śleboda jest krok przed nami ...
w przesłości dało się żyć beztrosko w Polanach
panorama spojrzeniem kościół apteka śtyry sklepy
na podmurówce z okręgloków domy, drewniane pościele
siennik słomom wypchany z roku na rok malejąc
ludzkie sprawy ukrywa pod powiekami kapelusa przelicoł
obrócony w strone gór nie widzioł, choć na-nie patrzoł
w przesłości dało się żyć beztrosko w Polanach
ino kiedy stamtela wyjedzies kany obietnic dość
pocujes w głębi instynkt przerwanego łańcucha
nikt nie potrafi wyjaśnić słowem losu i umyć ręce
cemu dzieci patrzom na koniec z końcem rodziców
życie na kartki na wyciągnięcie dłoni wszystko kruszeje
wieść żywot w takim miejscu, nikt nie cuje sie dobrze
potykając sie w sobie o szczerość o serce pełne tęsknot
na pastwisku dzieci głowę podnoszą z dojrzewaniem słonka
przyśpieszone tempo, kolejne wyzwania. krzyz na grzbiecie
pająka, który wiązał liny pomiędzy dwoma światami
stos rozbitych obrazów sprawia ze moja dusa kaszle
dziś w Polanach życie obrzędem jedno po drugim cichnie
w sobie trza dusić myśli wspomnieniem przyjaciół spotkać
syćkie przeżycia obmyć osusyć zbyt duzo bojek i blizny
ciązom ocy wilgotne na zycie inacej trzeba patrzeć w dal
chwasty bez dusy zamieniajom sie w ziąber i śnieg wartko
skurzył po roz wtóry jesteśmy dopiero na samym pocątku.
Andrzej Pitoń-Kubów
Chicago, 15 luty 1991