na przedmurzu miasta ...
I - obrazek
tęczowy koń w perspektywie dorożki mknie po Michigan
rześki zapach petunii i cała zieleń niesiona wiatrem gna
z twarzą w mydlanej pianie ulicznych plansz licho nie śpi
w okręgu światła wypolerowana noc - Wietrznego Miasta
nasze oczy czegoś szukają oburącz dotykam wskazówek
żywa logika prawdy leży (nie)szczęśliwa obok fontanny
gdzieś daleko w tłumie moje myśli i nogi (nie)bez powodu
chodzą z duszą na ramieniu po tej samej żywej przestrzeni
paskudny pająk w sieci wisi na łańcuchu mnóstwo obrazów
w takim stanie ogniwa latarni poczujemy ciężar istnienia
zły moment za oknem o brzasku parujące obłoki i noc w oku
bezsenna gdzieś na krańcach przedmieścia - - - Palos Hills
ze złudzeniami się namęczyłem i z latem pożegnałem
w złotym kobiercu jesień przyszła z kiścią winogron
wiatr pootrząsał z liści gałęzie w klimacie cały niepokój
w wędrownym obłędzie samolotami – zapełnione arterie
II – obrazek: siedzi w cieniu ...
zawsze wody jest więcej niż ziemi więc do łez nam duszno
za oknem zewsząd wilgotny dzień przelewa się przez palce
uciec pospiesznie by się chciało do pierwszej opcji, ale
od tygodni opady złudną hipotezą w kalendarzu prognoz
znów odjechał podmiejski po torach mknie oko ulotne
w dziurawym tunelu mgłą się zadławiła porzucona cisza
z ludzką twarzą, w drodze spóźniony wiecznie przechodzień
w obrębie cmentarza bezdomni, słychać o czym mówią spragnieni
noc lubią spędzać potajemnie, w najciemniejszych kątach
siedzą milcząco, kaszle ktoś, opodal śmietnika rój much
przykryty cień żeńskiego rodzaju, tkwi boso pod ławką
mętny wzrok spod powiek niepokój chcący się czegoś napić
chorym pośmiewiskiem na co dzień trzeba ubrać słowa,
wilcze kły patrzą na jedno oko, drży człowiek rad nie rad
pada w swojej życiowej mądrości na niepogodę duszy
ręce się trzęsą ucztując sens życia mocniej kłuje w serce