Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
PRZEMINYNO Z HOLNYM · Dziadek uczył nas ...

dziadek uczył nas patrzeć ...

1
gdy wracał po pracy na koniec dnia
w domu zalegała cisza
jak makiem zasiał ruchomy czas
przez jedno serce najdroższe

koronkę odmawiało się wieczór
siadaliśmy pospołu gromadnie
przy ciepłym piecu ten sam początek
akt wiary - zdrowaśka - za Podhale

Pan Bóg – nie opuści tej ziemi
gdy na pustkowiu stworzył raj
w nieokreślonym bliżej miejscu
gdzie wszystko rośnie tak jak na ziemi

w nieskończonej ciszy impresją
spojrzenie za miasto odbiega
o ciepłych oczach mijane rozkosze
nie zauważyć piękna zielonej krainy

łan owsa przeciąga się w ciszy
długie dojrzałe zagony wpisane w naturę
środkiem wyboista droga
biegnąca na spotkanie z sobą do wioski

2
dom wyjątkowo rodzinny
na niewielkim wzniesieniu
pola ubrane w kwiaty
(trzymam je do dziś ciepłą dłonią)

dziadek - uczył nas patrzeć na świata rytuał
błogosławioną radę dało mu życie
a życie całe jedną jest radą
radować się trzeba z tego co jest

nigdy nie bądź zazdrosnym o szczęście
które zagości osłodą u innych
dookoła dosyć jest źrenic
co tobie zazdrościć będą

3
rzekło mi jeszcze w przezorności życie
swojego gniewu i złości pilnujcie
kto swego języka nie spląta
ten nogi mieć może splątane

kim byś ty człeku nie był kolejno
zachwytem żyć trudno kiedy dorośniesz
na miarę godności trzeba się uczyć
nie gesty piękne oznaką człowieczeństwa

potężni świata z nudy wszyscy pomarli
przed śmiercią głowy skłonili pokornie
do wnętrza ziemi jak jeden zeszli
ci wszyscy, którzy pałace wznosili co roku

ze setek tysięcy dóbr i rozkoszy
tylko odzienie z sobą zabrali
bo to doprawdy dobytkiem ich było
tym się okryli co innym dali

4
lepiej jak człowiek ciepły spokojem
szacunkiem dobre imię po sobie zostawi
niźli by pałac - wypełniony bólem

szanować każdy szczątek oszczędzać
oszczędność wielką jest cnotą bezsprzecznie
śmierć powiedziała - majątku się nie bierze

nieoszczędny niczego mieć nie będzie
i sam wart jest niewiele
„ziarnko do ziarnka uzbiera się miarka”

5
otulając troską dziadkowskiej czułości
gładził bliskością znużone powieki
dobrotliwie ujmując zaspane rączęta

męskie serce ulegając wzruszeniom
na widok pierwszych stawianych kroków
podrzucaniem do góry otwierał im usta

bez zdejmowania roboczego ubrania
uczył jak kopać piłkę rozmoczoną wiosną
wnuczkom zrywał najpiękniejsze kwiaty

nie dowierzając jak szybko rosną dzieci
odmierzał im wzrost co kilka miesięcy
rysikiem znaczył na framudze drzwi

wciąż słyszę w sercu z ust kołysanki
radość i dumę wspólnie trud dzieląc
otrząsnął się zamilkł - cierpliwie tu czeka