Bill ... (po prawdzie Bolesław) na codziennie wskazanym spacerze.
Otwierają się w sercu strona po stronie
przedawniło się lato i jesień się przedawnia
lepsze wczorajsze jutro miało nadejść dziś
pod parasolem złudzeń widać jak idzie
z laseczką, wzięty pod rękę starszy pan
w czapeczce Bulls’ów (uwielbia ich grę)
równocześnie chroni od słońca cały niepokój
arterią chodników idą z opiekunką
idą ... pomiędzy ziemią i niebem
(taka wizja jest oczywiście złudzeniem optycznym)
wzdłuż ogrodzenia chowają krajana
to i rodzina płacze nie był to w pełni zły człowiek
w konarze dzięcioł wykuwał mieszkanie
lecz nie dokończywszy
odleciał z wdziękiem
laska Billa ciągnięta frywolnie
z dziwaczną czkawką odliczała
sztachetki cmentarnego płotu ...
(tam w środku byli żywi ludzie)
wśród różnych odcieni niezadowolenia
to nie jest kwestia wypowiedzianych słów
zacieśniania przestrzeni do nikąd
cmentarna cisza tworząca układ zamknięty
całkowicie rozmyła święty spokój
sam się sobą zadławił
w dużym stopniu był komplikacją
myśli ...
łamią się na kruchych ramionach
zdziwione nagrobkowe tabliczki
z kryształów łez utworzony świat
na śmierć zapomniał o tym miejscu
ale, ujrzał krzyże i tak sie zdziwił
omal nie usiadł na swoje miejsce
z drugiej strony płotu
twarze bliskie dalekie idą tabliczkami
bez końca ławeczki i jeszcze wolne miejsca
On ciągle wierzy że pójdzie do nieba
do żony
która tu była
ale odeszła (na) wieki
bez ostrzeżenia.