Daleko stąd ...
Gdzieś, to wiem, że na Podhalu ...
Niewielki skrawek mojej (Naszej) ziemi
Był on moim (Naszym) początkiem raju
Wiosny kwitnącej kwieciem, lata, aż do jesieni
Powietrzem rześkim nocy rosa o poranku się mieni
Góry, mruczą złowrogo ich cień zawraca
Omijam ich twarzą idę w kierunku morza
Jestem przekonany że to zakłamania granica
Obchodzę wydmy bez marzeń po mojej stronie zorza
Lecz ja idę ciągle w nieczekaniu ogarnia mnie groza
Ciszo z (Naszych) gór w zapamiętaniu ptak się błąka
W obrzeżach Wielkich Jezior kolejne dni w oderwaniu
Pełne nadziei. Daj to czego wziąć nie umiemy
Echo w zatrzaśniętym spojrzeniu codzienność wniebogłosy
Naszą drogę tułaczą na lata poplątały losy
Boże mój, nie daj ... abym był rzucony jak kamień
Złamany jak drzewo, powstane, tylko podaj dłoń
Jako pierwsze, nie daj nosić ciężkiego krzyża
A jeśli ma być ciężki, to daj – krótką drogę
Nie zawiodę, doniosę do końca – tak daleko jak mogę.