święta prawda ...
kobieta to niczym szaleństwo pisklę na jezdni
patrzę z pokorą ze ściśniętym gardłem powiadam
nie problem chodzić w butach na wysokim obcasie
mieć fochy w nosie ... i źle się czuję
nie zrozumiem kobiet:
przekłuwają sobie uszy nos pępki brodawki
rodzą dzieci choć najczęściej wolą cesarkę
wstrzykują silikon w różne części ciała
depilują włosy gorącym woskiem
pod nosem na nogach na wzgórkach łonowych
robią sobie tatuaże
odsysają tłuszcz zmniejszają (na odwrót) pośladki
operują biusty i mnóstwo oszukańczych rzeczy
ale
nie można z nimi ten tego bo głowa boli
będąc po drugiej stronie lustra
odbijają się ich najskrytsze tęsknoty
przemawiają szminki szmineczki
setki krzywych pazurów
i nierealne staje obok siebie
koniec przyglądania się sobie
przymierzania z rozkoszą klejnotów za bezcen
Swarovski ... w sobotę, w niedzielę
hmm ... a może by tak jeszcze na co dzień?
niewiasta (która siedzi tuż obok)
sama sobą zmęczona swoim gadaniem
w epokowym odkryciu; spod śniegu wychodzą brudy ...
teraz stroi wszystkie wyobrażalne miny
pocierając wargi do lusterka świergocze
pomyśleć się nie da
przez kogo nasz dom został zachwiany
w wyczekiwaniu oko ucieka przed wzrokiem
błysk matowieje odbity w lusterku
zegarek życia przystanął na chwile
był zgubą nieroztropnych dziewic
nie gap się na mnie z taką odrazą
wpatruje się we mnie półgębkiem
zaczyna coś mówić pod nosem
żartobliwie kpiąco
widać jej życie rozproszone
prawdziwe życie nieobecne
chcące oszaleć z wściekłości
jeśli się wsłucham znów słyszę jęki ...
zdrętwiały mi nogi
wiem - że już na nie nie patrzysz
nieważne to w głęboką noc
masz do syta wdzięku w niesławie
a ja ... nie urodziłam się po to?
worki pod oczami - to mają inne
wałki - mi ducha nie gaszą
tu skinęła głowę ... (furiatka)
szamocze się sobą tłucze całym ciałem
wygina ręce gdy ondul poprawia
na styku ze swoimi strapieniami znów w lusterku
jaśniejsza niż gwiazda blaskiem
piąta dusza koszmarna potrafi się ożywić
usłyszałem okrzyk ścinanego drzewa ...
- - - czerwień ... pogrubia, wiadomo przez co dziś „starzej” wyglądam ...
- - - wiem, wiem, wiem – wstałam za wcześnie
- - - wiem, wiem, wiem – skroń się srebrzy w odrostach
- - - kwiaty więdną z tamtych lat ...
- - - bo - kwiaty to takie żywe istoty ...
- - - przez ludzi deptane do głębi ...
- - - tyle wycierpiałam ...
(tu przemówiła kobieca logika)
- - - wolałbyś młodszą - - - 20, 30?
- - - romantyczną pieszczochę – (sama to widzę) ...
- - - wy - potwory - bez duszy bez serca ...
- - - chcecie zawładnąć światem nie waszym
tu ... bijąc się w piersi stokrotnie
(trajkotała kobieta o kobiecie)
( ...) Dzidzia – taka – chuda – jak ostrewka
człapie szpilkami o krawężnik zahacza – nasza szkapa
w głąb wymięta lalunia z blizną po macierzyństwie
posunięta w latach o zbyt doniosłym makijażu
syndrom 1661 z przodu liceum z tyłu muzeum
za dużo przeźroczystych tkanin podkręcane rzęsy
falbanki, troczyki, kokardki, buty na koturnach
biustonosz w niedobranym wymiarze
balerinka - - - w kościele pokazuje brzuszek
czupiradło - - - przez koronkę prześwituje nagość
w euforii ... niewiasta ...
która nie milknie ani na chwilę ...
od zaraz skłonna popadać w skrajności ...
nie jestem za stara - stanąć przy takiej (mojrze)
kończyny mam bez zarzutu
co do urody
nie muszę się z niczym koncentrować
dopóki sił będę szła
nie dam się
wiem czego chce
nie zawaham się oto walczyć
taka jest moja wersja
jej będę się trzymać