Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
POLANY · W kręgu gór

W kręgu gór

Poźrej po górach, na ten twór przez nature stworzony
Od milionów roków nieustannie wiatrami głoskany
One żyjom, choć dusy nijakiej ni’majom palców ani korzeni
Ozrucone w kręgu wielkiej dla wędrowca przestrzeni.

Poźrej na hole, na ten las, na wdzięk, urodę w podziwu chwilach
Na gór potęgę moc, co od zarani skrywajom w skolnych masywach
One żyjom, choć dusy ludzkiej ni’majom, ani korzeni
Zawiesone w przepastnej (niebeśpiecnej) dlo życio przestrzeni.

2.
Pośród trow spolonych słonkiem
w mrocznym borze, uroczyskach
Pośród piorgów ścian urwiska
na bagiennych topieliskach.

Pośród dźwięków – śpiewu ptosków,
co przed brzaskiem dajom koncert
w krzyku wichrów, dysca, śniegu,
cud natury – potok rwący.

Pośród miejsc – ka’k bywoł z Tobom
w miejscach w któryk – Cie kochołek,
 w transie szeptów, marzeń, pieszczot
co Ci je – ofiarowałek.

Dziś myk śladow tam nie sukoj
downo juz zarosły cierniem
Zajrzej w lustro włosnej duszy
tam pamięci – som korzenie.

3.
... (pnioki, krzoki, ptoki)
Na tle gór,
drzewa stanęły piętrowo
kozde na swoim miejscu

Piyrwse:
wysokie i rozłożyste
z piyknymi gałęziami
ludziei sie schodzom
pod ich opiekuńcze konary
odpocywajom.

Drugie:
nie som takie wyniosłe,
ale majom w sobie moc wdzięku
zakochani przychodzom
radujom sie
w ich kręgu.

Trzecie:
utożsamienia ...
z repliką zakrzewia wędrówek
opadły im skrzydła kroków
nie mogą oderwać sie od ziemi
zaślubieni ubolewajom
w odcieniu język gwary.

4.
do dnia
wcas rano
widziołek ptoki
zbierały sie do odlotu

ino niebo
nie było przyryktowane
w jakim odzieniu
w jakim nastroju
ma wystąpić.

5.
z słonkiem plecakiem wiatram
białym szlakiem mitu nostalgii
echo tamtych dni
zdaje relacje
uwięzione w szelest pejzażu
słoneczne popołudnia
pod wieczór się rodzą

krzyk życia nie ustaje
wściekle się wydziera
zdruzgotany od środka

pogłos sie niesie
w zagubieniu błądzi
odcięty od świata
może być ciszą wędrówki
z całą pewnością widzę
zimne ściany urwiska

nagie przemarznięte turnie
białe oblicza zjawy
na jednej z okolicznych ścian
Ludzie Gór
umarli roki temu
ino ik duchy
samotnie krążom nad Osterwy przepaściom
zaklęte w martwe kamienie
żałujom za swoje grzechy
chwile nieuwagi.

6.
Kochom - miłościom gór
zabieram widmo
bacy z redykiem
który wyruszył na zarobek
po kolejnym spadku indeksu
stało się zadość
taki niestabilny układ
zmęczonego życia
wskazywał drogę
ku ośnieżonym szczytom
miłość nie ustaje
spod kłabuka usilnie patrzoł bede
na chyłe urwiska
tam Bóg posioł kamienie
na brzegu wartkiej wody
takie piekne widzenie
po jednej stronie ciemno
po drugiej jasno
za lasem dzwony dzwoniom
ukute misternie w czasie i pamieci
życie nas zostawiło daleko.

7.
Kochała, Władusia …
On tyz – straśnie jom rod widzioł
serce, był skłonny dlo niej wypluć
na oscież otworzyć duse
za Jej miyłość
okalecyć sie na ocak tłumu
coby ino Jej
było dobrze

nie widziała wtej tego omamiono
a teroz ?

syćko wzieno w łeb
Ona musi kochać reśtki cłowieka
co juz za zycio ...
z włosnej woli stoł sie – aniołem

8.
Ona, nie jest juz ...
młodom drycnom dziewkom
jakom jom bocymy.
Jej długie gęste włosy
co splotała w powoje warkocy
przerzedźyły sie mocno
posiwiały – straciły blask.
Piykno gębusia
rumiane policki
pociemniały zniscone
bruzdami sie pokryły.
nie jest je juz telo paradno

Nigdy nie bedzie ...
teroz jej uroda
juz nic nie znacy.
mało kto w niom wierzył

jedynie Bóg racył wiedzieć.

w Nim miała nadzieje
kobieta
pochowana dziś skromnie.

9.
Chleba naszego, powszedniego
dałeś nam ręce na góralską niedole
skolnom ziemie od końca ugorem
obrodziła w kamienie i wanty

bólem pleców usypane kępy
dzieło pokoleń i sobą ciągnięte radło

ofiarnie rządkami zakopane grule
jednym tchnieniem góralski owiesek

sypies ziarnem na ugory nase
tak niewiele potrzebnego do życia

ciesze sie patrząc na widnokręg
pamiętom życie było na kartki

nic nie spaduje z błękitnego nieba
w powietrzu ptoki widze znikajom

po drugiej stronie lądu wspomnienia
próżne perspektywy powinowadztwa

10.
(w obrzędzie procesji Bożego Ciała)

Umilkliśmy przy kaplicy na Prędówce
gdzie długim zmęczeni podejściem
wsród napęczniałych kwiatów lata
przytłoczeni bogactwem przesłania
kolorami z odzienia otaczających
ludzi o pięknych prostych twarzach
szarych dylematach swoistych trosk
ambitne ich kroki zarosłe chwastem
wpisują się psalmem w duchowy klimat

stanęliśmy na modlitewnik wzgórza

tam nad kamienną ostoją drzewa
światłość światła smugą na wylot
tyle niecodziennego widoku
ile mnie obok za młodu z labiryntu
przytulam oczy do kamiennej ściany
do wnęki zaglądam – serce tłucze się dziko
za kuźnicką kratą Ukrzyżowany przykuty
jedną ręką się chwyta za serce
rzecznik jedności wszystkich wiernych
niezbędna cnota do przetrwania
wszystko przekracza swoją wszechmocą
immanentny w naszym życiu

nieobojętnie opuszczam powieki
tuż nad głową anielskie skrzydła
odczuwam przeżywam w swoim wnętrzu doznaję
o duchowy element pocierając się wstałem
poszedłem kilka słów powłóczystym spojrzeniem
nie patrząc w oczy łatwiej przemycić nicość
jednocześnie przejść koło prawdy

czerwcowy motyl plącze się czule poboczem
to (paź) ministrant w towarzystwie owadów
ksiądz – schodzone nogi przemienia
pod osłoną baldachimu – majorowy śpiew
plącze się droga w nastroju całości
cień dubluje kontury biorących udział

od czasu do czasu próbuję wrócić w tamten czas.