Mój przyjacielu ...
Wciąż zabiegany gdzieś w Ameryce
Całymi dniami wiecznie zajęty
Kolejna noc to nie ostatni dzień
Zredukuj tempo wrzące sprawy
Nie galopuj żeby skutecznie móc
Bo życie w biegu odbiegnie znużone
Złudzeniem biegniesz z głuchym echem
Myślisz o mnóstwie przeróżnych rzeczy
Które się plączą bezwolnie w głowie
Wynaturzona prawda w pośpiechu
Codzienny szczęk i zachód słońca
Wczoraj odfrunęła delikatność stąd
Na karuzeli dzieci oswajają się z nowym
Uśmiechnięte twarzą światło zieleni
Widoczne z daleka kolorowe motyle
Siadają na pniu w lesie ukrytych myśli
Wędrówka ich wieczna na skrzydłach
Lądy i morza falują za krzywym płotem
Pozwoliłeś umrzeć przyjaźni serca
Nie miałeś dość czasu na uścisk dłoni
We włosy wpleść złociste promienie
W fabule łatwo jest się rozminąć
Gdy dusza ciało odbiega znużona
Kona (życie) to nie końskie wyścigi.
Muzyka też nie trwa wiecznie
Choć mówi się że nie zna granic
Znajdź chwilę na własną przyjemność
W szklaneczce dobrego trunku uśmiech
Przy chmurnej pogodzie wybrać się na ryby
Pewnego dnia jesieni umilknie muzyka
Pomiędzy wierszami własnego snu
Jest jeszcze czas i sposób się zastanowić?