tam gdzie kończy sie zachód ...
gdzie góry majaczą na horyzoncie Montany
dwaj wojownicy z plemienia Flathead
jadąc konno w bezksiężycową noc
do swych osad pod wzgórzem
usłyszeli płacz dziecka w niebogłos
na skraju lasu w oddali wzgórza - Flathead
przeszukali zarośla w czarnej paszczy nocy
znaleźli, nagie maleństwo w chuścinie
z frędzlami ze skór
zanoszące się płaczem
w ciemnościach wyglądało ... „white skin” *
wzięli je ... jak mogli zostawić?
Jeden z nich otulił je pledą wełnianą
jedną połówką swej twarzy utulił
aż umilkło ...
nie ujechali z 300 yardów
kiedy zew, wilczy skowyt
wydobył się z ust niemowlęcia
wywołując bladą trwogę
ten co je wiózł, wrzasnął i spłoszył konie
zawiniątko wyrzucił w nurt rzeki - Flathead
sami galopem pognali wzdłuż brzegu
za zakrętem dali odpocząć zmydlonym koniom
wyprostować plecy się zatrzymali
zachodni wiatr przewiewa nas pod skórę
każdego dnia blady błękit w tutejszym jeziorze
szpaler brzóz przydrożnych miotając
pióropuszem snów skręca w naszą pamięć
wichrząc marzycielski niepokój
miejscowym balladom.
Ps. Z wycieczkowych wojaży po dzikim zachodzie - początek sierpnia 1992.
(zasłyszana od Indian - Flathhead - ballada o białym wilku) ...
• white skin – biala skóra