w oczach przytulnie i miło, widać las oliwkowy,

górzysty krajobraz łagodny ma klimat i osobliwą zaletę.

Na skarpie, światło było ostrzejsze. Gronowy ogród i sad za murem.

 

Wreszcie nadeszła pora oddzielania się ziarna od kłosów,

De facto; przez setki lat mielonego na kamiennych żarnach.

Obracała się kula ziemska; z mąki wypiekano frykasy ...

Mrużący oczy argument, stare drzewa oliwek i winna latorośl

odarte owoce, dzielono równo pomiędzy członków gromady

Co dnia rozpalając ufność, zmieniano tryb życia na osiadły.

 

bursztynowy szlak ...

W Anatolii - - - asyryjscy kupcy od wieków mieli się dobrze.

Wędrując ze szczyptą rozumu, zostawiają swój ślad i nowe prawa!

Bogowie, od codzienności - nie wyrządzali im krzywdy nieznośnej.

Topole, wskazywały drogę, pozwalając odejść aleją życiowego taboru

Pioruny, ani razu nie trąciły na żadnym szlaku bez kwiatów, pór roku

Z wystających gór porozrzucanych wokoło, mieli tajemne barykady.

Spustoszenia nie czyniąc kiedy gwiazdy spijają noc, zdawali sobie sprawę,

Idąc tędy po dziewiczych śladach, konieczny jest trud człowieczy.

Na osłach siedzą ... przed i za (popędzaną żągadłami) wielbłądzią czeredą.

 

Jusuf; wybraniec władcy rodu ( kupiec wytrawny) nie bez przypadku ...

Wystawiony na próbę (sternika ) ... zebrał garść opaternych ziomków.

Szykując się do drogi ( tu ) zostawiali swoje serce i pełno było łez.

Odeszli z karawaną w kierunku Illionu, szlakiem gwiezdnych pielgrzymów.

Wędrując przez odludne tereny - wśród gapiów i trzody pasterzy.

Wiedli ze sobą juczne zwierzęta, ich cień pełzał wraz ze słońcem

Wzdłuż i wszerz – bezmiar przestrzeni, krzewem zarośnięte i trawą.

Bliskość nieba, góry strzeliste, na co dzień normalnością.

Strome ściany, uskoki, dumne kamienne doliny ... wyjątkowe jeziora.

Fale, niewdzięcznych owadów. Prąd rzeki zbyt wartki, aby przebyć ją w bród.

Brodzić więc muszą zagrożone gromadki, albo w grocie zamieszkać.

 

Nieraz, gdy trwoga , rozsądkiem mężów ... złożyć palną ofiarę.

Z opuszczonymi głowami prosić będą ; by moce ( były ) przychylne.

Nadzieją zawsze niebo, w podarunku łaskawością zaświeci.

Znając uprzejme ścieżki wśród gwiazd i nieba ornamenty ...

z takim samym zapałem ... za rok lub dwa ( pragną powrócić ) ...

powrotnym idąc tropem ... zarysy gór ... wielkie ich piękno.

 

Byli świadkami panoszenia się wielu dumnych plemion.

Łzy klęski żywą legendą, ocalałych z tułaczki wojów ...

Szyję, wyciągają (aby dojrzeć) postury, wielkich ludzi areny ...

Wrastających w szadź ( z królem Midasem ) co w złoto wszystko zamieniał,

Czego nie dotknął opacznie, zmysłowość w żywym słów przepychu.

Chwała ich płonie, wewnętrzny ogień, mitologicznym płomieniem.

 

Blade światło i mrok odpływa w ciszy niepokoju.

Burza przegnana. Na szlaku nieludzki wysiłek, ociężałe kamienie

Zrzucane znienacka, maskują wspólnotę chwili.

 

Krocząc, wiele katastrof i zniszczeń ( z nieopisanym żalem ) mijali

Posępne, opuszczone królestwa z ( najnieszczęśniejszych lat ).

Księga przeznaczenia ... okropne ognie za siódmą górą

Walczące na zmianę ... trzęsienia ziemi, pożary, wojny, epidemie,

Dziejowe dzieła, same się krzyżowały, wykrzywianiem twarzy.

Pobekują stada ... na górskich stromiznach przymrozki.

Pośród krzewów jałowca ślad wydeptanych kopyt.

Wielbłądy, szlachetne okręty pustyni ...

Na szczudlastych nogach, z wyjącym piaskiem muszą się zmagać.

Brzęczenie much. Od zawsze nocną ostoją był scalający ( karum) ...

Więc, zatrzymajmy się tutaj ... chociażby na chwilę.

 

Pośpiesznym traktem z wszech stron kroczące, turbany stałych bywalców

Stare wygi, parskają śmiechem, żują suszone daktyle i figi.

Opiekane żarem smakowali kasztany, popijając wielbłądzim mlekiem.

Przekrwione oczy, klękają w tajemnicy wiary ... po dziennej wędrówce.

Bogu, obie ręce podają wyniośle, z zadartą głową ... słowa o boskim znaczeniu.

Pod kopułą nieba, noc skulona w powiekach, oczy pogrążone.

Łukiem Karpat, migrują Słowianie, Wołosi, wszyscy są sobie bliscy.

W cwał ... oburącz ... na takt ... dłonie uderzają w skórzaną membranę.

Bębenki głośniejsze hałasem wśród kwilenia piszczałek ... całą noc.

Karmazynowy horyzont, spadające gwiazdy, od Bałtyku, po wrota – Hellespontu.

 

wierzchołki, sterczące nad widmo ...

W nieznane biegły trzy szlaki. Intrygujące.

Na bezludziu krzyżują sekrety wędrówek.

Daleko prowadzą przez państwo Hetytów.

 

Ich język z narzecza odpoczywającej rzeki – Nesa.

Na głos który się niesie od boga piorunów

Zapamiętajmy hetyckich bogów – Tesub.

Miał w sobie wrzask – ogromny.

 

Wśród echa nocy bogini Hebat, w urojeniach

Z rozkoszą na grzbiet ślepego lwa

Okrakiem siadała na wierzchołkach gór

A były to wulkany - Erciyes i Hasan.

Pustoszące ogniem i dymem pastwiska

Niszczące zasoby roślinność i wodę.

 

Na równinie wymierają gatunki, każdy dzień jest okrutny.

Wypalone miejsca i obłęd, wszędzie czai się śmierć.

Żywioł w nieoczekiwanych miejscach stoją ludzie.

Dramatem lawy wydobyte z dna, rozsypują się pogorzeliskiem.

Niebo karmi się żarem, tysiące płomieni wyszło na żer.

Strach, siejący niepokój i zamęt.

 

To Hades ... tłumaczyli swoje klęski.